ItalJANA #7 - Fine cz. 2
Przebrnęliśmy przez siermiężną drugą dziesiątkę, o którą mało kto zawraca sobie głowę. Mam nadzieję, że w jakiś sposób pokazałem, że niektóre zespoły są wyraziste i były powody do szanowania ich. Teraz w ItalJANIE druga część naszego podsumowania, gdzie zajmiemy się tymi, którzy byli w tym sezonie na ustach nie tylko freaków Serie A, ale też ludzi, którzy coś tam o piłce wiedzą. Zapraszam!
10.Sampdoria
Drużyna z Genui zyskała ciekawy przydomek. „Małe Napoli”. Wszystko dlatego, że podobny był styl gry drużyny z Genui, który przypominał uboższą wersję układanki Sarriego. Marco Giampaolo robi tam świetną robotę i potrafi szybko wdrażać nowych zawodników. Odeszli Schick i Skriniar? Dał sobie radę i bardzo długo byli w stawce jako pewniaki do gry w pucharach. Niestety, ale to dalej młody zespół, któremu pod koniec sezonu po prostu zabrakło ikry i zaczęli niewytłumaczalne tracić punkty w kuriozalny sposób. Widowiskowy był soczysty wpie&^$% od Crotone na Ezio Scida 4:1, a prawdziwe lanie u siebie, na Marassi sprzedał im Inter. Nerazzuri zmietli ich aż 5:0! Teraz Giampaolo ma twardy orzech do zgryzienia i kolejny sprawdzian, czy przetrzyma kolejne przetasowanie kadrowe. Po mundialu łakomym kąskiem na rynku będzie Lucas Torreira, który w tym sezonie robił furorę i stał się twarzą zespołu. Podobnie jest z Bartkiem Bereszyńskim, który, interesują się większe kluby z Włoch. Nie wiadomo również co z Duvanem Zapatą, który może, ale nie musi wracać do Napoli. Jego pozostanie byłoby wielką wartością dodatnią dla Blucerchiatich. Wszystko w głowie szkoleniowca, a wiadomo, że ma ją pełną pomysłów i sobie poradzi z ułożeniem zespołu w nowym sezonie. Może to dziesiąte miejsce wszystko przekłamuje, bo znaleźli się tam przez gorsze bezpośrednie starcie z Torino, ale jak na warunki tego klubu i to jak wzmocniła się względem nich czołówka, nie jest to wcale zły wynik.
9. Torino
Urbano Cairo to powinien być pacjentem zakładu psychiatrycznego. Najpierw nie chciał za żadne skarby sprzedać Belottiego. Drużyna nie wyglądała w żaden sposób interesująco, a jeżeli do klubu ściąga się M'Baye Nianga, to należy uznać takie działanie za akt desperacji i to w konkretnym amoku. Przy okazji sprzedaż Zappacostę i Peresa nie była mądrym ruchem, jeżeli nie potrafiło się ich nikim poważnym zastąpić. No i cóż Belotti okazało się, że dalej szuka formy sprzed roku, a to co grał nijak ma się do tego co prezentował sezon temu. Nawet Iago Falque strzelił jednego gola więcej od niego co powinno być wymowne. Winowajca? Oczywiście trener. Sinisa Mihajlović poleciał ze stołka, po porażce w Coppa Italia z Juventusem (no żodyn się nie spodziewał, że mogą ten mecz przegrać). Juve to ogółem jest wielkim katem Mihy, bo po meczu Juve – Milan na wiosnę 2016 też został wywalony z Mediolanu. Jego miejsce zajął Walter Mazzarri i nie wykręcił wcale kosmicznego wyniku. Zadziałał efekt nowej miotły, utrzymał Torino w środku tabeli, co raczej było założeniem przed sezonem. Teraz prezes ma nie lada problem. Już nie będzie tylu chętnych na Belottiego. Chociaż nie on ma poważny problem. Po takim sezonie żądać za niego 100 baniek to poważny kłopot z głową u prezesa Granaty. Tak czy inaczej, wiele się tam nie zmieni i zagrali taki sezon, na jaki było ich stać.
