Weekend hiciorów w Bundeslidze
23. kolejka Bundesligi będzie naprawdę bardzo dobrą kolejką. Hit prześciga hit i na wielu stadionach, no bo to oczywiste, że nie na wszystkich, będą leciały takie szlagiery, że ho ho! Tabela znów zostanie przetasowana, znów wszystko się pozmienia i zobaczymy, jak będzie prezentowała się czołówka w poniedziałkowym podsumowaniu. JAK TO PONIEDZIAŁKOWYM? CZEMU NIE NIEDZIELA OD RAZU PO ZAKOŃCZENIU KOLEJKI?! Ano dlatego, że doszliśmy do jednej z kilku kolejek, która zakończy się w poniedziałek, meczem o 20:30. Wracając jednak do zapowiedzi, jednym ze spotkań wysuwających się na czoło, jest bez wątpienia starcie obu Borussii.
Borussia-gospodarz, czyli Mönchengladbach, ma sobie coś do udowodnienia. Właściwie nie tylko sobie, ale także swoim kibicom i w ogóle całej Bundeslidze. Muszą udowodnić, że nie zapomnieli, jak się gra w piłkę. Serio. Źrebaki notują passę trzech porażek z rzędu, która jest pierwszą taką za czasów Dietera Heckinga na ławce w roli trenera, czyli od Świąt Bożego Narodzenia 2016 roku. Bywało różnie, raz lepiej, raz gorzej, ale nie tak źle jak jest teraz. Jeśli rozszerzymy nieco statystykę spotkań, to zobaczymy, że dziewięć ostatnich meczów ligowych to aż sześć porażek, dwie wygrane i jeden remis, co wygląda naprawdę bardzo słabo.
A trzeba pamiętać o tym, że Niemcy mieli czas na przygotowanie się do nowej rundy, że Gladbach to klub niewystępujący w europejskich pucharach i że ma kadrę złożoną z naprawdę bardzo dobrych zawodników, jak chociażby Stindl, Kramer, Raffael czy Hazard. Żeby było śmieszniej w ostatnich tygodniach główna krytyka nie spadała na parę fajtłapowatych środkowych obrońców Ginter - Vestergaard (chociaż głównie ten drugi swoje i tak zdążył usłyszeć), ale właśnie na ten mega kreatywny przód. Mając taką czwórkę, plus jeszcze Grifo czy Zakarię, wypadałoby pokazywać w ataku coś więcej niż tylko totalny brak pomysłu, a to jest ostatnio największa bolączka drużyny Borussii. Trzy ostatnie kolejki, trzy porażki, trzy razy na zero z przodu.
Problemem jest też to, że w dołek formy wpadł Lars Stindl, kapitan drużyny, uniwersalny i bardzo techniczny napastnik, w najszerszym tego słowa znaczeniu. Wiadomo, że nie jest to Robert Lewandowski, typowa dziewiątka przyczepiona do szpicy formacji, ale zawodnik biegający w wielu miejscach i pomagający konstruować akcje ofensywne. W poprzednich meczach więcej jednak szkodził niż pomagał, a ostatniego gola zdobył 18 listopada w meczu z Herthą, zaś ostatnią asystę kolejkę później. Słabo. Jakby tego było mało, w Mönchengladbach mają problem z lewą obroną, ponieważ jedyną opcją jest tam obecnie kontuzjowany Oscar Wendt, ale o tym już pewnie słyszeliście przy zamieszaniu transferowym związanym z Gumnym. W związku z tym Hecking musi strasznie kombinować z ustawieniem, rzuca na lewą stronę nieodnajdujących się tam Jantschkego i Elvediego, co nie byłoby pewnie jakąś wielką tragedią, gdyby nie to, że na środku występuje duet Ginter - Vestergaard...
