Lucas Moura mógł trafić do Katalonii
Kibice PSV go nienawidzą. Kibice Feyenoordu - również. Znalazł on jeden prosty sposób na to, by wkurzyć kibiców Ajaksu. Nazywa się Lucas Moura i to on wyrzucił z finału Ligi Mistrzów drużynę "Joden". A Tottenham go uwielbia, bo to gość, który idealnie udowodnił, dlaczego Manchester United zrobił źle, nie ryzykując jego transferu przed kilkoma laty. Od PSG, przez Tottenham... to jest w sumie kariera budowana po cichu, ale z wystrzałami, o których mówi się wiele... nie ma bardziej przydatnego piłkarza w takich momentach niż Lucas Moura.
A wiecie, że pod koniec okienka transferowego Barcelona chciała go do siebie sprowadzić? Był ich celem - tak donosi "Mundo Deportivo". Powiedzmy wprost - nie zaszkodziłby 27-latek pierwszej linii "Blaugrany", byłby kolejną opcją, naprawdę porządną. Nie wyszło. W trakcie negocjacji ewentualnego transferu Neymara (do którego oczywiście nie doszło), Barcelona miała opcję sprowadzenia Moury. Kiedy Neymar zaczął się oddalać, Moura stał się ciekawą opcję B. O co poszło?
O wycenę. Barcelona była gotowa wyłożyć grube miliony, 150-200-250 milionów nikogo by nie zdziwiło, nawet dorzucanie kolejnych zawodników takich Rakitić, Dembele, Todibo do dealu z PSG pokazywało szaleństwo zarządu "Dumy Katalonii". Oczywiście w kontekście Neymara. Ale... w przypadku Moury szkoda im było 50 milionów euro. Wiecie, co jest najzabawniejsze? Neymar i Moura to ten sam rocznik - 1992. Neymar jest z lutego, Moura jest z sierpnia. Szczerze? Patrząc na skalę tych ofert, pieniędzy, które były gotowe do wydania na zawodnika obarczonego ogromnym ryzykiem (ale OK, wciąż wielce utalentowanego, na poziomie, którego Moura nie osiągnie)... jak słyszy się, że na bohatera półfinału Ligi Mistrzów szkoda było 50 milionów euro... to trochę to jakoś razi. Moura naprawdę niczego by w tej Barcelonie nie popsuł, może nawet dałby odrobinę nadziei. Nie posypałby się jak Dembele, nie irytowałby jak Suarez, nie robiłby problemów jak Neymar w Paryżu.
Szkoda, że ta opcja nie wypaliła. Barcelona w ogóle by na tym nie ucierpiała. Jedyne, co mogłoby nie wypalić, to to, że on również pod wodzą Ernesto Valverde oduczył się gry w piłkę. Najpierw pracujesz z Pochettino, a później ze skostniałym Ernesto... no jest różnica. Poza tym pewnie spojrzeli, że zapłacą 50 milionów za strzelca 10 goli... liczby naprawdę czasami przesłaniają obraz rzeczywisty. My stoimy przy opinii, że przy obecnych Barcelony było warto tyle wydać. Tym bardziej, że Neymar i tak nie wrócił.