Lazio króluje po derbach!
Lazio nie wspomina najlepiej najświeższej rywalizacji z lokalnym rywalem - AS Romą. Tym razem kibice niebieskiej części Rzymu mogą jednak spać z uśmiechami na twarzy, chociaż zapewne prędko tej nocy nie zasną. Ich piłkarze pokonali bowiem rywala zza miedzy i wygrali w pełni zasłużenie i to wysoko, bo 3:0!
Składy:
- Lazio: Strakosha - Bastos, Acerbi, Radu - Marusić, Milinković-Savić, Leiva, Alberto (70. Parolo), Lulić - Caicedo (64. Immobile), Correa (78. Cataldi)
- Roma: Olsen - Florenzi, Fazio, Jesus, Kolarov - Cristante, De Rossi (66. Pastore), Pellegrini - Zaniolo (61. Perotti), Dżeko, El Shaarawy (82. Schick)
W ostatnich latach derby Rzymu stały pod znakiem Romy. 13 poprzednich meczów to zaledwie dwie wygrane Lazio, osiem zwycięstw AS i trzy remisy. Zgoda Wisły Kraków miała jednak nadzieję na przełamanie słabej passy w wojnie o Wieczne Miasto, tym bardziej że ich największy rywal w tym sezonie - jak na swój potencjał - zawodzi. No, co prawda był niepokonany od 8 spotkań, ale to tylko taki szczegół, nad którym nie będziemy się dłużej zastanawiać.
"Biancocelesti", którzy na wspólnym stadionie byli gospodarzami, rozpoczęli ten pojedynek z buta i siedli na Romie z wielkim impetem. Serwowali im atak za atakiem, a golem śmierdziało na wiele kilometrów, może nawet i w Neapolu. Chociaż wiadomo, że tam akurat śmierdzi z innego powodu. W końcu kibice poznali przyczynę owego smrodku, a był nim Felipe Caicedo, który po ładnej asyście Joaquina Correi kiwnął sobie Robina Olsena i strzelając do pustaka, wyprowadził Lazio na prowadzenie. Nieźle przy tym zakręcił się Juan Jesus, który nie wiedział, jak ma się ustawić przy szybkim ataku, hehe, rzymian, ale trudno go jakoś obwiniać za utraconą bramkę.
Gospodarze (choć brzmi to głupio w kontekście tych derbów) nie zwalniali tempa i przeważali przez dobre 20 minut. Dopiero potem "Giallorossi" zaczęli się nieśmiało budzić, a oczka przetarł Edin Dżeko, który najpierw położył Francesco Acerbiego, a potem oddał celne uderzenie. No i w sumie tyle z ofensywnych przygód Romy w pierwszej połowy, bo nic specjalnego nie pokazali, a sam strzał Bośniaka także wcale groźny nie był. Lazio broniło się bardzo dobrze, ale potencjału na zmianę wyniku raczej nie było.
W drugiej części gry podopieczni Eusebio Di Francesco ostro zaczęli gonić swoich wrogów. Co prawda w tym zagonieniu mogli dostać drugą bramkę, kiedy Federico Fazio nie dogadał się z Olsenem w kwestii wyczyszczenia toczącej się w stronę bramkarza futbolówki, co zdecydowanie chciał wykorzystać Caicedo. Trochę za bardzo zdecydowanie, bo sędzia odgwizdał faul. Romie sygnał do ataku dał po godzinie gry Stephan El Shaarawy, który specjalnie nie bawił się w rozkminianie i po prostu uderzył z powietrza po koźle zza pola karnego - co z trudem obronił Thomas Strakosha. Kilka minut później "goście" nieźle oblegali pole karne swoich rywali, kapitalnego gola z dystansu mógł zdobyć Alessandro Florenzi, ale albański golkiper popisał się paradą meczu. Chwilę później "Giallorossi" znowu stanęli przed szansą, ale piłka minimalnie minęła słupek.
Smutno kibicom ASR zrobiło sięw 71. minucie, ponieważ... Lazio dostało karnego. Correira ruszył do prostopadłej piłki i został sfaulowany przez Fazio. Do jedenastki podszedł Ciro Immobile i "Biancocelesti" prowadzili już 2:0! Roma rzuciła się do ataku i bardzo ambitnie próbowała złapać kontakt, ale... w 89. minucie przegrywała już 0:3! Rezerwowy Danilo Cataldi uderzył zza szesnastki i po rękach Olsena trafił do siatki, pobiegł w stronę trybun i ściągnął koszulkę, za co zobaczył żółtą kartkę. To nie był jedyne emocje w tej końcówce, ponieważ chwilę później drugą żółtą i w konsekwencji czerwoną kartkę zobaczył Aleksandar Kolarov, przez co "goście" musieli kończyć w osłabieniu. Nie miało to jednak żadnego znaczenia, ponieważ królem Rzymu bezsprzecznie zostało LAZIO!