Kryzys w Bundeslidze, zaginiony piłkarz i hejty na trenera
Wiem, że pewnie większość z Was ma głęboko w poważaniu Augsburg i pewnie większość z Was nie jest w stanie powiedzieć za dużo o tym niedużym bawarskim klubie. Augsburg pewnie kojarzycie z pokoju w Augsburgu, który ma zgrabną datę 1555. Ale teraz przedstawiciel Bundesligi, jak to ujął na Twitterze Tomasz Urban, dostarczył nam w dwa dni więcej emocji niż przez ostatnich pięć lat, chociaż cała inba zaczęła się wcześniej. I tak, będzie o piłkarzu, który zniknął i o drugim piłkarzu, który pocisnął po trenerze.
Zacznę może od rzeczy najbardziej oczywistej, którą możecie sobie sprawdzić sami bez większego wysiłku - od tabeli. A w tej wyraźnie widać, że Augsburg o europejskie puchary bić się raczej nie będzie i ma za sobą naprawdę słabe miesiące. Zajmuje ostatnie miejsce w Bundeslidze i już na samym początku wiosny usadowił się w czteroosobowym bloku "spadkowym", ponieważ strata do będących wyżej w tabeli Fortuny Düsseldorf i Freiburga wynosi sześć punktów. Plus ich jest taki, że Fortuna ma zdecydowanie gorszy bilans bramkowy, ale to jest teraz mało istotne... Augsburg nie jest żadną niemiecką potęgą, ale z takim składem powinien zająć miejsce w środku tabeli, bez szaleństw, ale też bez wielkich rozczarowań. Zresztą można było tak sądzić też z tego powodu, że jesienią często grali bardzo fajną piłkę, a i początek mieli więcej niż przyzwoity.
Ale pikowali jak zestrzelony samolot, przez co na tę chwilę notują passę 10 meczów bez wygranej, w tym 7 porażek. Nic dziwnego, że nastroje w drużynie są złe, a ostatnio po meczu (0:2 z Gladbach) nie wytrzymał podstawowy obrońca Bawarczyków, Martin Hinteregger, znany chociażby z tego - i tutaj pewnie wielu z Was go polubi - że nienawidzi RB Lipska. Austriacki stoper powiedział tak:
Tendencja spadkowa trwa już od roku, nie ma żadnego rozwoju. Nie mogę o nim (o trenerze - przyp. red.) powiedzieć nic pozytywnego, ale też nie powiem nic negatywnego.
To żadna przyjemność biegać za piłką. Nie wiem nawet, jaką taktykę graliśmy.
Hinteregger nie wytrzymał i w jakimś tam stopniu można go w tej kwestii zrozumieć, ale oczywiście musiał zostać ukarany. I to srogo. Bo o ile grzywna nie jest dla piłkarza zarabiającego setki tysięcy albo miliony jakimś wielkim bólem, o tyle odsunięcie go od treningów z zespołem już tak. Druga sprawa jest taka, że istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, że 26-latka już w barwach Augsburga nie zobaczymy, ponieważ w klubie stwierdzono, jak to ujął trener Manuel Baum (shejtowany przez Hingereggera), że to nie ma sensu, skoro on nie jest przekonany do sposobu, w jaki działa zespół FCA i nie pokłada w nim wiary. Może szukać sobie nowego klubu, co na pewno nie jest dla Bawarczyków komfortowe. Mówimy w końcu o piłkarzu, który przez 2,5 roku reprezentował ich barwy 83 razy, przez większość spotkań grając na stabilnym, solidnym poziomie.
Ale to jeszcze tak naprawdę nic!
Strata trzonu defensywy jest oczywiście bardzo bolesna (no chyba że jednak Hinteregger stwierdzi, że wierzy w pomysł Bauma i wróci do gry, co na tę chwilę nie jest rozwiązaniem), ale jakieś zasady muszą być. To samo tyczy się brazylijskiego skrzydłowego Augsburga, Caiuby'ego, a raczej... byłego skrzydłowego. Bo to właśnie on tak naprawdę rozkręcił wielką inbę jako pierwszy, przez co jego austriacki kolega zastał zarząd już ostro wkurzony. Co się stało z panem z afro? Zniknął.
