Lider coraz bardziej czuje oddech rywali na swoich plecach - podsumowanie 23. kolejki LaLiga
Porównanie sezonu piłkarskiego do wyścigu kolarskiego zdecydowanie nie jest przesadzone. W lidze hiszpańskiej mamy kolejne zwroty akcji, które bardzo poważnie mieszają sytuację w tabeli. Pozycja Barcelony nadal jest niezagrożona, ale coraz częściej musi patrzeć na to, co dzieje się za jej plecami. A mamy przede wszystkim zmianę na pozycji wicelidera. Pamiętacie jak wszyscy mówili, że LaLiga jest przegrana dla Realu Madryt? To warto przypomnieć, że sezon kończy się w połowie maja. A teraz skupmy się na wydarzeniach z ostatniego weekendu.
Real Valladolid 0:0 Villarreal
Valladolid, 16.842 widzów
To miał być istotny mecz dla układu dolnej części tabeli, ale w rzeczywistości bezbramkowy remis niewiele zmienił. Taki wynik w normalnych warunkach powinien jeszcze bardziej pogrążyć gości dryfujących w strefie spadkowej, ale dzięki pozytywnemu zbiegowi okoliczności nadal mają kontakt z zespołami walczącymi o utrzymanie, a nawet zdołali odrobić jeden punkt straty do Celty czy Girony. Mecz bez bramek na stadionie beniaminka zawdzięczamy postawie obu bramkarzy - Jordiego Masipa oraz Sergio Asenjo. Gospodarze powinni strzelić przynajmniej jednego gola, ale bardzo dobrze zachował się Daniele Bonera. Włoch stanął na linii bramkowej i bezproblemowo powstrzymał zagrożenie.
Getafe 3:1 Celta de Vigo
Jaime Mata 39’(k), 81’, Jorge Molina 62’ – Araujo 2’
Getafe, 9.918 widzów
Spotkanie rozpoczęło się bardzo dobrze dla zespołu z Galicji. Pierwszy stały fragment gry w tym meczu zakończył się objęciem prowadzenia przez Celtę. W kolejnych minutach ekipa z Vigo udowodniła, dlaczego nieprzypadkowo "aspiruje" do miana największego rozczarowania sezonu w LaLiga. Nieodpowiedzialny faul Hugo Mallo we własnym polu karnym zakończył się podyktowaniem rzutu karnego dla gospodarzy. Prawdziwą głupotą popisał się za to Maxi Gomez, który na przestrzeni kilkunastu sekund zobaczył dwie żółte kartki i jeszcze w pierwszej połowie osłabił swój zespół. Można się zastanawiać, jakby wyglądało to spotkanie, gdyby sędzia liniowy nie dopatrzyłby się kilkucentymetrowego spalonego przy golu wspomnianego już wcześniej Mallo. A tak prawdziwym architektem zwycięstwa gospodarzy został Jaime Mata, który zakończył to spotkanie z jedną asystą i dwoma golami na swoim koncie. Trener Miguel Cardoso ma spory orzech do zgryzienia - musi znaleźć sposób na poprawę skuteczności oraz pomóc Rubenowi Blanco ograniczyć błędy, bo trzeci gol dla Getafe wyraźnie obciąża konto bramkarza. Zespół spod Madrytu nadal liczy się w walce o Ligę Mistrzów.
Atletico Madryt 1:3 Real Madryt
Griezmann 25' – Casemiro 16', Sergio Ramos 42'(k), Bale 74'
Madryt, 67.752 widzów
Jeszcze na początku roku, zespół z Estadio Santiago Bernabeu zajmował 4. miejsce w tabeli ze stratą siedmiu punktów do lidera. W kolejnych sześciu meczach, Królewscy zdobyli 15 punktów i są wiceliderami ligi hiszpańskiej. W bezpośrednim starciu pokonali zespół, który dotychczas zajmował drugą pozycję. Mecz nie obył się bez kontrowersji, a to wszystko efekt pogubienia się ze strony arbitra tego spotkania. Na szczęście, dużo lepiej zaprezentowali się piłkarze obu drużyn i dzięki temu obserwowaliśmy interesujące starcie derbowe na Wanda Metropolitano. Tyle ode mnie, bo czas dać miejsce Krystianowi Rembielińskiemu i zaprosić Was na relację z El Derbi Madrileño przygotowaną przez Krystka - Real włącza się do walki o mistrzostwo
RCD Espanyol 2-1 Rayo Vallecano
Borja Iglesias 72' (k), S. Darder 90+5' – A. Ba 33'
Barcelona, 22.104 widzów
Spotkanie zakończone dość spodziewanym rezultatem, ale z niewyobrażalnie dramatycznym przebiegiem. Dla "Papużek" było to siódme zwycięstwo na własnym stadionie, za to dla beniaminka z Vallecas była to już siódma porażka wyjazdowa. Więcej przegranych meczów na wyjeździe ma tylko Huesca. Dopiero ostatnie 20 minut tego spotkania przesądziły o zwycięstwie zespołu ze stolicy Katalonii. Przy bardziej efektywnej grze, kibice Espanyolu nie powinni panikować o wygraną aż do doliczonego czasu meczu. Didac Vila był bardzo bliski wcześniejszego wyrównania stanu rywalizacji, ale strzał głową obrońcy zatrzymał się na słupku. Dopiero pewnie wykorzystany rzut karny oraz strzał rozpaczy w wykonaniu Sergiego Dardera dał komplet punktów gospodarzom. To był przykład meczu, gdzie zwycięzca musiał wyszarpać sobie pełną pulę.