8. Fiorentina
Nie zapowiadał się dobrze ten sezon na Stadio Artemio Franchi. Przed sezonem pożegnali się oni z zawodnikami dla zespołu kluczowymi. Odeszli Borja Valero, Fede Bernardeshi i Nikola Kalinić. Czyli mózg, motor napędowy i armata (która jak się okazało, w nowych barwach sflaczała). W takich warunkach Viola nawet nie myślała o podjęciu walki nawet o puchary, bo pozostali ich mocno dystansowali. Przez długi czas balansowali między pierwszą i drugą połową tabeli, ale wszystko się zawaliło pewnego marcowego poranka. W hotelu na atak serca zmarł kapitan Violi, Davide Astori. Cały świat pogrążył się w żałobie, a piłkarze Fiorentiny w hołdzie kapitanowi, zaczęli niesamowity marsz w górę, punktując analogicznie jak przed sezonem, gdy niby zaspali, ale pod koniec się obudzili. Znowu jednak było za późno. Florentyńczykom brakło kilku punktów w ostatecznym rozrachunku. Podobnie jak rok temu. Wielki szacunek dla piłkarzy, że w miarę szybko pozbierali się po tragedii i pewnie sporo było w tym pracy Stefano Piolego, który robił we Florencji co mógł. Przecież istniało prawdopodobieństwo (małe bo małe), że piłkarze byli zapadnięci psychicznie i z tego tytułu mogli nie chcieć dokończyć sezonu. Ta drużyna potrzebuje kilku poważnych wzmocnień i chłodnej głowy pod koniec sezonu, bo tego brakło do prześcignięcia Atalanty, a nawet Milanu. No bo skoro na bramce gra mem tego sezonu czyli Marco Sportiello, a jego zmiennikiem jest Drągowski, który wcale nie jest lepszy to nie ma o czym rozmawiać. I jak już wspominaliśmy o wzmocnieniach to ciężko może o nie być. Zwłaszcza, że już inne kluby robią podchody po Veretouta, Simeone czy Chiesę. W takim wypadku nie ma co liczyć we Florencji na cud.
7. Atalanta
Po zakończeniu ubiegłego sezonu, kiedy Atalanta zajęła czwarte miejsce w lidze, mówiło się że to już jest szczyt w wykonaniu biedniejszych Nerazzurich. Sukcesu sprzed roku może nie powtórzyli, ale zaprezentowali kawał dobrej piłki. Nawet po wyjęciu Kessiego czy Contiego, udało się ich zastąpić. Gianpiero Gasperini, czyli człowiek którego mało kto traktował jako wielkiego trenera, zamyka usta krytykom. Znalazł swoje miejsce na świecie i robi tam kapitalną robotę. Piłkarze z Bergamo pod dyktandem Gomeza, Ilicicia i Hateboera regularnie sprawiali psikusy przyjezdnym na Stadio Atleti Azzurri d'Italia. Przecież u siebie urwali punkty Juventusowi, Interowi, Milanowi i Lazio. Na dodatek fajnie zaprezentowali się w Lidze Europy, mając niesamowitego pecha w dwumeczu z Borussią Dortmund. Kawał dobrej roboty Panie Gasperini. Jeżeli Atalanta utrzyma się w siódemce w przyszłym sezonie to można być pewnym, że 60-latek z Grugliasco, doczeka się pomnika pod stadionem. Może nie oni są największym zaskoczeniem tego sezonu konkretnie, ale na przestrzeni dwóch sezonów to jest fenomen. Drużyna, która gra nad wyraz skutecznie jak na swoje możliwości i co najważniejsze prezentują ciekawą, ładną piłkę. Dodajmy jeszcze atmosferę na Atleti Azzurri i nie dziwię się Dominikowi Szarkowi, że zakochał się w tym klubie.
