Rabiot coraz bliżej hitowego transferu
Adrien "Jestem za dobry, by być na liście rezerwowej" Rabiot zasłynął ostatnio ze średnio chwalebnego czynu. Jak już mogliście domyślić się z pseudonim, który mu dałem, Francuz odmówił Didierowi Deshampsowi, który poprosił go, by w razie kontuzji któregoś z kolegów, to on był w gotowości. Pomocnik uznał, że zagrał tak dobry sezon, że w kadrze powinien znaleźć się od razu, a nie ewentualnie dołączyć do niej w nagłym przypadku. Z jednej strony trudno nie przyznać mu racji, z drugiej zaś trzeba stwierdzić, że nie rozwiązał tej sprawy w najbardziej polubowny sposób z możliwych.
Po tej akcji okazało się, że Rabiot nie do końca dobrze czuje się też w Paryżu i będzie chciał z niego odejść. Mistrzowie Francji nie będą robili mu z tego tytułu za dużych problemów i w zasadzie chętnie się z nim pożegnają, pod warunkiem, że ewentualny kupiec zapłaci za niego 40 milionów euro. Paryżanom zależy bowiem na pieniądzach. Komisja do spraw finansowego fair play już wisi im nad głowami, a jeśli mają oni ambicje, by tego lata kogoś kupić, a dobrze wiemy, że mają, to fundusze na te transfery należy pozyskać ze sprzedaży innych zawodników. Wczoraj pisałem o tym, że Leonardo Bonucci jest już w zasadzie dogadany z PSG. To właśnie za niego Milan miałby dostać pieniądze pozyskane z Rabiota.
Pytanie tylko, kto będzie tak naprawdę ich źródłem. Jak się okazuje, prawdopodobnie okażą się nim Chińczycy. Nie oznacza to jednak, że Rabiot przeniesie się do Azji. Chce go Barcelona, która przecież ma teraz dziurę w środku pola, którą pozostawił Pualinho. Nie da się jej załatać 50 milionami, które Duma Katalonii dostała od Chińczyków, ale piłkarzem PSG już jak najbardziej można to zrobić. W związku z tym, że Blaugrana ostatnio nieźle się wzbogaciła, nie powinna mieć problemów ze spełnieniem wymogów finansowych Paryżan.
Czy Rabiot odnalazłby się w Barcelonie? Nie ma wątpliwości, że ten chłopak ma oprócz tupetu jeszcze ogromne umiejętności, ale trzeba się poważnie zastanowić czy są one na miarę Dumy Katalonii. Francuz nie jest w końcu typowym rozgrywającym, wirtuozem środka pola, a raczej zawodnikiem dyktującym tempo gry i uspokajającym sytuację na boisku. Barcelończycy muszą więc poważnie przeanalizować tę sytuację, by z rozpędu nie zakupić sobie drugiego Andre Gomesa.