Estadio Santiago Bernabeu nowym obiektem treningowym Barcy
Zaczynamy marzec, ale wraz z początkiem nowego miesiąca żegnamy pewien rozdział podczas trwającego sezonu w hiszpańskiej piłki. Mowa oczywiście o mini-maratonie z El Clasico. Obóz Realu może odetchnąć z ulgą, bo w końcu przestanie być upokarzany praktycznie na każdym kroku. Za to Barcelona może zwiesić głowy, bo nie będą mieli możliwości zmierzenia się z drużyną, którą od jakiegoś czasu traktują jak worek treningowy. Nie inaczej było dzisiejszego wieczora - zwycięstwo Barcelony 1:0 zwiastuje epokę lodowcową w Madrycie. Real traci w tym momencie 12 punktów do lidera.
Real Madryt: T. Courtois - D. Carvajal, S. Ramos, R. Varane, S. Reguilón - T. Kroos (55' F. Valverde), Casemiro (76' Isco), L. Modrić - Vinicius Jr., K. Benzema, G. Bale (61' M. Asensio)
FC Barcelona: M.A. ter Stegen - S. Roberto, G. Pique, C. Lenglet, J. Alba - S. Busquets (90+2' N. Semedo), Arthur (71' A. Vidal), I. Rakitić - O. Dembele (78' P. Coutinho), L. Suarez, L. Messi
Od początku drugiej kadencji Florentino Pereza na stanowisku prezydenta klubu (czyli od 2009 roku), Estadio Santiago Bernabeu przestało być twierdzą nie do zdobycia dla "Dumy Katalonii". W ostatniej dekadzie, "Królewscy" cieszyli się ze zwycięstwa nad Barcą na własnym stadionie ledwie czterokrotnie i chodzi tu o spotkania we wszystkich rozgrywkach. A warto zauważyć, że "Blaugrana" zdążyła przyjechać do stolicy Hiszpanii aż 16 razy! Kibice Realu Madryt poprzednio opuszczali stadion w dobrych nastrojach po starciu ligowym podczas sezonu 2014/2015!
W pierwszych minutach plan Realu był bardzo prosty - oddanie piłki Viniciusowi, bo młody na pewno coś wykombinuje nieszablonowego. Zadanie utrudniali obrońcy gości, którzy co chwila otaczali Brazylijczyka we dwóch bądź nawet we trzech! "Królewscy" największe zagrożenie w trakcie pierwszego kwadransa spotkania tworzyli dzięki stałym fragmentom gry. Dla przykładu Raphael Varane złożył się do strzału, ale na linii uderzenia znalazł się jego rodak, Clement Lenglet. Po drugiej stronie barykady dużą aktywnością wykazywał się Ousmane Dembele, który chyba lubi pokazywać się na dużej scenie piłkarskiej. Prawdziwym królem Klasyku był, jest i bez wątpienia nadal będzie kto inny. Leo Messi na wielkim spokoju doszedł do sytuacji bramkowej, ale piłka minimalnie minęła bramkę strzeżoną przez Thibault Courtois.
Bohaterami pierwszej fazy spotkania byli stoperzy, którzy ze stoickim spokojem zatrzymywali akcję rywali. Vinicius przybrał rolę motorniczego akcji gospodarzy, bo to on stworzył akcję Luce Modriciowi, po której Chorwat uderzył z dystansu. Z dobrej strony pokazał się Gerard Pique, który powstrzymał zagrożenie. Przyjaciel Modricia z reprezentacji Chorwacji, Ivan Rakitić, pokazał w jaki sposób należy wykańczać akcje. Pomocnik niczym zimnokrwisty killer uciszył trybuny na Santiago Bernabeu. Świetnym podaniem popisał się Sergi Roberto, dzięki któremu wicemistrz świata mógł uwolnić się od swojego obrońcy i dać drużynie gości upragnione prowadzenie. Gol strzelony przez byłego zawodnika Sewilli był paliwem dla akcji "Blaugrany", bo praktycznie do przerwy istniała już tylko jedna drużyna. Przepis na spotkanie o takim ładunku emocjonalnym jest jedno - być konkretniejszy i właśnie w taki sposób prezentowali się podopieczni Ernesto Valverde.
W drugiej połowie obraz gry zmienił się połowicznie. Real próbował skruszyć szczelny mur złożony z zawodników Barcy, ale piłkarze madryckiego klubu po raz kolejny nie mogli liczyć na zbyt wiele, skoro zapomnieli zabrać ze sobą tak bardzo potrzebną amunicję. Gospodarze popisali się ledwie czterema celnymi strzałami na bramkę ter Stegena i to na przestrzeni całego spotkania. Nie można liczyć na dobry rezultat, gdy razisz nieskutecznością i nie jesteś w stanie zamęczyć bramkarza rywali. Jedyną osobą, która byłaby w stanie zrobić coś z niczego oraz uratować Real jest Angus MacGyver, słynny bohater serialu z lat 80. i 90. poprzedniego wieku. Nie przypominam sobie jednak, by Amerykanin specjalizował się w piłce nożnej. Santiago Solari nadal musi szukać innych rozwiązań problemów, które dotykają zespół od początku sezonu. A co z zespołem przyjezdnym? Lider LaLiga w drugiej połowie był dość bezbarwny, ale co z tego? Zwycięstwo to zwycięstwo, a trzy punkty to trzy punkty. Tylko to powinno się liczyć wśród fanów "Blaugrany".