To przepraszam państwa #10 Dbałość o szczegóły to nadgorliwość czy jednak faszyzm?
Mówi się, że nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu. Oczywiście powiedzenie to jest mocno przerysowane, w końcu nie mamy co porównywać holokaustu i śmierci milionów istnień do koleżanką z grupowego projektu, która upiera się, by zrobić wersję na szóstkę. Niemniej jednak, mówi wiele o tej ludzkiej, nie ma się co oszukiwać, negatywnej cesze. Występuje u ludzi z każdej dziedziny, więc nie ma się co dziwić, że nawet i w piłce. Mówi się, że trenerzy są nadgorliwi oglądając ten sam mecz po raz jedenasty, rozbierając błahe, wydawać by się mogło, podanie na części pierwsze, czy tłukąc konkretny element strategii na treningu po raz sześćsetny. Ale czy to aby na pewno odpowiednie słowo, by określić tę dbałość o szczegóły?
Przykładów trenerów, których można by posądzić o tytułową nadgorliwość jest przynajmniej kilku. Mnie pierwszy na myśl pierwszy przychodzi Adam Nawałka, ale głównie dlatego, że ostatnio jego analiza została głośno skomentowana przez Jacha. Polski debiutant stwierdził, że selekcjoner spotkał się z nim przed meczem w celu przeanalizowania jego gry i dania wskazówek. Reprezentant był pod ogromnym wrażeniem szczegółowości i ilości materiałów, które mu pokazano. Stwierdził, że nigdy nie spotkał się z analizą na takim poziomie. Jestem pewien, że to właśnie dzięki temu siedzeniu przed monitorem Polska awansowała na Mundial i jest reprezentacją, z którą liczą się wszyscy. Ktoś jeszcze upiera się przy tym, że metody treningowe oparte na „gierce” Smudy były jednak skuteczniejsze?
Nie jest to jednak jedyny jaskrawy przykład wnikliwości taktycznej naszego selekcjonera. Pamiętacie jak trenował Górnik? Niemalże stał się żywym memem przez swoje kultowe już: „Faken! Marcin zapisz to!”. Ten biedny asystent pewnie przeklinał swojego przełożonego wielokrotnie, masując w domu swój nadgarstek, ale to właśnie dzięki tym notatkom Górnik pod wodzą Nawałki awansował do Ekstraklasy, a potem utrzymywał się przez kilka sezonów w pierwszej połówce tabeli.
Jeśli zaś chodzi o zagranicznych trenerów, którzy są sztandarowym przykładem takiego zachowania, to najwyrazistszym jest Pep Guardiola. O niesamowicie precyzyjnych założeniach Hiszpana opowiadał kiedyś w studio brytyjskiej telewizji Thierry Henry. Guardiola miał mieć idealnie przygotowany plan pod każdego ze swoich przeciwników. Chciał, by jego założenia były egzekwowane w stu procentach, ponieważ wiedział, że jeśli tak się stanie, mecz zakończy się zwycięstwem. Pewnego razu Henry miał za zadanie trzymać się linii bocznej i szukać trójkątów, by rozgrywać piłkę. Krnąbrny Francuz zszedł jednak dryblingiem do środka, znalazł podaniem Messiego, a Argentyńczyk wpakował piłkę do siatki. Jak zareagował na to Pep? Wściekły, że Henry nie zastosował się do jego zaleceń ściągnął go z boiska, pomimo asysty.
Kolejna sytuacja, która tylko potwierdzi dbałość o szczegóły Hiszpana, co więcej, jej skuteczność, jest już nieco nowsza. Półtora miesiąca temu Manchester City mierzył się z nieudolnym Crystal Palace. Pomimo tego, że Orly były słabiutkie, Obywatele męczyli się z przełamaniem impasu do 44 minuty. Guardiola wrzeszczał z ławki, by przyśpieszyli tempo rozgrywania piłki. Nic nadzwyczajnego prawda? Niepospolite było jednak udzielanie wskazówek… chłopcom od podawania piłek. Hiszpan zdradził po meczu, że im również nakazał wyrzucać futbolówkę na boisko szybciej, tak by jego zawodnicy na chwilę nawet nie zwolnili. Okazało się to być genialną decyzją, Obywatele wygrali ten mecz 5-0.
Sam zaliczam się do osób uważających, że nadgorliwość, choć z całą pewnością nie jest gorsza od faszyzmu, to również jest szkodliwa dla ludzkości. Ileż czasu straciliśmy przez osoby, które chciały coś niepotrzebnie dopracować, kosztem ogromnej ilości czasu, siły roboczej czy pieniędzy. Stąd bardzo lubię to powiedzenie i nierzadko używam go, gdy ktoś choćby pomyśli o zrobieniu czegoś w sposób nadgorliwy.
Futbol jednak, jak wielokrotnie się już przekonywaliśmy, rządzi się własnymi prawami. Dlatego też, pomimo tego co napisałem wyżej, nie uważam, by nadgorliwość w piłce była zła. Mało tego, nie sądzę, by w ogóle istniała w futbolu. Przecież jest ona, z przytoczonej wcześniej definicji, czymś przesadnym i niekoniecznym. Za to wszystkie te przykłady, które podałem, jak i multum tych, o których zapomniałem, nigdy nie mogłyby być użyte jako argument w tej polemice, gdyby nie ta pozornie niepotrzebna dbałość o szczegóły. Daleko jest jej więc do nadgorliwości, o tytułowym faszyzmie już nie wspominając. Nie robi krzywdy, nie marnuje czasu, a wszelki wysiłek w nią włożony, przynosi widoczne efekty i co w futbolu najważniejsze, sukcesy. Dlatego też piłkarskim, umieśćmy to w cudzysłowie, żeby nam się nie myliło, „nadgorliwcom” mówimy stanowcze „ależ oczywiście”.