Borussia ustala priorytety. Haaland ważniejszy od Sancho
Już od jakiegoś czasu wiadomo, że Borussia może wpaść w pewne tarapaty finansowe. Klub co prawda nie zostanie przez to zamknięty, nie jest to taka skala, ale w przypadku braku awansu do Ligi Mistrzów, a to wciąż jest możliwe, bo dortmundczycy są w tabeli Bundesligi na 6 pozycji, trzeba będzie sprzedać kilku zawodników, by zebrać fundusze.
Mecze Serie A, LaLiga oraz innych najlepszych lig pełnoletni widzowie mogą oglądać i obstawiać na stronie sponsora portalu, Betclic.pl. SPRAWDŹ TUTAJ!
MATERIAŁY PROMOCYJNE PARTNERA | W grach hazardowych mogą uczestniczyć wyłącznie osoby, które ukończyły 18 lat. Udział w nielegalnych grach hazardowych jest przestępstwem. | Hazard może uzależniać. BEM to legalny bukmacher. Gra u nielegalnych grozi konsekwencjami prawnymi.
Media podawały już kilka podejrzewanych nazwisk, które w pierwszej kolejności mają opuścić Singal Iduna Park. Mówiono o Giovannim Reynie, Raphaelu Guerreiro czy Julianie Brandzie. W międzyczasie Dortmundczykom wyklarowały się priorytety. Dzięki informacjom "Bilda" wiadomo, na kim Niemcy będą chcieli zarobić, a kto jest nie do ruszenia.
— Koneserzy Ligi Angielskiej (@KoneserzyAng) February 20, 2021
W tej drugiej grupie bezsprzecznie znajduje się Erling Haaland. Norwego od momentu wejścia do składu Borussii jest w wybitnej formie i przez okrąglutki rok z niej nie wypadł. Nic więc dziwnego, że BVB tak bardzo chce go zatrzymać. Raz, że jeszcze wiele da zespołowi pod względem sportowym, a dwa, że będzie można zarobić na nim jeszcze więcej w przyszłości, o ile uda się oczywiście jakoś załatwić sprawę domniemanej klauzuli opiewającej na "zaledwie" 75 milionów euro, która ma się aktywować w 2022 roku. Nimecy musza być jednak przekonani, że do tego czasu Norweg podpisze z nimi nowy kontrakt, na mocy którego będą mogli zarobić na napastniku setki milionów euro.
— Fabrizio Romano (@FabrizioRomano) February 18, 2021
Zgoła inaczej ma się sprawa w przypadku Jadona Sancho. Anglik oddał bowiem miano największej gwiazdy zespołu Haalandowi, nieco opanował się z formą, co odbiło się też na jego cenie. Różne źródła, zarówno te angielskie, jak i niemieckie twierdzą zgodnie, że Borussia już nawet nie chce za Sancho tych 130 milionów euro i zadowoliłaby się ofertą w granicach stówki. Mało tego, nawet zależałoby jej na tym, by ktoś te pieniądze zapłacił, bo to właśnie fundusze pozyskane z transferu skrzydłowego miałyby załatać dziurę w budżecie. Niewykluczone więc, że tego lata role się odwrócą i to Borussia będzie wciskała Anglika potencjalnym kupcom, zamiast się od nich opędzać. W Manchesterze już pewnie zacierają rączki.