Posada doświadczonego trenera wisi na włosku, jeśli w drużynie nadal będzie postępować stagnacja, to możliwe, że w końcu straci robotę, a obronić jej wcale nie będzie łatwo. W niedzielę Gladbach zmierzy się u siebie z Borussią Dortmund, z którą na jesień przegrała... aż 6:1. Ale teraz to zupełnie inna BVB. Jasne, Peter Stöger zaczął sprzątać po Peterze Boszu, jedyny przegrany mecz z tych dziewięciu, które rozegrał, to starcie z Bayernem Monachium w Pucharze Niemiec, ale dortmundczykom wciąż jeszcze wiele można zarzucić. Wciąż do rzadkości należą mecze, w których zachowaliby czyste konto, a ich obrona nie przyprawiłaby kibiców o zawał serca. A jeśli już obrona spisuje się w należyty sposób, to często jest tak, że swoje dwa grosze dorzuci Roman Bürki, który odwali w bramce coś dziwnego. Jeśli Mönchengladbach znów ma zacząć strzelać, to w starciu ze swoją imienniczką będzie miała na to doskonałą okazję, bo w ostatnich siedmiu meczach u siebie z BVB zawsze im się to udawało. Inna sprawa jest taka, że Dortmund notuje passę pięciu wygranych z Gladbach z rzędu, z bilansem 20-5, ale o tym ciiiii!
Wiele wskazuje na to, że i tym razem goście będą mogli podreperować swój dorobek bramkowy, ponieważ w ataku niesamowite rzeczy wyprawia Michy Batshuayi. Obawiano się o to, jak rezerwowy Chelsea wejdzie w nowy zespół, ale gościu w trzech meczach (licząc wczorajszą Ligę Europy) strzelił aż pięć goli, do których dołożył jedną asystę! Skurczybyk nie miał udziału tylko przy dwóch golach Borussii w spotkaniach, w których grał i pokazuje, że jest z niego przekocur! Widząc jego grę, stwierdzam, że ma potencjał do tego, aby stać się ważniejszą częścią drużyny niż Aubameyang, szybki, ale niesamowicie ograniczony. Nowy Batman lepiej czuje się z piłką przy nodze, lepiej gra ciałem i potrafi biegać nie tylko do przodu, ale też na boki i do tyłu, dzięki czemu świetnie pokazuje się i wychodzi na pozycję. Do grania wrócił też Marco Reus, którego Stöger widzi na pozycji numer dziesięć i co zaskakuje mnie najbardziej... Andre Schürrle zaczął wyglądać jak pan piłkarz! Nie można się rzecz jasna podpalać dwoma czy trzema spotkaniami, ale jeśli przekreślany i wyszydzany przez wiele osób, w tym mnie, Niemiec wróci do tego, co pokazywał kilka lat temu, to kibice Borussii będą mogli spać spokojnie i szybko zapomną o kontuzjowanym Yarmolence. Ja na przykład już o typie zapomniałem.
Wszelkie przesłanki mówią, że faworytem tego meczu będą dortmundczycy i w sumie ja się do tej teorii mogę przychylić. Z drugiej jednak strony czuję, że Gladbach będzie chciało pokazać, że faktycznie nie zapomnieli, jak się gra w piłkę, dlatego śmierdzi mi tutaj takim remisem. Oczywiście bramkowym, bo z takimi tragicznymi liniami obrony i Batshuayiem można oczekiwać, czy nawet wymagać, wielu goli.
Co będzie się działo w pozostałych meczach tej kolejki?
Hertha Berlin vs Mainz, piątek, 20:30
Mecz, który nie ma zupełnie żadnych atutów, mogących przekonać jakiegoś niezdecydowanego fana do jego zobaczenia. I to może być samo w sobie atutem. Hertha mimo tego, że prezentuje słabą formę i raczej skłania się ku dolnej części tabeli, będąc na jedenastej pozycji, ma tylko trzy punkty straty do Ligi Europy i sześć do Ligi Mistrzów. Nie wiem, o co tutaj chodzi, ale wiem, że ma szansę na to, żeby tę różnicę zmniejszyć. Mainz to drużyna, która w tym sezonie robi bardzo dużo, żeby pożegnać się z Bundesligą, mimo że dokonali naprawdę ciekawych wzmocnień, zarówno latem, jak i teraz w styczniu. Powiem wam, że są aż nadspodziewanie nisko, nie posądzałbym ich o to przed sezonem, a po tej kolejce mogą nawet wylądować w strefie spadkowej - jeśli HSV wygra, iks de. Warto dodać, że Mainz na wyjeździe jeszcze w tych rozgrywkach nie zwyciężyło.
