Egipska plaga to za mało na Chelsea
Trzynasta kolejka Premier League, podobnie jak jej poprzedniczka, mogła pochwalić się nie lada szlagierem. Co prawda tym razem nie oglądaliśmy Derbów Północnego Londynu, ale spotkanie Chelsea z Liverpoolem wcale nie musiało być, ani nudniejsze, ani mniej zacięte. Obie drużyny potrzebowały bowiem trzech punktów, by utrzymać kontakt z prowadzącymi zespołami z Manchesteru. Mecz nie zawiódł, zobaczyliśmy bramki, emocje i tradycyjnie już euforycznego, ocierającego się o piłkarski orgazm Conte, celebrującego bramkę swojego zespołu.
Pierwsza połowa była bezbramkowa, ale to z tego względu, że obie drużyny starały wyczuć siebie nawzajem, by wywnioskować na co mogą sobie w niedalekiej przyszłości pozwolić. Żaden z zespołów nie zamierzał zanadto ryzykować i szaleć, dlatego też prym wiedli ci zawodnicy, którzy mieli dyspensę na ustawienie taktyczne, w związku z ich nieprzeciętnymi umiejętnościami. Mówię tu oczywiście o Salahu i Hazardzie. Obaj zawodnicy są ostatnimi czasy w wybornej formie i potwierdzali to dziś. Belg wykreował najlepszą sytuację pierwszej części gry. Zwabił aż 4 zawodników The Reds i posłał piłkę w uliczkę Danny'emu Drinkwaterowi, który jednak był ciut za wolny lub jak kto woli, za krótki.
W drugiej połowie zobaczyliśmy już bramki, bo wynik otworzył Salah. Liverpool przeprowadził niezgrabną dynamiczną akcję, która nie miałaby szans powodzenia gdyby nie fatalne w skutkach tyrpnięcie piłki przez Bakayoko, które z kolei umożliwiło podanie Chamberlainowi do Salaha. Egipcjanin zachował stoicki spokój i wpakował piłkę płaskim strzałem obok interweniującego Courtoisa. Później Chelsea wielokrotnie próbowała wyrównać, ale brakowało im celności w dośrodkowaniach. Ten sam brak precyzji, o ironio, doprowadził do wyrównania stanu gry. Willian chciał uskutecznić klasyczną już akcję Chelsea z tego sezonu. Zejście w okolice narożnika pola karnego i wysokie dośrodkowanie na zawisającego w powietrzu Moratę. Brazylijczyk tak fortunnie trafił jednak w piłkę, że ta przelobowała nie tylko Moratę, ale i Mignoleta i zatrzepotała w siatce. Później mieliśmy jeszcze dwie sytuacje, po jednej z każdej strony. W jednej Moracie zabrakło precyzji przy dośrodkowaniu, a już w doliczonym czasie gry strzał Salaha obronił Courtois.
Remis w tym spotkaniu najbardziej cieszy oczywiście zespoły z robotniczego Manchesteru. Bardziej zawiedziony może być jednak Liverpool, który poszedł na fali ostatnich spotkań i dziś również był drużyną lepszą, nie odstawał nawet w defensywie, pomimo tego, że na murawie był Klavan. Jestem jednak w stanie stwierdzić, że gdyby tylko jeden gracz ofensywny Liverpoolu grał choć w połowie tak dobrze jak Salah, to mecz skończyłby się ich zwycięstwem. Niestety, The Reds po raz kolejny brakuje koncentracji w końcówce, co podobnie jak w starciu z Sevillą, przypłacili stratą punktów. Na boisku znów nie pojawi się David Luiz, co tylko potwierdza nam, że jego nieobecność w poprzednich spotkaniach nie jest przypadkowa. Wydaje się, ze Christensen na dobre wskoczył do podstawowej jedenastki i co najważniejsze, defensywa Chelsea nic na tym nie traci.