Cristiano Ronaldo prowadzi do zwycięstwa w meczu z Napoli
Chcieliśmy hit? To go dostaliśmy. Juventus w końcu nie zagrał w swoim stylu, charakteryzującym się totalnym minimalizmem i dał swoim kibicom na Allianz Stadium prawdziwy koncert. Wynik 3-1 odzwierciedla to, co działo się na boisku. Wygrała drużyna lepsza i nikt nie zamierza z tym polemizować. Napoli natomiast dopadł syndrom Milanu: dobra gra na początku, gol i oddanie pola przeciwnikowi.
Carlo Ancelotti w przeciwieństwie do Maurizio Sarriego nie jest antypolakiem. Znaczy do połowy, bo Piotr Zieliński pojawił się na boisku od pierwszej minuty i radził sobie w tym meczu dobrze. Przynajmniej na początku. Wtedy to cała drużyna Azzurrich wyglądała bardzo dobrze i skończyło się to golem w 10. minucie. Po fatalnym podaniu Bonucciego, które przejął Allan, do piłki dopadł Callejon, zagrał na pustą bramkę do Mertensa, dzięki czemu było 1:0. Niestety dla kibiców Napoli nie na długo. Wtedy od razu się cofnęli i dali Juventusowi pole do popisu. Takie działanie dało efekt w 26. minucie, kiedy Ronaldo na lewym skrzydle, kompletnie nie w swoim stylu, dośrodkował piłkę lewą nogą na milimetry do niekrytego Mandżukicia, który nie zwykł marnować takich sytuacji. Było 1:1 i kwestią czasu pozostawało to, kiedy Juve obejmie prowadzenie. Do przerwy drużyny zeszły przy takim stanie i wszyscy czekali na to, co zdarzyć się musiało.
Ledwo się zaczęła druga połowa, a Ronaldo wziął grę na siebie. W swoim naturalnym ruchu, który wykreował w Realu, poleciał lewą stroną boiska i uderzył na bramkę. Ostemplował w słupek, ale piłka trafiła pod nogi Mandżukicia i Ospina był bez szans przy drugiej próbie interwencji. 2:1 dla gospodarzy, a Napoli próbowało się obudzić. Próbowało, ponieważ Mario Rui za swój faul w 60. minucie obejrzał drugą żółtą kartkę i w konsekwencji czerwoną. W tej sytuacji nie było już czego zbierać. Napoli osłabione próbowało, ale jeżeli nie wykorzystuje się takich setek jak ta Callejona, to nie ma szans na lepszy wynik. Nawet jak się wpuści Milika. Arek w tym meczu nie miał za dużo do powiedzenia, zresztą po chwili Juve zamknęło mecz. Po dośrodkowaniu z rzutu rożnego uderzał niecelnie Ronaldo, ale na miejscu był Leonardo Bonucci, który wpakował na 3:1, zakomunikował cieszynką, że spodziewa się dziecka i rodem z meczu Juventus – Milan z marca tego roku przejechał na kolanach w stronę kibiców, tym razem nie będąc gwizdanym i obrzucanym wyzwiskami. I można było się rozejść.
Juventus tym spotkaniem udowodnił, że nie ma absolutnie żadnej konkurencji w lidze. Cristiano Ronaldo pokazał, za co został sprowadzony do Turynu. Tym razem to on ciągnął grę zespołu i jego postawa, pomimo braku gola z jego strony, była kluczowa. Na takie mecze został ściągnięty i sprostał zadaniu w meczu o prawdziwą stawkę. Z kolei Napoli musi sobie poradzić z kontrolowaniem takich pojedynków, bo niby drużyna inna niż ta Sarriego, ale zdecydowanie lepiej wyglądają, jak traci pierwsza gola, co daje im kopa do walki o korzystny wynik. W kwestii mentalnej Ancelotti ma jeszcze sporo do roboty, ale póki co wszystko tam wygląda lepiej, niż ktokolwiek by przypuszczał.