Wstyd, żenada, hańba, frajerstwo, kompromitacja! Nie wracajcie do domu!
Szkoda strzępić ryja, ale pomeczówka musi wjechać na salony. Real dostał po dupie w meczu o pietruszkę i w sumie to ani trochę się nie dziwię. Nie wiem tylko po co oglądam takie spotkania, tak samo jak mój serdeczny druh - Milczar. Robimy to chyba tylko po to, żeby się troszeczkę zdenerwować na koniec dnia.
Składy:
Real Madryt: Courtois; Odriozola - Vallejo - Javi Sanchez - Marcelo (Carvajal 74'); Llorente (Kroos 58') - Valverde - Isco; Asensio - Benzema (Bale 46') - Vinicius.
CSKA: Akinfeev; Fernandes - Magnusson - Becão, Nababkin - Schennikov; Oblyakov (Kuchaev 89') - Bistrović - Vlašić; Chalov (Hernandez 84') - Sigurðsson (Nishimura 90+4').
Kiedy zobaczyłem wyjściową jedenastkę, wcale nie byłem zaskoczony. Mecz o pietruszkę, niech sobie młodzi pograją. Do tego fajnie znowu zobaczyć Marcelo i Vallejo, którzy wracają po kontuzjach. Kolejne cenne minuty dla Llorente. No, tak to wyglądało przed meczem. A co w trakcie?
Początek zdecydowanie nie porwał, Królewscy dominowali, jak na obrońcę tytułu przystało. Pierwsze kilkanaście minut to była w sumie gra na Viniciusa. Nie wiem za bardzo jak to sobie reszta drużyny wyobrażała? Myśleli, że Brazylijczyk weźmie piłkę, ogra pięciu obrońców i strzeli w okienko? Chyba 2 razy udało się skrzydłowemu dograć piłkę w pole karne, ale nic z tego nie wynikło.
Później swoje okazje miał również Marco Asensio, który oddał zdecydowanie najwięcej strzałów na bramkę Akinfeeva. Żaden z nich nie znalazł drogi do bramki, bo albo golkiper gości był na posterunku, albo piłka odbijała się od poprzeczki. Co prawda jedna z tych sytuacji to zdecydowanie setka, ale Asensio postanowił uderzyć prosto w bramkarza. Jedyne usprawiedliwienie jest takie, że zrobił to prawą nogą.
No i wreszcie stało się to, na co czekaliśmy, czyli padły gole! 37 minuta to nawet ładne trafienie Chalova, który przełożył sobie piłkę z prawej nogi na lewą i kropnął po długim rogu.
A kilka minut później drugą bramkę dla CSKA zdobył Schennikov. Typowe zamieszanie, odbijanka i wbicie piłki do bramki. Obrona Realu dała się w tej akcji ograć jak juniorzy. Chociaż w sumie to nic dziwnego.
A w drugiej połowie co? Ano nic nowego. Pojawili się Bale, Kroos i Carvajal, ale na nic te zmiany. Goście zdołali wpakować trzecią bramkę, za sprawą Sigurðssona i już było wiadomo, że nie wypuszczą tego wyniku. W końcu grali o być albo nie być w Lidze Europy. Ostatecznie im się to nie udało, bo Viktoria Pilzno wygrała swoje spotkanie z przyjaciółmi z Rzymu.
Co więcej można powiedzieć na temat tego meczu, niż to, że Real Madryt po raz kolejny zagrał piach? Czy można w ogóle kogoś pochwalić? Moim zdaniem dobre spotkanie rozegrali Llorente, Valverde i Vinicius. Dobrze, że był to mecz o pietruszkę i myślę, że miało to też wpływ na mentalność zawodników.
Jeśli chodzi o Ligę Mistrzów, to czeka nas teraz dłuższa przerwa i jest czas, żeby się do tego czasu ogarnąć, jeśli Real chce coś osiągnąć w tych rozgrywkach. Dobrze, że w fazie pucharowej już będzie VAR, dzięki czemu Blancos nie będą już nigdy więcej okradani, tak jak to miało miejsce w ostatnich sezonach. Chociaż nawet przekręty nie pozbawiły Królewskich trzech tytułów z rzędu.
Oby drużyna się ogarnęła. Mam nadzieję, że na przełomie grudnia i stycznia, Pintus odpowiednio przeora piłkarzami boisko i dostaniemy to, czego oczekujemy. Sezon bardzo powoli będzie wkraczał w decydującą fazę, więc jest czas, żeby nadrobić wszystkie braki w przygotowaniu. Natomiast zaangażowanie nie weźmie się samo znikąd. To już kwestia indywidualna piłkarzy.