PO PO, PO PO, MATTEO POLITANO! Włochy 1:0 USA
Włosi zakończyli swój udział w Lidze Narodów w sobotę po świetnym występie z Portugalią. Teraz Roberto Mancini już wie z czym się je tą zabawę w selekcjonera. Z tej okazji mógł przetestować kilku nowych zawodników, którzy mogą stanowić o sile reprezentacji, która coś sobą zaczyna pokazywać. I mecz z USA udało się wygrać w typowym włoskim stylu.
Za cholerę nie wiedziałem od której strony ugryźć ten tekst. Przecież to był tylko mecz towarzyski reprezentacji, która jest w budowie i w pełnej okazałości zobaczymy ją tak jak z Portugalią, a nie jak zagrali dziś wieczorem. Mancini dał pograć innym, sprawdził czy się nadają i poszerzył sobie tym samym pole do popisu w nadchodzących eliminacjach. Przyjrzyjmy się zatem jak wyglądał mecz ze Stanami Zjednoczonymi.
Włochy (4-3-3): Sirigu; De Sciglio, Bonucci, Acerbi, Emerson; Barella (76' Gagliardini), Sensi, Verratti; Chiesa (46' Grifo), Lasagna (87' Politano), Berardi (62' Kean)
USA: (3-1-4-2): Horvath, Carter-Vickers, Zimmerman, Long; Adams; Cannon (76' Villafana), Delgado (62' Trapp), Acosta (83' Lletget), Moore; Pulisic (83' Gall), Sargent (62' Wood)
Kilka zmian względem meczu z Portugalczykami. Pięć zmian względem sobotniego meczu. Czyli sygnał, że taki Tonali, co jeszcze nie powąchał poważnego grania został wzięty tylko po to, żeby poczuć atmosferę w Coverciano. Cieszą minuty Keana, który jest pompowany jako ten, który jest melodią przyszłości w ataku, który w Italii od lat kuleje.
Anyway. Włosi w tym meczu całkowicie stłamsili Jankesów. Wszystko wyglądało dobrze, ale problem polegał tylko na jednym. Strzelanie goli. Napad, tak jak wspomniałem wyżej nie działa, a jeżeli grał Kevin Lasagna to wiedz, że to nie jest nic normalnego. Przecież ten facet w normalnych warunkach by nie był żadnym wyborem na "9", co pokazuje problem. Wszystko może świetnie wyglądać, do momentu jak trzeba strzelać. Bonucci może zagrywać bajeczne długie piłki, Chiesa może szorować prawym skrzydłem. Ale jeżeli idzie to na dziewiątkę to mamy katastrofę. Nieważne czy to będzie Lasagna, czy Immobile. Belottiego nie liczę, bo on wyleciał z kadry na czas nieokreślony. Może to czas dla Cutrone. W Milanie ten chłopak ma ciąg na bramkę i zamiast go męczyć młodzieżówką, trzeba go przetestować w marcu.
Efektem tego co się dzieje z napastnikami niech będzie 87. minuta. Wtedy Lasagnę zmienił Matteo Politano. Piłkarz Interu po przypadkowej klepce dopadł do piłki i zapewnił zwycięstwo. Tym samym po raz kolejny Włosi zapewniają sobie zwycięstwo w ostatniej akcji, czyli trzeba powiedzieć jedno. Wracają. I dobrze. Brakowało ich w wielkiej piłce. Ich brak na mundialu to jakby ziomek wyjechał na całe wakacje do babci na wieś. A teraz jak wrócą w dobrym stylu to na Euro 2020 może wróci stary układ sił w Europie.
A taki nastrój po meczu ma Roberto Mancini (oglądamy od 1:20):