A mogli zabić...
Kiedy 4 lata temu, obie te drużyny spotkały się w Pucharze Króla, wynik po dwóch spotkaniach był miażdżący: 12-1. Mało brakowało, a dzisiaj w jednym tylko spotkaniu, padłby podobny wynik. Zapraszam na podsumowanie tego jednostronnego, ale nie nudnego widowiska.
Grając w FIFA 09 wielokrotnie słyszałem od Pana Szpakowskiego frazes "Różnica klas obu drużyn jest dzisiaj aż nadto widoczna". Cóż, nieprzypadkowo przypomiały mi się te słowa oglądając dzisiejszą potyczkę FC Barcelony z Huesca. Tutaj należy się mimo wszystko ogromny szacunek, dla chłopaków z Aragonii. Świetne wejście w sezon, wygrana 2:1 z Eibar, urwane punkty z Athletikiem 2:2. Tak napompowani motywacją Panowie Beniaminkowie przyjechali dziś na Camp Nou. Oni mieli w głowie tylko jedno, nie bać się rywala, nie oddawać mu inicjatywy, walczyć, kontrować...Wyszło im to w ciągu pierwszych 20 minut. Zaczęło się od wczesnej terapii szokowej dla Dumy Katalonii. Indywidualne błędy w kryciu, i pyk po dwóch minutach 1:0 dla gości. To nieco pokiereszowało plany Barcelony, bo przecież mieli planowo zacząć strzelać dopiero w okolicach 60 minuty, jak mają to ostatnio w zwyczaju. Więc niczym nie zrażeni gospodarze pomyśleli sobie "cóż, wbili nam jedną, my wbijemy im dwie". A słowo ciałem się stało. Po samotnej akcji Messiego, który jednym zwodem potrafi niszczyć całe szyki obronne, z prawej nogi wpakował piłkę do siatki, wcześniej obijając aluminium. Czyżby przełamanie klątwy słupków i poprzeczek? #NAPIWNO. Chwilę później byliśmy świadkiem kolejnego ciosu dla Hueski po samobójczym trafieniu Jorge Pulido. Jeden z zawodników gości jeszcze skarżył się, że był faulowany przez Messiego, sędzia jednak swojej decyzji nie zmienił i mamy 2:1, wszystko wraca na właściwe tory. Przed przerwą widzieliśmy jeszcze jedno trafienie Suareza który (otwiera mi się nóż w kieszeni jak to słyszę...co tam nóż, miecz Bolesława Chrobrego) według większości kibiców "się skończył". Serio już nie mogę słuchać tego bełkotu, że Suarez powinien odejść, bo w kilku pierwszych meczach nie trafia do siatki. Przypominam, że w zeszłym sezonie było to samo, a ludzie nawet przy 15 trafieniu Suareza potrafili mówić "ooo, wrócił". Nie, on nigdzie nie odchodził, żeby musiał wracać, kropka. Tuż przed końcem pierwszej połowy, Huesca ukąsiła Barcelonę jeszcze raz, po całkiem ładnej akcji, którą miał przyjemność wykończyć Gallar. Ostatni gwizdek i do szatni, gdyż i Valverde i Franco mieli swoim podopiecznym conieco do powiedzenia.
Demolka
Krótki tytuł drugiego akapitu, mógłby właściwie wystarczyć, jeśli chodzi o drugą połowę, ale tę pierwszą tak fajnie mi się pisało, że i tutaj poświęce kilka literek. Po przerwie wydawało się, że Huesca dalej chce iść na otwartą wymianę ciosów z Barceloną. Tak też faktycznie było ale cóż...raz w historii Dawidowi udało się pokonać Goliata, a nic nie dzieje się dwa razy, więc goście popełnili tutaj swój jeden z największych błędów, jakie mogli popełnić: Starać się grać jak równy z równym. Owszem, słabsze drużyny mają taką możliwość i ogląda się to dużo przyjemniej niż ustawienie z 8 obrońcami i 89 wybiciami piłek ze swojego pola karnego. Ale jak się ma w swojej drużynie takiego Messiego, to wyrok może być prosty. Będzie bolało. I tak faktycznie było. Katalończycy zaczeli powolutku, konsekwentnie, w swoim stylu za panowania Ernesto Valverde, punktować błędy w obronie, ustawieniu, rozgrywaniu, wszystkim u rywala. Jako pierwszy odblokował się Ousmane Dembele, który w pierwszej połowie nieco irytował mnie złym przyjęciem piłki, zbyt wolnym rozgrywaniem piłki, trzymaniem jej bezsensownie przy nodze. Ale udało się i strzelił całkiem bramkę całkiem podobną, do trafienia Messiego, z tym, że Ousmane strzelał z innego winkla. No i jak mawia bohater pewnej kreskówki na YouTube "Kiedy się powiedziało A, to trzeba powiedzieć też drugą cyfrę". Worek z bramkami rozpruł brutalnie Rakitić, strzałem z woleja z pierwszej piłki. Sam komentator spytał się retorycznie "Czy oni na treningach kopią w puszki z 40 metrów?". Fakt, nie było to najłatwiejsze trafienie, ale po to jest tam Ivan, żeby trafiać to, co niemożliwe. Tu już obrona Hueski praktycznie przestała fizycznie nazywać się obroną. Messi wykorzystał prezent od gości, zostawiając mu dziurę wielkości krateru i mamy 6:2. Swoje trzy grosze dołożył też Jordi Alba, nie zastanawiając się długo, czy odegrać do lepiej ustawionego partnera i na tablicy 7:2. Kiedy już wszyscy piłkarze mentalnie byli w szatniach lub w drodze na zgrupowanie, Luis Suarez ustalił wynik z rzutu karnego na 8:2 i koniec. Koniec męczarni Hueski, mieli nadzieję, że to będzie ich dzień, ale trudno mieć swój dzień, grając z rywalem, który ma swoje lata. Ogromny szacunek dla beniaminka, w pierwszej połowie pokazali cojones, w drugiej musieli je prawdopodobnie zostawić w szatni. Barcelona słusznie kasuje 3 punkty. Wysoki wynik który mógł się skończyć nawet dwucyfrówką, gdyby nie świetna postawa Wernera.
Ja się z Wami tymczasem żegnam i do następnego spotkania!