Mundialowe oceny - a jednak im się udało!
Nie ukrywam, po kilku niezwykle emocjonujących dniach czuję się dzisiaj trochę rozczarowany. To tylko mnie za bardzo już rozpieścił mundial, czy ktoś podziela moje uczucia? Mocny niesmak czułem szczególnie po popołudniowych meczach, w których tylko jedna drużyna naprawdę pragnęła zwycięstwa, a pozostałe trzy... cóż, może lepiej to przemilczmy. Na wieczór do gry po raz ostatni wkroczyła grupa D, w której każdy gol zmieniał sytuację w wirtualnej tabeli - nie mogę się jednak pozbyć wrażenia, że ostateczny rezultat był zapisany w gwiazdach - i oby tylko tam. Przejdźmy jednak do konkretów.
Plusy:
Miłe, smutne pożegnanie
Peru zasłużyło na to zwycięstwo w trzystu procentach. Cholernie żałuję, że to jedyne, co ostatecznie wyciągnęli z tych Mistrzostwa Świata, bo stać ich było na wiele, wiele więcej. Gdyby Guerrero, Carillo i spółka zdobywali gole tak skutecznie, jak zdobyli nasze serca, mogliby już szykować się do meczu 1/8 finału z Argentyną. Skoro już o bramkach wspomniałem - obaj wcześniej wymienieni panowie byli zdecydowanie wyróżniającymi się postaciami na murawie, za co zostali nagrodzeni trafieniami. Szczególnie gol Carillo jest warty obejrzenia - zdawało się, że akcja jest już stracona, ale Guerrero utrzymał się przy piłce, poczekał i mądrze zagrał na wbiegającego skrzydłowego, który zbyt długo się nie zastanawiał. Właśnie czegoś takiego brakował przeciw Danii.
Grupa śmierci? Pfff...
Chyba dla tych, których czekał mecz z potężnymi Chorwatami. Siedem strzelonych goli, jeden stracony (kocham Cię Dejan, bez pucharu nie wracaj), zero złudzeń pozostawionych rywalom. Hrvatska w pełni zasłużyła na wszystkie pochwały, którymi jest obsypywana - ja za swojego życia nie miałem okazji widzieć jej w tak dobrej formie. Dzisiaj nawet skład złożony w większości z rezerwowych piłkarzy był lepszy od Islandii, choć owszem, brakowało im skuteczności, którą zapewniał chociażby Ante Rebić. W środku pola, mimo obecności Modricia, dzielił i rządził dziś dotychczas ukryty w odmętach ławki Milan Badeij. Jeśli taki zawodnik jest za słaby na pierwszy skład, to chyba najlepiej pokazuje, jakim potencjałem dysponuje kadra Zlatko Dalicia.
Więcej szczęścia niż rozumu
Ach, ta Argentyna. Pierwszy raz zjawia sie u mnie w plusach, ledwo co wychodząc z grupy, a ja i tak mam ochotę ją objechać. No bo widzicie, tam ciągle popełniana jest masa tych samych błędów - Dybala i Lo Celso nadal są przyklejeni do ławki, Pavon nadal tylko z niej wchodzi, a ich kosztem kolejny mecz w podstawowym składzie zaczyna sabotażysta Di Maria, beznadziejny Perez i Higuain, który... jest sobą, to właściwie wystarczy. Widzicie jednak, wystarczyło naprawić jeden, najpoważniejszy błąd - wpuścić Banegę za jednego z pary Mascherano - Biglia - żeby tak wiele rzeczy wyglądało o niebo lepiej. Dzisiaj jednak byłoby lepiej, gdyby to Javier usiadł na ławce... No i znowu ratujący sytuację Marcos Rojo - mało który napastnik wykończyłby to lepiej. A już na pewno nie Gonzalo.
Ich czas jeszcze nadejdzie
Po Nigerii nie spodziewałem się wiele. Właściwie to nie spodziewałem się po nich nic. Słysząc o reprezentacji, której liderem jest Victor Moses, za każdym razem nie mogłem powstrzymać się od śmiechu. Tymczasem wyglądało to całkiem dobrze - do tego stopnia, że chłopaki prawie wykaraskali się z grupy, z której nie mieli prawa nawet powąchać awansu. W tym miejscu muszę szczerze przyznać, że nawet ja, wanna-be dziennikarz, nie znałem wielu nazwisk zawodników grających w podstawowym składzie Nigeryjczyków. Czuję się tym tak skrępowany, że od razu po wykończeniu artykułu zabieram się za odrabianie zaległości. Ta młoda reprezentacja ma mnóstwo potencjału i nie zdziwię się, jeśli w najbliższym czasie zgarnie laury na kontynencie afrykańskim.
