Trochę przyfarcili, trochę zaimponowali. Belgia eliminuje Japonię w ostatniej akcji meczu
Zapewne niewiele osób spodziewało się, że mecz Belgii z Japonią okaże się takim zarąbistym hitem! I że Japończycy postawią Belgom cholernie trudne warunki, przegrywając właściwie przez jeden głupi rzut rożny w samej końcówce spotkania. Azjaci prowadzili już 2:0, ale ostatecznie musieli uznać wyższość Czerwonych Diabłów, które wygrały 3:2, zdobywając gola w ostatniej akcji meczu.
Belgowie do tej pory nie zagrali na tym turnieju właściwie żadnego poważnego spotkania. Trudno za takowe uważać pojedynki z Tunezją i Panamą, a mecz z Anglikami... wiadomo jakie podejście miał do niego trener Roberto Martinez, który wprost powiedział, że nie zależy mu na wygranej. Jeszcze przed turniejem miałem bardzo duże wątpliwości co do środka pola złożonego z dwójki Witsel - De Bruyne, bo o ile ten pierwszy to reprezentacyjny weteran i mogę go zrozumieć (choć gra w Chinach), o tyle ten drugi z pozycją nr 8 ma tyle wspólnego co parada równości z dobrym smakiem. Nikt ich na dobrą sprawę porządnie w Rosji nie zweryfikował, no i niewielu oczekiwało, że zrobią to Japończycy, którzy, powiedzmy to sobie wprost, za gigantów futbolu raczej uważani nie są. Dosłownie i w przenośni. A tu jep! Suprise, motherfucker!
Od samego początku Japonia była ustawiona w 4-2-3-1, które w fazie defensywnej zmieniało się na 4-4-2. Chociaż właściwie było to... 4-2-4, ponieważ skrzydłowi podchodzili wysoko do linii z Osako i Kagawą, żeby uniemożliwić Belgom przejście z piłką od trójki stoperów do trójki ofensywnych graczy. Witsel i De Bruyne również byli skutecznie odcinani, tym bardziej że w środku Japończycy mieli jeszcze dwóch defensywnych pomocników, którzy skutecznie zamykali tamtą strefę boiska. Japońce, jak to Japońce, zapieprzały jak mrówki, gdy najeżdżam im kosiarką na mrowisko, przez co europejscy faworyci nic ciekawego w pierwszej połowie nie pokazali. Ich rywale byli zorganizowani lepiej niż III Rzesza w pierwszy rok II Wojny Światowej, ale to nie wszystko... Bo myślicie pewnie, że Samuraje ciągle się broniły? Nic bardziej mylnego! Gdy Japonia już miała piłkę, potrafiła nią pograć, wymienić kilka podań, a nawet rozegrać ciekawy atak pozycyjny. Dlatego do przerwy schodzili z wynikiem 0:0 i posiadaniem wynoszącym 44%.
Druga połowa zaczęła się wesoło, bo w 52. minucie było... 2:0 dla Japonii! Najpierw szybką kontrę (i błąd Vertonghena) wykorzystał Haraguchi, a chwilę później pięknym uderzeniem zza szesnastki popisał się Inui, który miał tam tyle czasu, że mógłby jeszcze na spokojnie iść do kibelka, żeby się odlać. Ano tak, między bramkami w słupek trafił Eden Hazard, ale who cares. Belgia nagle stanęła pod ścianą, a Japończycy, którzy ostro pracowali przez swoje perfekcyjne ustawienie defensywne, dostali dodatkowych sił. Mecz zrobił się bardzo otwarty, a akcje przenosiły się spod jednej bramki na drugą. Wyglądało na to, że albo Europejczycy wcisną tego niezbyt zasłużonego gola, albo Azjaci skontrują ich i raz na zawsze odeślą mocno przereklamowaną drużynę do domu.
Niestety, ale stało się to pierwsze. Gola na 1:2 zdobył Vertonghen, który na skraju pola karnego głową chciał wbić piłkę w środek szesnastki, ale przypadkowo przelobował bramkarze i zrekompensował swój błąd przy trafieniu Haraguchiego. Czerwone Diabły poszły za ciosem i pięć minut później wyrównanie dał im legendarny Fellaini, który swoim afro niczym Thor młotem wpakował futbolówkę do siatki. 2:2, no kurde przypał. Japończycy od tego momentu mocno siedli, widać po nich było trudy meczu, a Belgia dominowała na ich połowie. Od czasu do czasu Samuraje coś tak wykombinowali, wracali do gry, którą prezentowali przez większość spotkania, ale nic z tego nie wynikało, choć kilka razy Courtois miał ciepło. W końcówce Azjaci nieco dłużej utrzymywali się z piłką pod polem karnym Belgii, a w 94. minucie wykonywali rzut rożny i ch*j wie po co, postanowili dośrodkować, mimo tego że centymetrami to oni raczej nie grzeszą (that's what she said). Efekt? Kontra, Belgowie rzucili się jak szarańcza, De Bruyne w końcu rozegrał, a Chadli po podaniu Meuniera wykończył, 3:2 i Mitsubishi. Japonia do domu.
Wnioski? Belgia serio jest daremna i gdyby nie indywidualna jakość piłkarzy (oraz łeb Fellainiego), to mogłoby się tutaj skończyć ich wysoką porażką. Neymar, weź wyślij tych parodystów do domu...
CIEKAWOSTKI:
- Ostatnią drużyną, która w mundialowej fazie play-off dokonała powrotu z wyniku 0:2 i przeszła dalej, była oczywiście reprezentacja Niemiec. W 1970 roku przeciwko Anglii.
- Belgia to pierwsza drużyna w historii mistrzostw świata, w której dwóch rezerwowych zdobyło gola w fazie play-off.
- Gol Jana Vertonghena to najdalsze trafienie głową na mundialu odkąd Opta zaczęła to liczyć, czyli od 1966 roku. Skubany przywalił łbem z 18,6 metra.
- Gol Haraguchiego to pierwsza bramka Japończyków w mundialowej fazie play-off w historii.
- Belgia jest daremna, weźcie ją wyeliminujcie.
SKŁADY:
Belgia: Courtois - Alderweireld, Kompany, Vertonghen - Meunier, De Bruyne, Witsel, Carrasco (65. Chadli) - Mertens (65. Fellaini), Lukaku, Hazard
Japonia: Kawashima - H. Sakai, Yoshida, Shoji, Nagatomo - Hasebe, Shibasaki (81. Yamaguchi) - Haraguchi (81. Honda), Kagawa, Inui - Osako