To są właśnie te detale #19 Komercha w piłce jest całkiem spoko
Z racji cudownego zapierdolu związanego z końcem semestru, trwającą sesją i innymi tego typu duperelami, którymi typowy student musi zawracać sobie głowę, nie mając nawet czasu, żeby kulturalnie wyskoczyć na Mariacką w Kato, ostatnio Detali nie było. Ogólnie mało mnie było na Footrollu, ale takie życie, co zrobić, tak się żyje na studiach. Ale nadszedł kolejny wtorek, pierwszy egzamin został klepnięty, więc można stwierdzić, że komercha we współczesnej piłce nożnej to jednak całkiem spoko rzecz.
Większość pewnie bez większego namysłu zacznie zaraz krzyczeć, że tak przecież nie jest, że against modern football, że lojalność wobec barw, że arabskie petrodolary psują futbol i tak dalej, i tak dalej. Jasne, prawdą jest, że czasy sportu dla samego sportu, dla rywalizacji, dbania o siebie i gimnastyki już nie powrócą, bo nawet gwiazdorzy z A-klasy chcą już ciągnąć siano za to, co prezentują weekendami na pastwiskach, łąkach i rozlewiskach tylko po to, żeby z czystym sumieniem móc otworzyć po meczu czteropaka. Jeśli myśleliście, że wszyscy amatorzy, w stu procentach, oddają się swojej piłkarskiej pasji bez chęci nawet najmniejszego zysku, to sorry, ale byliście w błędzie. Prawdą jest, że piłkarze zarabiają za dużo, a kwoty transferowe są za wysokie, jednak nie możemy zapominać o tym, że nie bierze się to znikąd i gdyby wszyscy ci, którzy siedzą na górze i odpowiadają za kręcący się futbolowy biznes wiedzieli, że wpuszczanie w rynek takiego hajsu im się nie opłaca, to najzwyczajniej w świecie by tego nie zrobili. Proste. Mówię oczywiście o tych, którzy odpowiadają za komercjalizację w największym stopniu, czyli o reklamodawcach i sponsorach, czerpiących z piłki wyraźne korzyści, a nie o zadłużonych po uszy klubach czy rosyjskich oligarchach, kupujących drużyny z nudów i dla zabawy.
Chwytamy się za głowy słuchając, ile tygodniówki ma dostawać Alexis Sanchez. Spadamy z krzeseł, gdy słyszymy, ile za Van Dijka zapłacił Liverpool. Walimy sobie pobudzającego liścia w twarz, słysząc o wszystkich tych paryskich machlojkach z Neymarem czy Mbappe. Potem obowiązkowo gadamy o tym z wszystkimi na około, twierdzimy, że świat pojebało, a piłka nożna jest chora. Piszemy teksty o zepsuciu futbolu, mówimy o piłkarzach, którzy się sprzedali za granie na chińskich kartofliskach, narzekamy, marudzimy, nie możemy pogodzić się z faktem szybkich zmian i z płynącym w naszych żyłach konserwatyzmem, siadamy w piątek, sobotę i niedzielę przed telewizorem, żeby z zapartym tchem oglądać na kanapie tą sportową degenerację. Wtedy zapominamy o tym, jak zła jest piłka nożna, jaramy się jak głupi kolejnymi meczami, akcjami, dryblingami, golami, a także soczystymi wątkami i smaczkami. Śledzimy kolejne doniesienia transferowe i znów patrzymy z niedowierzaniem na to, jak taki Bartra potknął się w swojej karierze i idzie na wypożyczenie do Betisu, albo z ręką na pulsie chłoniemy kolejne doniesienia zagranicznych mediów odnośnie trójkąciku Giroud, Aubameyang, Batshuayi - no i jeszcze Crouch. Dyskutujemy, komentujemy, przewidujemy, rozważamy ewentualne zmiany taktyki, ustawienia, wpływ nowych kopaczy na drużynę i to, jakie karty dobrać sobie w Ultimate Team. Potem, gdy transfery zostaną już dopięte, włączamy specjalnie mecze drużyn, których do tej pory za często nie oglądaliśmy i patrzymy, jak nowy nabytek radzi sobie wśród świeżo poznanych kompanów. No i nie możemy też zapominać o tym, że większość z nas, ja akurat niekoniecznie, ma jakiś ulubiony czy wręcz ukochany klub, więc emocje związane ze śledzeniem wszystkich plotek i pogłosek są w tym przypadku kilkukrotnie większe.
Więc nie gadajcie mi tu, że komercjalizacja sportu tak bardzo Wam przeszkadza, bo prawda jest taka, że to ten cały wielki hajs nakręca całą zabawę i cały ten show. Bo sport był traktowany jako idea kiedyś tam w przeszłości, a teraz to nic innego jak najzwyklejsza rozrywka. Seriale są rozrywką, czytanie książek jest rozrywką, chlanie jest rozrywką, opera jest rozrywką i futbol jest rozrywką. Nie twierdzę, że jestem zwolennikiem totalnej komerchy, bo lubię przywiązanie do tradycji, historii i wartości przewyższających pieniądze, ale prawda jest taka, że dzięki tej kasie pompowanej w sport niczym silikon w tyłek Kim Kardashian, cała piłka nożna jest jeszcze bardziej emocjonująca i wciągająca. Jest ciekawsza i fajniejsza. Miło iść na okręgówkę i poczuć wiejski klimat amatorszczyzny, też to lubię, nawet dziesiąt kilometrów od mojego miejsca zamieszkania, gdzie kompletnie nie znam kontekstu, w jakim istnieje dany klub, ale fakty są takie, że zdecydowana większość z nas i tak później wróci do domu i odpali Premier League, Serie A, LaLiga czy Bundesligę. No albo też rzecz jasna Ekstraklasę, która pod względem opakowania bez wstydu dorównuje czołowym ligom Zachodu. Bez cienia ironii twierdzę, że kariera Tottiego, jego odejście na emeryturę i ostatnie spotkanie w barwach Romy było czymś wspaniałym i w obecnych czasach wyjątkowym, ale zdajcie sobie też sprawę z tego, ze miało ogromny potencjał marketingowy i niejeden biznesmen z uśmiechem na ustach przeliczał dodatkowe banknoty zarobione na niesamowicie głośnym i medialnym, rewelacyjnie przedstawionym wydarzeniu, emocjonującym miliony fanów piłki nożnej.
To skomercjalizowana piłka kręci nas najbardziej, czy się to komuś podoba, czy nie. Może nas to w pewnych sytuacjach wkurzać, może nas irytować, możemy czuć się oburzeni i ja to rozumiem, bo sam czasem mam tego rodzaju odczucia i jeszcze nie raz dam im wyraz. Ale w tym aspekcie wszyscy jesteśmy leniwymi hipokrytami, bo bez transmisji w HD, nowoczesnych stadionów, pierdyliona kamer i fotografów robiących zdjęcia Cristiano Ronaldo, wsadzającemu palec w dupę kolegi, większość ludzi od futbolu po prostu by odeszła. Komercha polega też na tym, że produkt musi być jak najatrakcyjniejszy dla widza, bo to widz daje pieniądze, które dla zaangażowanych przedsiębiorstw są przecież najistotniejsze. Czyli mówiąc w skrócie, oni dbają o nas wszystkich, a nam się to skrycie po prostu podoba.
PS Dziękuję panu Profesorowi, że dzisiaj na egzaminie dopytał mnie o komercjalizację w nowych mediach, bo choć on zapewne i tak tego nie przeczyta, to w dużym stopniu przyczynił się do tego, że w mojej głowie pojawił się pomysł na ten tekst.