Minusy:
Wygrana? A po co?
Wygląda na to, że mogę już zakończyć poszukiwania najgorszego meczu na tym mundialu. Tak, wiem, mecz Panamy z Tunezją jest jeszcze przed nami, ale tak długo, jak któraś z drużyn będzie prezentowała jakieś chęci do gry, będzie to lepszy mecz od dzisiejszego "pojedynku" Francji z Danią. Cudzysłowu użyłem dlatego, że bardziej to wyglądało jak umówiona wcześniej wspólna gierka treningowa przed fazą pucharową. Nawet strzały - Francja rzutem na taśmę zrobiła dwucyfrówkę, Duńczykom starczyło pięć - zdawały się być na alibi, żeby w statystykach nie wyglądało to na ustawkę. Najlepszy podsumowaniem meczu niech będzie ilość gwizdów, jakie obie drużyny otrzymały po heroicznym przetrwaniu na murawie przez 90 minut.
Plan legł w gruzach
Czekajcie, akurat gdy miałem zacząć pisać, wpadłem na pewien pomysł... może Australijczycy dostali cynk o tej ustawce? Może dlatego z minuty na minutę grali coraz gorzej? Może dlatego zabrakło im determinacji? Może dlatego był to ich zdecydowanie najgorszy mecz na tych mistrzostwach? No nie wiem, nie chcę wyjść na Antoniego Macierewicza, ale coś mi tu cały czas śmierdzi. Nie zarzucam Australii wywieszenia białej flagi jeszcze przed pierwszym gwizdkiem, nic z tych rzeczy - nie sądzę jednak, żeby właśnie tak wyglądał szumnie zapowiadany plan na pokonanie Peru. Gdyby nie stałe fragmenty, Socceroos mieliby... nie wiem, ze cztery strzały? Z drugiej strony, dokładnie tyle wystarczyło ich rywalom na dwa gole...
Świat to już za duża scena
Co nie zmienia faktu, że Islandię będziemy miło wspominać. Zresztą, jeszcze kilkanaście minut przed końcem meczu byli ledwie bramkę od awansu, co faktycznie było widać na boisku! Islandczycy porzucili swój tradycyjny wesoły autobus i próbowali naciskać na Chorwatów, co jednak, mimo pojedynczych sukcesów, było ogólnie skazane na porażkę. Proste porównanie - środek pola Islandczyków stanowili gracze beniaminka Premier League i średniaka Serie A, podczas gdy rezerwowej Chorwacji (oprócz grającego od początku Modricia) - piłkarz Fiorentiny i kolejny zawodnik Realu. Takiej różnicy klas, niestety, nie da się zakopać samą determinacją. Przynajmniej jeśli nie jesteś Argentyną, hehe.
Diego Maradona
Bezdyskusyjnie Man of the Match wieczornego pojedynku Argentyny. Tańce, hulanki, swawole... a później było juz tylko lepiej, bowiem rozpoczął się mecz! Przy golu Messiego opętał go... w sumie to wolę nie wiedzieć, co go opętało, później deprecha po karnym Mosesa, aż wreszcie nadszedł gol Rojo oraz... środkowe palce dla całego świata. Boski Diego jak król świata czuł się jednak tylko do ostatniego gwizdka, bowiem później trzeba go było wyprowadzać z loży, jako że nogi odmawiały posłuszeństwa, a z głową było równie źle, o ile nie gorzej.
Trzynasty dzień mundialu już za nami, dwunasty dzień pisania - za mną. Jeszcze tylko dwa do zasłużonego dnia przerwy! Chociaż czy jest się czym cieszyć, skoro masz świadomość, że tuż po nim czekają cię starcia Urugwaju z Portugalią czy Argentyny z Francją? To dopiero będzie frajda z oglądania! Nie wybiegajmy jednak w przyszłość, najpierw zmagania zakończyć muszą grupa E i F - a w nich Niemcy i Brazylia, które o dziwo nie mogą pozwolić sobie na wystawienie rezerw tak jak Chorwaci i Francuzi, tylko muszą walczyć do samego końca. No cóż, sami sobie zapewnili taki los... tym lepiej dla nas!