Rafinha w Tottenhamie, czyli kolejny popis wyobraźni angielskich dziennikarzy
Brytyjska prasa bulwarowa to prawdziwa kopalnia zmyślonych newsów piłkarskich. Historie, które wymyślają żurnaliści "the Sun" czy "Daily Mirror", można spokojnie umieścić pomiędzy dziełami Jana Christiana Andersena a baśniami braci Grimm. Do tego zaszczytnego grona bajkopisarzy możemy z czystym sumieniem zaliczyć również dziennikarzy "Daily Express", którzy w ten świąteczny czas postanowili poczęstować nas bardzo ciekawą historią na temat ewentualnych planów transferowych Tottenhamu.
Ten zacny dziennik donosi, że "Koguty" bardzo poważnie rozważają ściągnięcie Rafinhi - pomocnika Barcelony. Z pozoru - news jak news - w końcu Tottenham znajduje się jednak półeczkę niżej niż "Blaugrana" i nic dziwnego, że jest zainteresowany ściągnięciem rezerwowego zawodnika "Dumy Katalonii". I to nie byle jakiego rezerwowego, bo Rafinha umiejętności ma i niejednokrotnie zdążył już to pokazać, na dodatek wciąż jest zawodnikiem, któremu daleko do emerytury.
Problem pojawia się, jeśli przyjrzymy się sprawie trochę bliżej. Przede wszystkim - ze względu na kredyt, jaki Tottenham zaciągnął na budowę nowego White Hart Lane, "Koguty" raczej będą chciały nieco przykręcić kurek z pieniędzmi i wątpię, żeby miały zamiar wydać od tak 35 milionów funtów, bo tyle właśnie oczekują za swojego pomocnika działacze katalońskiego klubu. Nawet jak na warunki klubu z Premier League to jest dużo kasy, nie mówiąc już o sytuacji, kiedy ten klub ma do spłacenia kilkaset milionów funtów pożyczki.
Ale ważniejszą kwestią jest co innego: Rafinha obecnie leczy bardzo poważną kontuzję zerwanych więzadeł krzyżowych, więc można zaryzykować tezę, że na ten moment jest zawodnikiem kompletnie niesprzedawalnym. Jakim cudem Tottenham, który ogląda każdego pensa 2 razy miałby wydać 35 baniek na gościa, który będzie gotowy do gry dopiero w trakcie następnego sezonu? Nie jestem w stanie uwierzyć, że słynącemu z oszczędności Danielowi Levy'emu wpadłby do głowy taki bezsensowny pomysł. Skłaniam się raczej ku wersji, że cała historia związana z tym transferem powstała w głowach redaktorów "Daily Express" w jakieś nudne, deszczowe popołudnie.