RB Lipsk melduje się w ćwierćfinale Pucharu Niemiec!
Ciężko mówić tutaj o jakiejś sensacji, bo przecież RB Lipsk była faworytem w tej konfrontacji. Jednak niewiele osób mogło się spodziewać tego, że Wolfsburg zagra na tak niskim poziomie i to w takim meczu. Dla obu ekip to było starcie o możliwość zdobycia jedynego w tym sezonie trofeum. Okazało się, ze Wilkom nie zależy aż tak na renomie i hajsie, więc olali sprawę.
Składy:
- Lipsk: Gulacsi - Klostermann, Konaté, Orban, Halstenberg - Adams, Demme (90' Ilsanker) - Sabitzer , Laimer - Poulsen, Cunha (84' Forsberg)
- Wolfsburg: Casteels - Verhaegh, Knoche, Brooks, Roussillon - Arnold - Gerhardt, Rexhbecaj (59' Yeboah) - Malli (59' Brekalo) - Steffen (83' Klaus), Weghorst
Szybko poszło
Gracze Lipska od pierwszego gwizdka narzucili swoje tempo gry i dzięki temu w dziewięć minut udało im się objąć prowadzenie. Matheus Cunha dostał świetne otwierające podanie od Lukasa Klostermanna, po czym wyminął w dziecinny sposób Johna Brooksa i strzelił w lewy dolny róg bramki. Koen Casteels mógł jedynie odprowadzić piłkę wzrokiem bo było to idealnie wymierzone uderzenie. No... to w sumie jedyna fajna rzecz jaka wydarzyła się w tym meczu. Gospodarze założyli tak wysoki pressing swoim rywalom, że ci nie mogli nic zrobić. Gracze Wolfsburga popełniali błędy w najprostszych zagraniach i ciężko było im wyprowadzić piłkę z własnego pola karnego. To jest cud, że nie przegrywali do przerwy 3:0.
Brak celownika
Tak można opisać przyczynę zerowej liczby goli w drugiej połowie. Piłkarze Lipska zostawili swoje celowniki w szatni i wyszli na plac gry z przeświadczeniem - "może jakoś to będzie". No i w sumie to było, ale czemu przez tak długi czas. Drużyna Byków co chwilę była pod polem karnym przeciwników, ale nic z tego nie wynikało. Co chwilę oddawali strzały, jednak piłka nie zamierzała trafić w światło bramki, a co dopiero do siatki. Tak toczyła się gra przez drugie 45. minut i każdy z niecierpliwością czekał na ostatni gwizdek, aby przestać oglądać tych parodystów.
W sumie, to tak przy okazji opiszę pokrótce mecz Holsteinu Kiel z Augsburgiem (0:1)
Składy:
- Holstein: Kronholm - Dehm, Schmidt, Wahl, van den Bergh - Karazor - Mühling, Meffert (87' Benes) - Schindler, Serra (73' Honsak), Okugawa (84' Jae-Sung)
- Augsburg: Kobel - Götze (39' Stafylidis), Danso, Oxford, Max - Khedira, Baier - Hahn, Richter (60' Dong-Won) - Gregoritsch, Cordova (72' Jensen)
Ciężko jest tutaj wskazać jakiś emocjonujący moment w tym spotkaniu, bo mecz był najzwyczajniej w świecie nudny. Tak naprawdę to obie drużyny grały ze sobą, jak równy z równym. Na pewno Augsburg nie grzeszył tak dobrą dyspozycją, jak w meczu z Mainz w niedziele (3:0). Ekipa z Bawarii wystawiła nieco rezerwowy skład, ale i tak nie powinna mieć aż takich problemów z grą przeciwko drugoligowcem. Dobrze jednak, że wygrali, bo wczorajszy dzień pokazał, że da się łatwo przegrać z ewidentnie słabszą ekipą (Bayer Leverkusen). Jedyną bramkę w tym meczu zdobył Michael Gregoritsch po kontrataku w 85. minucie, a więc rzutem na taśmę.