6. AC Milan
Jak to było? Wielki AC Milan powraca? Spokojnie oni jeszcze dostaną swoje kilka tysięcy znaków na swój temat. Tutaj będzie zajawka tego co będzie w następnej odsłonie cyklu. Milan wymienił niemal cały skład, miał być skok jakościowy, a wyszło... 6 miejsce. Takie samo jak w zeszłym sezonie. Czyli nie było żadnego progresu jeżeli chodzi o miejsce w tabeli. I niech nikogo nie myli fakt, że od momentu przejęcia Milanu przez Gattuso to ta drużyna była trzecią najlepiej punktującą drużyną w lidze. Sezon trwa 38 kolejek, a nie 24, więc trzeba było zapłacić za błędy wizjonera, wiecznie uśmiechniętego Vincenzo Montelli, który w tym sezonie udowodnił swój niesamowity warsztat. Nie ma co oceniać Gattuso, który dostał zespół dzieciaków bez mentalności. Trzeba dać mu ułożyć zespół po swojemu w trakcie okienka, a jeżeli zarząd w niego nie wierzy to uczynić go asystentem kogoś z lepszym warsztatem, żeby był w zespole od sfery mentalnej. Wracając do Milanu, był to sezon przeciętny, bo patrząc na to z kim tracili punkty i na impotencję Lazio i Interu w końcówce to TOP 4 mogło być w zasięgu. To wszystko za wcześnie. Na stworzenie wielkiego zespołu potrzeba czasu i doświadczonych graczy. Może kiedyś…
5. Lazio
E il titolo della spazzatura va a... Lazio! To są najwięksi frajerzy tego sezonu. Nie zmieni tego nic. Najbardziej ofensywnie grająca drużyna w lidze (89 goli). Co z tego? Dobra ofensywa, a jednak dzięwiąta defensywa ligi. Przecież to brzmi jak żart. Lazio naprawdę dobrze szło przez cały sezon. Immobile strzelał, Alberto kreował, a Sergej błyszczał. Brakowało naprawdę niewiele, ale Laziale mają w tym sezonie jakiś wirus przegrywu. Stracili w ostatniej minucie remis z Juventusem. Potem dali się wyeliminować Salzburgowi z LE w totalnie frajerskim stylu. I jak wystarczyło tylko wygrać z Crotone i mecz z Interem tylko odbębnić, to oni na Ezio Scida remisują, a potem w trzy minuty tracą awans do Ligi Mistrzów na rzecz Interu. Niby dobry sezon, fajna ofensywna piłka, ale prawdziwych mężczyzn poznaje się po tym nie jak zaczynają, ale jak kończą. I kończą. W Lidze Europy. Najprawdopodobniej z mocno osłabionym składem. Może być podobna sytuacja do tego, co przed rokiem stało się z Fiorentiną. Mieli wszystko, żeby zdobyć upragniony udział w Lidze Mistrzów i mogą odłożyć marzenia na kilka lat do przodu.
4. Inter
Co to był za sezon Interistów. Najpierw byli drużyną, która najlepiej punktowała w całej lidze i do meczu z Udinese nie zaznała smaku porażki w sezonie, będąc nawet liderem. Taki stan rzeczy nie mógł się długo utrzymać i nie wierzyli w to nawet najbardziej zagorzali kibice Nerazzurich. No i się stało. Ligowa seria ośmiu meczów bez zwycięstwa i po drodze awans w Coppa Italia rzutem na taśmę po karnych z Pordenone (klub z Serie C), a potem odpadają z Milanem. Przewaga nad lokalnymi rywalami, która w szczytowym momencie wynosiła 19 punktów zaczęła topnieć jak śnieg przy dodatniej temperaturze. Po pewnym czasie sprawa się uregulowała i robili to czego nie potrafił Milan. Wygrywali z cieniasami i pewnie punktowali, żeby nie dać się wyprzedzić, ale zdarzały się im potknięcia, które gdyby Milan był w formie to by wykorzystał. W Interze podobnie jak w Lazio wszystko zależało od ostatniego meczu w sezonie, czy sezon ocenić na udany czy nie. Udało się. Wygrali na Olimpico, wykorzystując frajerstwo Lazio, czym zatrzymali Icardiego, otworzyli po sześciu latach wrota do raju i co najważniejsze zatrzymują Spallettiego, który może kilka błędów popełnił, ale nie byłoby kogo wstawić na jego miejsce. Mediolan świętuje, bo przynajmniej w połowie nie jest już miastem memem. Do czasu Ligi Mistrzów oczywiście.
3. AS Roma
Nad zespołem Romy rozpływałem się TUTAJ. To jak zagrała w tym sezonie ta ekipa przeszło oczekiwania każdego. Oprócz utrzymania pozycji gwarantującej Ligę Mistrzów w tym sezonie, to w samych rozgrywkach zaprezentowali się grubo powyżej oczekiwań i widać, że faza przebudowy w południowej części Rzymu przechodzi bardzo sprawnie. Z FFP wychodzą na zero i wystarczy tylko pozbyć się szrotu i dokonać wzmocnień na niektórych pozycjach i jak to mówi Małgorzata Zwierzyńska z uniwersum Daniela Magicala, będzie „gut gut”. Póki co zajęli najlepszą możliwą pozycję, którą ktokolwiek zakładał przed sezonem. Romaniści skradli serca bezstronnych kibiców,a oddani fani Giallorossich patrzą w przyszłość dużo bardziej kolorowo. Zarzucę analogią z jednego z pierwszych tekstów na footroll.pl:
Kiedy budowano Wieczne Miasto, co roku nie rozpieprzało się fundamentów, żeby budować miasto od nowa, bo nigdy w takim wypadku nie byłoby wielkim imperium.
