Gattuso wyrzuci Bakayoko z drużyny?
Kolejny sezon i znów rozgrywki, których Milan nie może zaliczyć do udanych, przynajmniej na razie. Większość wielkich włoskich klubów nie zawodzi i sezon zaczęła przewidywalnie dla siebie. W zasadzie Rossoneri też, ale kibice na pewno liczyli na więcej. Mediolańczycy są ledwie na 10 pozycji w tabeli i daleko im chociażby do lokalnych rywali z miasta, którzy znajdują się na podium. Ci, którzy przez te wszystkie lata nie załamali jeszcze rąk, w końcu zaczynają je załamywać, bo przecież przed tym sezonem znów poczyniono transfery, które miały wzmocnić zespół, a z nich po raz kolejny nic nie wynika. Przy czym taki Higuain jeszcze czasem gola strzeli, to inne wzmocnienia, można raczej nazwać osłabieniami. Jednym z nich jest Tiemoue Bakayoko, o którym w bardzo ostrych słowach wypowiedział się ostatnio jego menedżer, Gennaro Gattuso:
Musi się nauczyć, jak poprawnie przejmować piłkę. Musimy z nim pracować bardzo uważnie, to nie będzie proste. Przecież nie da się w jeden tydzień wymazać wszystkiego, w czym dany piłkarz jest zły. Osobiście wolałby pracować ze starszymi, bardziej doświadczonymi w piłce klubowej zawodnikami.
Trzeba przyznać, że te słowa i tak nie są zbyt gorzkie, biorąc pod uwagę ich autora. Gattusso nigdy nie szczypie się i zawsze mówi co myśli, a w tym przypadku ma pewnie dużo gorsze mniemanie o Bakayoko od tego, którym się z nami podzielił. Niemniej jednak jest ono jednoznaczne. Francuz z taką dyspozycją nie ma czego szukać na San Siro, choć miał się na nim odrodzić, po fatalnym sezonie w barwach Chelsea. Jak się okazuje, nie tylko do tego nie dojdzie, ale już niedługo pomocnik może powrócić na Stamford Bridge. Wcześniej niż przewidywano.
Daily Mirror podaje bowiem, że Milan rozważa rozwiązanie umowy przed czasem. Według źródła Bakayoko może wrócić do Londynu już w styczniu. Biorąc pod uwagę dyspozycję pomocników Chelsea, nie ma szans, by Sarri dał mu jakąkolwiek szansę i czas na boisku, dlatego agent Francuza powinien już zacząć rozglądać się za kolejnym wypożyczeniem, bo przecież za cenę, którą The Blues na nim nakleją, nikt o zdrowych zmysłach go nie kupi. Dopóki oczywiście nie przypomni sobie, jak gra się w piłkę.