Girona FC 0:2 SD Huesca
Chimy Ávila 35', 40'
Girona, 10.662 widzów
Patrząc wyłącznie na tabelę ligową można by rzec, że mieliśmy do czynienia z sensacją. Wystarczy jednak przyjrzeć się aktualnej formie obu zespołów, by się zorientować jak bardzo można było spodziewać się takiego rezultatu. Zespół z Girony jest w fatalnej dyspozycji, bo z ostatniego zwycięstwa cieszyli się dwa miesiące temu - pokonali wówczas Deportivo Alaves w ramach Copa del Rey. By znaleźć ostatnie zwycięstwo ligowe trzeba cofnąć się jeszcze bardziej, bo miało ono miejsce pod koniec listopada. Huesca jest na fali wznoszącej, bo mają serię dwóch zwycięstw ligowych z rzędu. Z poprzednich 20. kolejek LaLiga beniaminek zdołał wygrać zaledwie... dwa mecze! Wystarczyło 5 minut, by wieczór na Estadi Montilivi stał się katastrofą.
CD Leganes 3:0 Real Betis
Youssef En-Nesyri 22', 36', 66'
Leganes, 11.381 widzów
Zespół z Sewilli totalnie odpuścił sobie niedzielne spotkanie ligowe, gdyż Quique Setien pozwolił odpocząć swoim najważniejszym piłkarzom przed czwartkowym meczem Ligi Europy z Stade Rennes. Z Jese w ataku nie można było zbyt wiele zawojować. Pierwszoplanową postacią tego spotkania był Youssef En-Nesyri. Marokańczyk zdobył siedem goli w pięciu ostatnich meczach, a wcześniej na swoim koncie miał ledwie jedno trafienie. Drużyna z przedmieść Madrytu zdobyła w tym roku kalendarzowym już 10 punktów i uciekła z okolic dołu tabeli.
Valencia CF 0:0 Real Sociedad
Walencja, 38.885 widzów
Jakim wynikiem mógł się skończyć mecz drużyny, która zremisowała najwięcej spotkań z całej stawki? Uwaga - podziałem punktów! Cóż za niespodzianka, prawda? To co powinno martwić fanów "Nietoperzy" to fakt, że pozwolili gościom z San Sebastian przejąć inicjatywę na własnym stadionie. Valencia była najgroźniejsza po dośrodkowaniach w pole karne rywali. Coraz częściej zastanawiam się nad sensem rozgrywania meczów zespołu z Walencji, skoro i tak można być praktycznie pewien remisu po końcowym gwizdku sędziego. Po tym meczu oba zespoły nadal sąsiadują w tabeli.
Sevilla 2:2 SD Eibar
Ben Yedder 88', Sarabia 90+2' – Orellana 22', Charles L. 63'
Sewilla, 36.343 widzów
Niedziela stała praktycznie pod znakiem remisów, tylko Leganes wyłamało się od tej zasady. Spotkanie rozegrane na Estadio Ramón Sánchez Pizjuán charakteryzowało się ogromną dawką dramaturgii. Wszystko wskazywało na to, że gospodarze zakończą to spotkanie bez jakichkolwiek punktów, aż przyszła 88. minuta meczu. Wówczas nastąpiło przebudzenie lidera ofensywy, Wissema Ben Yeddera. Francuz strzelił kontaktowego gola, a w doliczonym czasie gry bramkę dającą remis strzelił Pablo Sarabia, wcześniej asystujący przy golu numer jeden dla swojego zespołu. Zespół z Andaluzji jest w trakcie komplikowania sobie życia, bo jest coraz bliżej wypadnięcia poza czołową czwórkę. Nad piątym Getafe ma zaledwie dwa oczka przewagi. Obecnie trudno w to uwierzyć, ale podopieczni Pablo Machina jeszcze kilka tygodni przewodzili w tabeli LaLiga. A przy okazji nagana dla Evera Banegi - Argentyńczyk zachował się nieodpowiedzialnie i słusznie został ukarany czerwoną kartką.
Athletic Club 0:0 FC Barcelona
Bilbao, 47.557 widzów
Blaugrana powinna cieszyć się, że luty to najkrótszy miesiąc w roku. Za nimi trzeci mecz w tym miesiącu i każdy z nich kończył się remisem. Barcelona wywiozła remis z Nuevo San Mamés tylko dzięki świetnym interwencjom Marca-Andre Ter Stegena. Granie w Kraju Basków zawsze trzeba porównywać do wizyty u dentysty - niemiły obowiązek. Szczegóły dotyczące tego starcia poznacie z tekstu Karola Sitarskiego - Athletic odrobił pracę domową
Deportivo Alaves 2:0 Levante
Laguardia 23', Jony 90+3'
Vitoria, 13.691 widzów
Początek spotkania na Mendizorrotza zapamiętamy głównie ze względu na kibiców, którzy w ramach protestu opuścili trybuny na około 5 minut. W ten sposób chcieli zaprotestować przeciwko rozgrywaniu meczów w poniedziałkowy wieczór. Na szczęście dla fanów Deportivo, ich idole wzięli się do roboty dopiero wtedy, gdy trybuny ponownie się zapełniły. Na efekty nie trzeba było długo czekać, bo już w 23. minucie spotkania padła pierwsza bramka. Rzut rożny, najwyżej w polu karnym wyskoczył Victor Laguardia i to on strzałem głową wyprowadził swoją drużynę na prowadzenie. Levante na przestrzeni całego spotkania nie miała zbyt wielu argumentów na odwrócenie losów tego pojedynku. Prawdziwym gwoździem do trumny był karygodny błąd Cheicka Doukoure, który postanowił odegrać Harlem Shake w okolicach własnego pola karnego. Z prezentu skorzystał Jony i przypieczętował dwubramkowe zwycięstwo zespołu z Vitorii.