Oficjalnie: Keita wraca do Włoch
Lazio Rzym ma za sobą bardzo udany sezon. Co prawda nie udało im się ostatecznie zakwalifikować do Ligi Mistrzów, bo spartaczyli kompletnie ostatnią kolejkę, przegrywając z Interem Mediolan, ale rozgrywki i tak można zaliczyć do pozytywnych. Wielu zawodników wybiło się w trakcie trwania tego sezonu, ale niektórzy byli na tyle dobrzy, że zrobili to już rok wcześniej. Balde Keita wyróżniał się w błękitnych barwach przed resztą swoich kolegów, co zaowocowało transferem do AS Monaco. W klubie z księstwa miał zastąpić Kyliana Mbappe. Biorąc pod uwagę to, co teraz wyczynia Francuz, było to zadanie raczej niewykonalne. Senegalczyk i tak zaliczył całkiem przyzwoity sezon, ale teraz wiemy już na pewno, że był on prawdopodobnie jego ostatnim w barwach zespołu z Księstwa.
Senegalczyk został bowiem oficjalnie zaprezentowany jako nowy piłkarz Interu Mediolan. Nerazzurri wypożyczyli skrzydłowego na rok. Za samą możliwość dokonania tego transferu zapłacili 5 milionów euro. Ponadto w umowie została zawarta klauzula pierwokupu. Mediolańczycy nie są zobligowani, by sprowadzać Senegalczyka na stałe po tym sezonie, ale mają taką możliwość. Jeśli będą chcieli z niej skorzystać, będą musieli zapłacić dodatkowe 34 miliony. Jeśli transakcja dojdzie do skutku, Monaco zarobi na niej łącznie 9 baniek. Świetny biznes, biorąc pod uwagę, że absolutnie nie przyczynili się do wzrostu ceny rynkowej skrzydłowego. To wciąż jednak nie ten poziom szachrajstwa, co Wolverhampton.
Keita przychodzi do Mediolanu jako substytut Malcoma. Nerazzurri bardzo chcieli bowiem pozyskać Brazylijczyka, ale do walki o skrzydłowego włączyło się tyle klubów, że Mediolańczycy szybko się w niej zagubili. Jestem jednak w stanie zaryzykować stwierdzenie, że na tym transferze wyjdą lepiej. Keita jest tylko wypożyczony, jeśli coś pójdzie nie tak, można go zwyczajnie oddać. Jeśli zaś odpali, będzie nieco tańszy niż Malcom. Są pewne przesłanki, by wierzyć, że Senegalczykowi uda się zawojować Serie A. W końcu już raz był tego blisko, a ten potencjał gdzieś tam w nim drzemie. Spaletti musi tylko głośno krzyknąć, by go obudzić.