Nie tylko Belgowie, Chorwat również gada głupoty
Wczoraj pisałem o tym, że trzeba umieć przegrywać. Wnioski wyciągałem na przykładzie Belgów, którzy ulegli Francuzom w meczu półfinałowym Mistrzostw Świata i nie potrafili godnie tego przyjąć. Hazard i Courtois postanowili pojechać po stylu gry Trójkolorowych, jednocześnie zapominając, że niejednokrotnie grali tak samo, a w rzeczonym meczu i tak oddali mniej strzałów niż Francuzi, którzy rzekomo promowali antyfutbol. Wydawało mi się, że pierdoły można gadać z frustracji wynikającej z porażki. Otóż nie. Dejan Lovren pokazuje, że podobne objawy pojawiają się po zwycięstwie.
Chorwaci ograli wczoraj po heroicznym meczu Anglików, czym zapewnili sobie pierwszy w ich historii Finał Mistrzostw Świata. Na pewno należą im się ogromne gratulacje, tym bardziej, że stawiano ich na przegranej pozycji. Mieli oni w końcu w nogach jedną dogrywkę więcej i mówiono, że nie będą w stanie wytrzymać tempa. Tymczasem oni zajechali Wyspiarzy, którzy w ostatnich 20 minutach czasu podstawowego i w dodatkowym czasie gry w zasadzie tylko stali na boisku. Takie zwycięstwo musiało podbudować ich mentalnie, ale niektórym ego urosło chyba za bardzo. Dejan Lovren powiedział w wywiadzie dla BeIN Sports, co uważa po sobie:
Zaprowadziłem Liverpool do finału Ligi Mistrzów, teraz jestem z kadrą finale Mistrzostw Świata. Uważam, że ludzie powinni rozpoznawać mnie jako jednego z najlepszych obrońców na świecie
Jakby to powiedział Tadeusz Sznuk: "raczej nie". Lovren jest co najwyżej solidnym obrońcą, a fakt, że jego zespoły grały w tym sezonie bardzo dobrze wynika z tego, że ma po prostu wyśmienitych kolegów. Nie jest on absolutnie ostoją żadnej z tych ekip. W Chorwacji defensywą rządzi Vida, Lovren miał nawet nie grać na rzecz Corluki. Liverpoolowi pewności siebie dodał z tyłu Van Dijk. Gdyby Nie Lovren, The Reds pewnie zajęliby wyższą lokatę w Premier League. Lista goli, które zawalił jest bardzo pokaźna. Dwukrotnie dał się przelobować piłce w meczu z Tottenhamem, a z Czerwonymi Diabłami dwa razy wyskoczył do główki z Lukaku, której od samego początku nie miał prawa wygrać. Przez to zostawiał luki, które z premedytacją wykorzystywał Rashford. Chorwat nie popisał się również w spotkaniu z Romą, kiedy piłka przeleciała nad nim przy golu Dżeki. Takich sytuacji jest pewnie znacznie więcej, ale na tę chwilę nie mogę sobie wszystkich przypomnieć. Skojarzenie tych kilku zawalonych goli zajęło mi natomiast jakieś 10 sekund.
To niezbite dowody na to, że Lovren z najlepszymi obrońcami świata nie ma nic wspólnego, a słowa, które wypowiedział są najprawdopodobniej efektem uderzenia w obiektyw zgniecionego fotoreportera, na którym zrobiono kanapkę po zwycięskim golu Chorwatów. Inaczej tego nie wytłumaczę.