Freiburg vs Werder Brema, sobota, 15:30
Ten mecz z kolei może być lepszy niż wygląda. Wszystko to dlatego, że Freiburg to typowy introwertyk, który najlepiej czuje się u siebie w domu i nie lubi wychodzić na zewnątrz. Na własnym stadionie przegrał tylko raz, z Schalke w listopadzie, dlatego jeśli Werder zgarnie tutaj komplet punktów, będzie to można upatrywać jako lekką sensację. Ale tylko taką lekką. Bo choć bremeńczycy ostatnimi czasy grają super futbol, ofensywny, ładny dla oka, mało przegrywają, to wciąż są drużyną z dołu tabeli, której zdarza się zagrać chimerycznie. A Freiburg u siebie już nie takich kozaków zatrzymywał.
FC Köln vs Hannover, sobota, 15:30
Po trzech wygranych i remisie Kolonia znów zaczęła przegrywać. Na początku roku ludzie zaczęli dość entuzjastycznie podchodzić do możliwości utrzymania się Kozłów, bo wyniki się zgadzały, ale teraz znowu jest takie "meh". Cztery punkty do przedostatniego HSV, siedem do barażowego Mainz i dziesięć do bezpiecznego Werderu, tak to teraz wygląda i choć lepsza forma może zniwelować te różnice, to i tak najważniejsze będą bezpośrednie pojedynki z tymi innymi ogórkami - choć Hamburg już klupnęli. W każdym razie Hannover jest silną drużyną środka tabeli, grającą w kratkę i mocno różnie, raz lepiej, raz gorzej. Na wyjazdach radzą sobie słabo, dlatego Kolonia ma szanse na ugranie chociażby remisu, ale myślę, że mogą też liczyć na coś więcej. Tym bardziej że o dziwo gole zaczął strzelać Simon Terodde, co jest na pewno jedną z większych niespodzianek początku rundy wiosennej. TERODDE!
Wolfsburg vs Bayern Monachium, sobota, 15:30
Królowie remisów i drużna, która paści swój potencjał jak ja na studiach dziennikarstwa. Pisałem o nich ostatnio TUTAJ, bo chaos i zamęt w tym klubie to jest już jakiś kosmos. Mówi się, że może polecieć trener (znowu), że może wylecieć dyrektor sportowy (tu akurat spoko), a w tej całej otoczce jest grupa naprawdę dobrych piłkarzy, którzy grają kompletny piach. Albo remisują. Bayern, zdaniem kickera, chce do nich wyciągnąć pomocną dłoń, dlatego że monachijczycy chcą podobno oszczędzać się na Ligę Mistrzów, więc w Wolfsburgu mają wybiec rezerwy. Lewandowski na ławce, te sprawy. No powiem wam, że będąc kibicem Wilków, na pewno szukałbym tutaj jakiegoś pocieszenia, ale Wagner, Rudy, Tolisso czy powracający po kontuzji Thiago, który ponoć może zagrać... chciałbym mieć takie rezerwy.
HSV vs Bayer Leverkusen, sobota, 15:30
Pisałem gdzieś tam niedawno, że Leverkusen to najsolidniejszy kandydat do wicemistrza Niemiec, po czym nagle ci zrobili jeden punkt w dwóch meczach i wypadli nawet poza Ligę Mistrzów. Lol. Weź tu człowieku pisz coś o Bundeslidze... No ale jednak teraz Aptekarze przyjeżdżają do Hamburga, ogórów nad ogórami, więc chyba będą w stanie wykombinować coś przeciwko takim bobkom, nie? Potencjał ofensywny mają jeden z najlepszych w Bundeslidze i bez problemu mogliby nim szturmować Europę, więc takie HSV to powinni rozbić jakąś czwórką czy nawet piątką. Słowo klucz: powinni.