Autentycznie. Dwa ostatnie mecze rundy jesiennej (te tuż przed Świętami) odpuścił z powodu kontuzji. 4 stycznia zespół wrócił do treningów, ale... bez 30-latka, z którym nie było kontaktu. Nie było przez trzy tygodnie, aż w końcu udzielił wywiadu w brazylijskich mediach, gdzie stwierdził, że dla niego nie ma w ogóle opcji, żeby wracać do Niemiec. Caiuby stwierdził, że chce zostać w ojczyźnie, walczyć o mistrzostwo Brazylii i grać w Copa Libertadores, chce być bliżej rodziny. Nie ma co, wybrał sobie najlepszą możliwą drogę do przekazania tej decyzji!
Ale to nie jedyny przypał, jaki wyrządził dorosły i dojrzale myślący człowiek. "Bild" upublicznił taką kartotekę jego występków:
- w maju 2018 roku wziął udział w bójce;
- w lipcu 2018 roku wrócił z wakacji 8 dni później, niż było w planach;
- w październiku 2018, wracając z Oktoberfestu, jechał na gapę, przez co zapłacił... 22500 euro. Cóż, Niemcy...
- w grudniu 2018 roku, 5 dni przed meczem z Schalke, walnął sobie na plecach wielki tatuaż lwa, czym naraził się oczywiście na infekcję. No i specjalnie poleciał po to do Brazylii;
- w ostatnią sobotę - tak, gdy jego zespół grał mecz - wrócił do Niemiec i trafił na dyskotekę, gdzie wdał się w bójkę, ponieważ ktoś chciał zrobić mu zdjęcie.
10,5 roku spędził na niemieckich boiskach skrzydłowy, a w Augsburgu grał od 2014 roku. Żeby było zabawniej, tak jak Hinteregger, był ważną postacią drużyny. No, może nie aż tak kluczową, szczególnie w tym sezonie, ale w poprzednich rozgrywkach pierwszy skład bez Caiuby'ego nie był pierwszym składem. Jednak wracając do jego sytuacji, w poniedziałek odbył on w końcu rozmowę z władzami klubu, które pozwoliły mu odejść, wyraziły zgodę na indywidualne i osobne treningi. Czyli mówiąc wprost - siema! Bez żalu. Znamienne są tutaj słowa dyrektora sportowego Augsburga, który wypowiedział się prawie dokładnie tak samo przy sprawie z Hintereggerem:
Fundamentalną wartością naszego klubu jest to, że o naszych prywatnych sprawach najpierw rozmawiamy wewnątrz, a potem wychodzimy z tym na zewnątrz.
No i dwukrotnie te zasady zostały złamane, przez co dwóch piłkarzy - bardzo istotny Martin Hinteregger oraz istotny Caiuby - jeszcze bardziej dobiło zespół, który walczy o utrzymanie w Bundeslidze. Czy było to potrzebne? Oczywiście, że nie, obaj wykazali się totalnym brakiem profesjonalizmu, a szczególnie Brazylijczyk. Jako Europejczyk powinienem go shejtować i wyzwać od totalnych kretynów, ale... podobne sytuacje w Bundeslidze miały już miejsce w przeszłości, czego doskonałym przykładem był słynny rodak Caiuby'ego, Ailton. On też swego czasu spóźnił się o parę dni na trening, ale podszedł do tego z uśmiechem, co pokazuje, że w Ameryce Południowej tak się po prostu żyje.
Nie jest to jednak usprawiedliwieniem, bo jest jedno przysłowie, do którego zarabiający KROCIE piłkarze powinni się stosować w takich sytuacjach - jak wchodzisz między wrony, musisz krakać tak jak one.