Taka prawda. W najbliższym sezonie może nie będzie rozwalania fundamentów, tylko dążenie do celu jakim jest scudetto? W Rzymie jest na to potencjał, tylko potrzeba odrobinę cierpliwości i tego, żeby Monchi mógł w świętym spokoju pracować.
2. Napoli
Miała być wielka feta na ulicach Neapolu po zakończeniu sezonu, a po wygranej z Juventusem był tego przedsmak. No niestety. Brak odpowiedniej mentalności, krótka ławka i znany z pierwszej ItalJANY „beton”. Maurizio Sarri miał wszystko podane na tacy, ale jego piłkarze przed meczem z Fiorentiną podłamali się psychicznie, bo obejrzeli Derby d'Italia i zamiast robić swoje, przegrali na Artemio Franchi, a potem wyłożyli się na Torino, remisując u siebie. No cóż przynajmniej udało im się zdobyć 91 punktów w ligowej tabeli co można powiedzieć, jest kosmicznym wynikiem. I to przy krótkiej ławce udawało im się regularnie punktować i walczyli do końca z Juve jak równy z równym. W końcu to właśnie oni zapewnili nam widzom, takie zakończenie sezonu, ale nie zawsze kończy się happy endem dla znudzonych dominacją Juve. Ale niestety za to nie przyznaje się pucharów. Za rok mogą tego nie powtórzyć. Wszystkie znaki na niebie wskazują na to, że Maurizio Sarri pożegna się z ekipą z Neapolu, bo między nim a Aurelio De Laurentiisem dochodzi do niepotrzebnych inb. Prawda jest taka, że gdyby nie Sarri, który i tak ma swoje grzechy to w stolicy Kampanii nikt by nawet nie zamarzył o Scudetto. Teraz może być ciekawie. Nadchodzi Ancelotti. Czyli też beton, w którego języku coś takiego jak rotacja nie występuje. Także może być wesoło, bo szatnię też może czekać wietrzenie. Napoli przy okazji jest antytezą tego co wyznaje syn rolnika z Reggiolo. W Neapolu jest fiksacja na punkcie Scudetto, a Carletto zawsze jako nadrzędny cel stawia Ligę Mistrzów. Trzeba czekać tylko na potwierdzenie, a wtedy to lato pod Wezuwiuszem może być naprawdę gorące.
1. Juventus
Przez ostatnie lata wygrana Scudetto przez Juventus była traktowana jak obowiązek, bo nie mieli z kim przegrać tytułu mistrzowskiego. W tym sezonie musieli się jednak sporo namęczyć. Allegri jednak triumfuje. Największy cynik XXI wieku zdobywa czwarty z kolei dublet jako pierwszy trener w historii TOP 5 lig. I to w takich okolicznościach do samego końca w każdym meczu walczył. Tak jak mówi slogan Juventinich: „fino alla fine” - do końca. Postawa jaką zaprezentowali w rundzie rewanżowej w meczach z Interem czy z Lazio wygrywa się trofea. Allegri w wielu meczach trafiał ze zmianami i boleśnie karał każdy błąd rywali. Przy okazji żelazna defensywa i grający minimalistycznie Juventus strzelił więcej bramek niż niesamowicie ofensywne Napoli. Takie są fakty.
Uczciwie trzeba przyznać, że kibice Bianconerich mieli trochę strachu przed tym, czy faktycznie się uda. Napoli miało za krótką kołdrę, a i tak trzymali się dzielnie do samego końca. Jeżeli w takiej sytuacji nikt nie jest w stanie zatrzymać Juve to każda ekipa Serie A musi się wysilić i przebić szklany sufit, żeby ich dosięgnąć. A tymczasem trzeba oddać Juventusowi, że ich dominacja to kawał historii Serie A i zbliżenie się do ich osiągnięcia może być niemożliwe już nigdy.