Schalke vs Hoffenheim, sobota, 18:30
Mecz z serii must see. Czy jakoś tak. Poziom innowacji i nowoczesności, który opanuje na niecałe dwie godziny całkiem zgrabny kawałek trawnika, będzie tak wysoki, że goście z Fundacji Nobla powinni zastanowić się nad wręczeniem organizatorowi tego spotkania jakiejś nagrody. Tedesco i Nagelsmann, dwa trenerskie mózgi, młodzi goście, w kilku przypadkach młodsi od swoich piłkarzy, świry, maniaki, dziwaki, nerdy... Tak ich widzę ja i zapewne nie tylko ja. Jesienią górą z tej potyczki wyszedł Nagelsmann, ale teraz jego Hoffenheim spisuje się słabo, dużo poniżej oczekiwań. Nie mam pojęcia, co on tam wykombinuje w tym meczu, na pewno ma trochę problemów z kontuzjami, więc w tym aspekcie pewną przewagę ma Schalke. Mimo tego, że ekipa z Gelsenkirchen jeszcze niedawno była wiceliderem tabeli, to teraz, jeśli przegra, może zostać nawet minięta przez Hoffenheim i w ogóle wypaść poza europejskie puchary. Dlatego motywacji obu stronom na pewno nie będzie brakować!
Augsburg vs Stuttgart, niedziela, 15:30
Aż specjalnie zobaczę ten mecz tylko i wyłącznie ze względu na misia pysia Korkuta, jednego z największych nieudaczników trenerskich ostatniej dekady w Bundeslidze. Żeby było śmieszniej gościu, po przejęciu Stuttgartu po Hannesie Wolfie, jeden mecz wygrał, a jeden zremisował i jest póki co niepokonany. Łatwych rywali wcale nie miał, bo choć zremisowany Wolfsburg i pokonane Gladbach nie są ostatnio w najlepszej dyspozycji, to jednak wciąż są Wolfsburgiem i Gladbach. VfB ma jednak w tym sezonie jeden bardzo duży problem, który był jednym z powodów wylania Wolfa - totalnie nie potrafią grać na wyjazdach. W tym aspekcie nie ma gorszej drużyny w Bundeslidze, tylko dwa remisy (w tym ten z Wolfsburgiem, brawo Tayfun!) i aż dziewięć porażek to zatrważająca statystyka, którą trzeba mieć na uwadze, puszczając kupon. Na przeciwko nich stanie Augsburg, który jak na złość Stuttgartowi u siebie spisuje się bardzo dobrze. Może nie jest to najlepiej operująca piłką drużyna Bundesligi, ale Gregoritsch, Caiuby, Heller i Max to goście, których należy się obawiać. Zła wiadomość jest taka, że najprawdopodobniej nie zobaczymy Marcina Kamińskiego, który u Korkuta zagrał na razie całą jedną minutę.
Borussia vs Borussia na Borussia-Park, niedziela, 18:00
Eintracht Frankfurt vs RB Lipsk, poniedziałek, 20:30
No i mamy naszego rodzynka, pierwszy raz w tym sezonie. Kibicom w Niemczech bardzo nie podoba się wprowadzenia tego poniedziałkowego terminu, na razie eksperymentalnego, w kilku spotkaniach na wiosnę. Ultrasi mają zamiar zbojkotować ten mecz i chociaż frekwencja na stadionie i tak będzie wynosić więcej niż na połowie meczów Ekstraklasy razem wziętych (w końcu mówimy tu o arenie na ponad 50 tysięcy ludzi), to i tak brak wsparcia fanatyków będzie odczuwalny. Zresztą podobnie zachowa się tydzień później ekipa Borussii Dortmund na swojej słynnej Südtribüne. Ale świat kibicowski to jedna bajka, a zupełnie inna historia to świat piłkarski, bo tutaj mówimy o meczu czwartej drużyny z drugą. Lipsk chyba w końcu zaczyna budzić się z letargu i wreszcie coś sobą prezentuje, chociaż w Bundeslidze nigdy nic nie wiadomo, bo ten sezon stoi pod znakiem braku stabilizacji, trzeba o tym pamiętać. Żeby było śmieszniej, Eintracht lepiej spisuje się na wyjazdach niż u siebie, więc RB może być nieznacznym faworytem tego spotkanie, ale przecież w czwartek grali oni wyjazdowy mecz Ligi Europy ze znudzonym tymi rozgrywkami Napoli. Niby bonusowy dzień przerwy, szczęście się trochę do nich uśmiechnęło, ale to jednak wciąż dodatkowe spotkanie w nogach, a Eintracht też mógł regenerować się dłużej. Plus dla nas jest taki, że obie drużyny mogą skorzystać prawie ze wszystkich swoich graczy.