Cena za Koulibaly'ego przedmiotem dyskusji
Często piszemy o tym, że jakiś klub oficjalnie wycenił swojego piłkarza. Takie informacje są bardzo istotne dla klubów pragnących pozyskać danego zawodnika. Wtedy obie strony grają w otwarte karty. Znacznie skraca to czas negocjacji i oszczędza zabawy w podchody. Wystarczy po prostu zapłacić rzeczoną kwotę i nie ma problemu. Miłośnikami prostego rozwiązywania spraw w klarowny sposób nie jest jednak Napoli. Włosi posiadają w swoim składzie jeden z najgorętszych piłkarskich towarów i choć mogliby zarobić na nim krocie, na razie się do tego nie zbierają. Kalidou Koulibaly jest namiętnie rozchwytywany, a do klubu z Neapolu wpływały już liczne, ogromne oferty za tego stopera. Każda z nich była jednak odrzucana, gdyż Włosi uznawali ją za zbyt niską. Nie kwapili się jednak, by powiedzieć jaka będzie wystarczająca, więc ktoś zrobił to za nich.
Bruno Satin, były agent Senegalczyka, został zapytany przez francuski oddział Canal+ o szanse na transfer defensora do Paris Saint-Germain. W rozmowie musiała się też pojawić oczywiście ewentualna kwota, którą Paryżanie musieliby zapłacić. No i padła. Stwierdził on, że potencjalny kupiec będzie musiał wyłożyć na stół równiutkie 100 milionów euro, które oczywiście uczyniłyby Koulibaly'ego najdroższym obrońcą na świecie. To dosyć ciekawe, biorąc pod uwagę fakt, że Manchester United proponował już za niego więcej, gdyż brytyjskie media wspominały o 95 milionach funtów, które po przewalutowaniu są sumą wyższą od tej rzuconej przez Satina. Agent twierdzi, że Senegalczyk stanieje, ale nie bardzo chce mi się w to wierzyć. Obrońca wciąż jest w formie i rozwija się. Wydaje się więc, że Satin chciał tylko narobić szumu wokół siebie. To, co powiedział mija się z prawdą tak bardzo, jak Bartosz Kapustka z kadrą Polski.
Jak natomiast wygląda sytuacja z transferem do PSG? Agent stwierdził, że Paryżanom jest on niepotrzebny, gdyż mają kilku dobrych stoperów, czego dowodem była konieczność przesunięcia Marquinhosa na defensywnego pomocnika. Zażartował nawet, że w takiej sytuacji Koulibaly musiałby grać na "dziesiątce". Takie śmieszki tylko pokazują, po co Satin poszedł do telewizji i co miał na celu. Rzetelne, merytoryczne wycenienie piłkarza ze stosownym, popartym wiarygodnymi argumentami uzasadnieniem na pewno nie było jednym z nich.