Niespodzianka w derbach Londynu
Dwie drużyny, które lubią grać ofensywny futbol. Dwóch bardzo dobrych menadżerów. Samir Nasri, który powraca po rocznej banicji spowodowanej korzystaniem z dopingu. No i do tego derby. Nie ukrywam - bardzo dużo oczekiwałem po tym spotkaniu. Oczywiście jestem świadomy, że West Ham i Arsenal to nie są drużyny idealne (zwłaszcza w grze obronnej), jednak na pewno można było spodziewać się otwartego widowiska okraszonego kilkoma bramkami. Cóż, nie pozostaje mi nic innego, jak odwołać się do Piotra Rutkowskiego i jego nieśmiertelnego cytatu - "Rozczarowanie jest ogromne."
Składy:
West Ham: Fabiański - Zabaleta, Diop, Ogbronna, Cresswell - Rice, Noble - Antonio ( 82' Obiang), Nasri (73' Snodgrass), Anderson - Arnautović (72' Carroll)
Arsenal: Leno - Mustafi (59' Ramsey) , Sokratis, Koscielny - Maitland-Niles (71' Bellerin), Guendouzi, Xhaka (59' Torreira), Kolasinac - Aubameyang, Lacazette, Iwobi
Od początku mecz toczył się w dość leniwym tempie. Jeśli chodzi o pierwszy kwadrans, warta do odnotowania jest tylko kapitalna okazja Alexandre'a Lacazette'a. Francuz wbiegł z piłką w pole karne "Młotów" jak do swojego domu, ale oddał strzał dokładnie w miejsce, w którym stał Łukasz Fabiański. Jako że nasz nasz golkiper nie ma w zwyczaju puszczania szmat, to 27-letni napastnik Arsenalu musiał tym razem obejść się smakiem. W 21. minucie ponownie przed dobrą szansą stanął Lacazette, jednak tym razem na przeszkodzie stanął mu Declan Rice, który sprzątnął piłkę sprzed nosa byłemu zawodnikowi Olympique Lyon.
A co z zagrożeniem ze strony gospodarzy? Polecę klasykiem - "brakowało wykończenia". Niby "The Hammers" potrafili zawiązywać ciekawe akcje i w efekcie oddać parę strzałów, jednak te uderzenia albo były niecelne, albo Bernd Leno obroniłby je nawet z opaską na oczach. Najlepszą sytuację dla West Hamu miał w 31. minucie Felipe Anderson, który po świetnym zgraniu Nasriego uderzył minimalnie obok słupka. Generalnie pierwsza połowa w wykonaniu obu drużyn przypominała trochę ostatnie części "Gwiezdnych Wojen" - dużo szumu, mało konkretów.
Na szczęście, po przerwie jakieś konkrety mieliśmy. Ten najważniejszy zobaczyliśmy już w 47. minucie, kiedy po przytomnym zagraniu Nasriego piłkę do bramki "Kanonierów" skierował Rice. Chciałbym się w tym miejscu nieco zatrzymać przy powracającym na boisko po zawieszeniu Francuzie. Nie ukrywam - ja tego gościa uważam za kompletnego półgłówka i jest jednym z najbardziej nielubianych przeze mnie piłkarzy, ale muszę przyznać - facet grał dzisiaj jak za swoich najlepszych lat w Manchesterze City. Swoboda w operowaniu piłką, dobry drybling, kilka otwierających zagrań no i wisienka na torcie - asysta przy bramce. Jeśli 31-latek tak będzie wyglądać w kolejnych meczach - jestem przekonany, że West Ham w końcowej tabeli nie będzie niżej, niż na 10. miejscu.
Wydawałoby się, że po stracie bramki piłkarze Arsenalu powinni wziąć się do roboty. Nic takiego się jednak nie stało - optyczną przewagę wciąż mieli zawodnicy gospodarzy, a "Kanonierzy" potrafili stworzyć sobie ledwie kilka sytuacji. Problem jednak w tym, że kiedy już wykreowali sobie okazję strzelecką, to byli niesamowicie nieskuteczni. W 63. minucie świetną sytuację miał Aubameyang, jednak jego strzał wylądował gdzieś na górnych sektorach London Stadium. Chwilę później niezłe uderzenie z dość ostrego kąta oddał Alex Iwobi, ale piłka o centymetry minęła słupek bramki strzeżonej przez Łukasza Fabiańskiego. I to w sumie byłoby na tyle, jeśli chodzi o zagrożenie stwarzane przez Arsenal w drugiej połowie. Gospodarze, widząc indolencję zawodników z północy Londynu, niespecjalnie forsowali tempo i dowieźli skromne prowadzenie do końca meczu.
Reasumując - West Ham na tle mocnego rywala zaprezentował się bardzo dobrze i pokazał, że z Samirem Nasrim, Issą Diopem i Felipe Andersonem w formie, będzie niewygodny dla każdego rywala. Natomiast podopieczni Unaia Emery'ego ewidentnie wyhamowali w ostatnim czasie i chyba czas zacząć się zastanawiać, czy 4. miejsce na koniec sezonu to aby na pewno jest realny scenariusz - zwłaszcza z obecną grą obronną "Kanonierów."