Kuba wraca - oby jako symbol wyczekiwanej normalności
W sobotę mój redakcyjny kolega Przemek Pabianek napisał bardzo dobry tekst o sytuacji w Wiśle Kraków (możecie go przeczytać TUTAJ). W skrócie - podsumował ostatnie wydarzenia wokół klubu, opisał konferencję prasową z udziałem nowych sterników "Białej Gwiazdy" - Rafała Wisłockiego, Michała Kwaśniewskiego i Szymona Michlowicza. Przedstawił swój punkt widzenia na te wszystkie sprawy. Moim zdaniem - Przemek zrobił kawał dobrej roboty tym felietonem. Wydawałoby się, że temat zawirowań wokół Wisły jest już wyczerpany. Nic bardziej mylnego - od tamtej pory minęło zaledwie parę dni, a już mamy kolejną porcję rewelacji na temat krakowskiego klubu.
Tych informacji jest naprawdę cała masa, jednak nie można zacząć od niczego innego, jak od ponownego nawiązania do działań poprzedniego zarządu. Po piątkowej konferencji prasowej w mediach rozpętała się burza - jakim cudem dwuosobowy zarząd upadającej spółki ustalił sobie wynagrodzenie na poziomie 900 tysięcy rocznie i większość z tych pieniędzy wypłacił? To jednak nie wszystko - jak udało się dowiedzieć krakowskim dziennikarzom, duża część pieniędzy za mecz z Lechem została przekazana Stowarzyszeniu Kibiców Wisły Kraków w... gotówce. Jest to warte podkreślenia, ponieważ przedstawiciele SKWK odpowiadając na oskarżenia, że dostali jakieś pieniądze od zarządu, wstawiali screeny do swojego konta bankowego, gdzie rzeczywiście żadnego przelewu nie było. No, ale jak widać poradzili sobie w nieco bardziej tradycyjny sposób. "Stowarzyszenie Kradnące z Własnego Klubu" - to chyba o wiele bardziej trafna nazwa dla tej organizacji.
To jednak dopiero początek - swoje 3 grosze musiał wtrącić oczywiście "Gang Olsena". Jak wiemy, Vanna Ly w czasie lotu do Nowego Jorku miał zawał i ledwo go uratowano. I tutaj wyszedł kolejny kwiatek - żona kambodżańskiego hochsztaplera twierdzi, że Vanna przed wylotem do USA miał zapłacić 12 milionów, już szedł do banku zrobić przelew, tylko... zapomniał telefonu. Zapomniał telefonu i poleciał do Nowego Jorku. Ja wiem, że ludzie generalnie nie myślą i dają się ponieść emocjom - zwłaszcza w takich tematach jak miłości do klubu, ale w takie bajki nie uwierzyłby nawet 5-latek. Zachowanie Vanny bardzo nie spodobało się Mattsowi Hartlingowi, "prezesowi-widmo" (szwedzcy dziennikarze w życiu o gościu nie słyszeli), który zaczął w wywiadach wyzywać swojego byłego wspólnika od gnojków i dupków ("jestem poważnym biznesmenem"). Na dodatek, wesoły Szwed, który ciągle się z czegoś śmieje, twierdzi, że wciąż ma prawa do Wisły. Na szczęście, jak to ujął na swoim koncie na Twitterze Krzysztof Stanowski - ten błazen jest obecnie tylko kabaretowym wątkiem w tym całym zamieszaniu.
Mało? To trzymajcie się mocno. Wczoraj od rana w Krakowie miała miejsce duża akcja policji, której celem było przeszukanie mieszkań działaczy TS-u. No i oczywiście już tradycyjnie, bo po raz 4 w ciągu 2 lat, funkcjonariusze weszli do hali TS Wisła. Myślę, że już nie muszą pytać portiera, gdzie tam jest toaleta. Jednak żarty na bok - nie za wiele wiadomo o tej akcji, poza tym, że byłej pani prezes - Marzeny Sarapaty - niestety nie było w domu. Cóż, być może wybrała się na Zanzibar...
Wracając do meritum - czy znaleziono jakieś materiały dowodowe, które obciążałyby któregoś z członków zarządu bądź Radzy Nadzorczej TS-u? Nie zostało to podane do informacji publicznej, jednak po cichu liczę, że jakieś ździebełko trawki na którymś dywanie sobie leżało.
Dobra - było strasznie, było śmiesznie, to teraz czas na jakieś pozytywy. Nowemu zarządowi Wisły Kraków S.A. udało się rozwiązać kilka niekorzystnych umów. Nie ma już śladu po kontraktach z firmami odpowiadającymi za sprzątanie, ochronę i produkcję programów meczowych (wszystko to były firmy, których "prezesami" były osoby w bliskich relacjach z Sarapatą bądź Damianem Dukatem, poprzednim wiceprezesem Wisły). Do oczyszczenia został w zasadzie tylko catering. I to jest chyba dobry moment, żeby napisać dwa słowa o Bogusławie Leśnodorskim. W końcu nie codziennie zadeklarowany legionista pomaga Wiśle wyjść z problemów. Nie ma co tutaj się rozwodzić - wielki szacunek, Panie Bogusławie. Zdecydował się Pan poświęcić swoją energię, czas i pieniądze, żeby posprzątać ten bajzel. Bez wątpienia ten gest nie zostanie Panu nigdy przy Reymonta zapomniany, bez względu na to, jak cała ta sytuacja się skończy.
No i ostatnia, chyba najjaśniejsza część tego tekstu - Jakub Błaszczykowski rozpoczyna od dzisiaj treningi z Wisłą. Czyli stało się - po blisko 12 latach Kuba ponownie zagra z białą gwiazdą na piersi. Jak sam twierdzi - jest skłonny robić to za darmo. Postawił tylko jeden warunek - Wisła musi grać na wiosnę w Ekstraklasie. Wszystko jednak wskazuje na to, że za sprawą Leśnodorskiego i Jarosława Królewskiego (któremu również należą się wielkie ukłony za zmobilizowanie polskiego świata biznesu do pomocy Wiśle) krakowianie uzyskają licencję na grę w najwyższej klasie rozgrywkowej. Na pewno powrót Kuby będzie stanowić nie tylko potężny atut sportowy, ale być może przekona też potencjalnych inwestorów do włożenia swoich pieniędzy w Wisłę. Ja osobiście jestem bardzo podekscytowany, ponieważ Kuba od zawsze był moim ulubionym polskim piłkarzem, a w koszulce Wisły widziałem go zaledwie 2 razy. Czas nieco rozruszać ten licznik.
Reasumując - nie czarujmy się, sytuacja Wisły dalej jest ciężka i jej byt w Ekstraklasie wciąż jest niepewny. I nie mówię tego nawet w kontekście tego sezonu, bo akurat tutaj jestem przekonany, że Ekstraklasa S.A. zrobi wszystko, żebyśmy dograli ten sezon. Bardziej obawiam się tego, co będzie się działo w czerwcu. Jednak takie rzeczy, jak powrót Kuby, rozwiązywanie umowy z dziwnymi firmami, odcinanie się od patologii - na pewno jest to jakieś światełko w tunelu na ten ciężki czas i pozwala z nadzieją patrzeć w przyszłość.