To są właśnie te detale #6 Piłkarskie zamki
Lubię zamki. Są fajne. Nie mówię tutaj o tych wszystkich zameczkach, które są tak naprawdę bardziej pałacami mieszkalnymi (chociaż też są spoko), ale o tych prawdziwych zamkach - z murami, basztami, wieżami, blankami, fosami i innymi takimi elementami, które w dawnych czasach były tak normalne, jak dzisiaj domofon. Pewnie macie tak samo jak ja, że chętnie cofnęlibyście się w czasy średniowiecza, wzięli z ziomkami taki trebusz i ponaparzali w jakieś kupy kamieni bronione przez Saracenów czy innych niewiernych, co nie? Nie? Tylko ja? Aha, okej, to w takim razie nevermind. No ale to nie zmienia faktu, że twierdze pewnie lubicie, bo mają ten taki klimacik i powiem Wam, że niektóre stadiony piłkarskie są jak takie średniowieczne zamki.
Gdy wchodzi się do ruin takiego zamku, w sensie tego z wieżami, to czuje się ten historyczny klimat, tą taką tajemniczość i ma się świadomość, że wieki temu działy się tutaj różne ciekawe rzeczy, a goście w kolczugach, z mieczami, łukami i tyfusem byli wówczas normalnością. Zwiedzić taki zamek to fajna sprawa, czuć, że mury oddychają przeszłością, że choć wielokrotnie remontowane i przebudowywane, to były świadkami niesamowitych wydarzeń, które dla ludzi sprzed setek lat były codziennością i normalnością. Wiadomo, że w takim zamku mało kto chciałby teraz mieszkać. Przecież w wielu przypadkach to tylko kupa kamieni, ruina, często zaniedbany bałagan czy zbiorowisko śmieci, rozrzuconych wszędzie przez typków myślących, że są fajni, bo nie podejdą do kosza na śmieci. Wiadomo, że dzisiaj woli się mieszkać w nowych domach, apartamentowcach, blokach mieszkalnych i innych takich, bo po prostu czasy się zmieniły, zmienił się komfort życia, zwracamy uwagę na inne detale i dlatego mieszkanie w takim zamku raczej odpada. Ludzie zamieniają zamki na mieszkania. Czy ze stadionami piłkarskimi nie jest podobnie?
W dzisiejszych czasach kluby ze starymi arenami często są pośmiewiskiem, a im więcej jest w ich otoczeniu nowoczesnych obiektów, tym większą bekę się z nich kręci. Przykładem niech będzie taki Ruch Chorzów, z którego wszyscy na prawo i lewo nabijają się, ponieważ gra na piłkarskim skansenie. Zarzuty wobec Niebieskich? Słaba gra, złe zarządzanie, problemy finansowe, skansen. Typowa wyliczanka. Faktycznie Ligi Mistrzów na chorzowskim stadionie raczej nie zobaczymy, głównie dlatego, że Ruch nie ma ani ćwierć procenta szansy, aby się do niej załapać, ale jeśli nawet ta sztuka by mu się udała, wraz z tym jak Ziemia przestałaby się kręcić, Murzyni staliby się biali, a Kwaśniewski przestałby pić, to i tak warunki na Cichej dalekie są od optymalnie przyjętych wymagań UEFY. Takie życie. Byłem tam, więc mogę się wypowiedzieć i powiem Wam, że faktycznie komfort oglądania meczów na stadionie 14-krotnych mistrzów Polski daleki jest od ideału, trzeba trafić dobre miejsce, a tych nie jest jakoś specjalnie dużo (pomijając fakt, że jak na I ligę to ceny biletów nie należą do najtańszych). Ruch może się kryć w porównaniu z arenami GKS-u Tychy, Górnika Zabrze czy nawet nieco groteskowego obiektu Piasta Gliwice. Stadion Śląski to rzecz jasna inna kategoria wagowa (byłem, opisałem, czytaj TUTAJ). Mimo tego nie mogę powiedzieć, że wizyta na ich stadionie była czymś nieprzyjemnym...
Na obu końcach półkola, większość miejsc niezadaszona, stare płoty, asfalt, krzesełka dalekie od ideału... wiecie, jak wygląda chorzowski stadion, więc nie będę Wam go opisywał. Nie ma się czym chwalić, jasne, ale gdy przeszło się kołowroty i spojrzało na całą tą przestrzeń, to od razu przed oczami miało się wspaniałą historię Ruchu, jego mistrzostwa kraju, grę w europejskich pucharach, piłkarzy pokroju Cieślika czy Wilmowskiego, którzy są nieodłącznym elementem wspaniałej historii tego śląskiego klubu. Czuło się ten klimat, czuło się, że murawa, po której biegają piłkarze urodzeni pod koniec XXI wieku, widziała wiele, pamięta wiele, przeżyła wiele. Wie, jak wyglądał kiedyś futbol, wie, jakie historie zostały na niej napisane i wie, jaką wielką potęgą był kiedyś Ruch Chorzów. Zna przeszłość i wydarzenia, o których my już nigdy nie będziemy mogli się dowiedzieć, bo ich świadkowie oraz uczestnicy w wielu przypadkach już po prostu nie żyją. Nowoczesne stadiony są piękne, wiadomo, świetnie się ogląda na nich mecze, atmosfera przypomina tą z najlepszych piłkarskich lig, ale gdzieś tam w tle, nawet gdy nie jesteśmy tego świadomi, zawsze jest marketing. Surowe wymagania, przepisy, regulaminy, podczas gdy na takim stadionie Ruchu czujemy się wolni, bo wiemy, że wiele podobnych obiektów istnieje i nadal funkcjonuje w niższych ligach, na których w piłkę nożną gra się głównie amatorsko i jest ona dla zawodników największą pasją i miłością. Czuje się taką... pierwotność futbolu, jego korzenie, jego wartości, które obecnie są zakrywane przez miliony euro, funtów, dolarów czy bananów.
Słyszałem od kumpli o stadionie Śląska Świętochłowice. Jest to klub, który lata swojej świetności przeżywał w czasach przedwojennych, czyli wtedy, gdy dziadków większości z nas nie było jeszcze nawet na świecie. Teraz Śląsk kopie sobie w IV lidze, a jego obiekt nie jest byle kartofliskiem z garścią drewnianych ławek. Został co prawda oddany do użytku w 1979 roku, "ledwo" 40 lat temu, ale to nie ma akurat znaczenia, bo jest on typowy, stary, przypominający krater po spadnięciu meteorytu. Po prostu dziura w ziemi. Koledzy gadali mi, że żeby dostać się z szatni na boisko, trzeba było... zejść po schodach. Czaicie? Na dół. Nie wiem ile, nie wiem jak bardzo, ale jednak tego typu rzeczy to coś niespotykanego w dzisiejszych czasach , archaizm, ale jednak istniejący. Czujecie atmosferę? Pierdoła, a jednak przechodzi przez skórę taki dreszcz przeszłości, która jest w takiej sytuacji na wyciągnięcie ręki. Normalnie wchodzi na niego 26 tysięcy ludzi, w cholerę, bo jest tam jeszcze żużel, a to prawie tyle co na takiej Legii, więcej niż obecnie na 3/4 Arena w Zabrzu i choć dom Śląska Świętochłowice nie jest najnowocześniejszym mieszkankiem w regionie, to klimatu mógłby mu pozazdrościć niejeden pachnący jeszcze farbą stadion. Bez dwóch zdań.
Piłkarskie zamki, wspaniałe obiekty, przesiąknięte historią i takim mitycznym odczuwaniem futbolu. Czymś, co obecnie zanika i jest obecne głównie w tych niższych ligach, w klubach, który nie stać na renowacje obecnych aren i którym nowocześniejsze stadiony nie są najzwyczajniej w świecie potrzebne. W wielu przypadkach poszczególne zespoły dawniej były potęgami, były wielkie, znane, a teraz jedyne co im pozostało, to jakieś archiwalne zdjęcia, stare puchary i spisane po książkach wspomnienia. Tutaj, na Śląsku, to norma. Cóż, piłka nożna musi być modernizowana, muszą być budowane nowe stadiony, jasne, ale łezka w oku kręci się za każdym razem, gdy stare obiekty są orane, niszczone, a na ich miejscach powstają współczesne wieżowce piłkarskie. Fajnie czasem przyjść na zamek, zobaczyć, poczuć atmosferę, pozwiedzać, nauczyć się czegoś, ale fakty są jednak takie, że przecież wszyscy chcemy mieszkać w nowych domach, czyż nie? Nie chcemy ruin, lecz pragniemy luksusu, chociaż na sypiące się tynkiem budynki patrzymy z wielkim sentymentem. Czemu? Bo my, albo nasi najbliżsi, zostawiliśmy tam sporą część naszego życia, która zostanie zabrana razem z łyżkami buldożerów. Dlatego uczmy się kochać stadiony, piłkarskie zamki, bo tak szybko odchodzą, a kiedyś to my będziemy o nich opowiadać naszym wnukom.