Sarri znów rozpracowany - po meczu Arsenal-Chelsea
To spotkanie miało być meczem ostatniej szansy dla Arsenalu w kontekście walki o awans do Ligi Mistrzów poprzez Premier League. Jeśli "Kanonierzy" dzisiaj by przegrali, mogliby z czystym sumieniem skupić się już na Lidze Europy. Natomiast Chelsea, mając w tabeli za plecami właśnie Arsenal oraz rozpędzony Manchester United, również miała bardzo wiele do ugrania na Emirates Stadium. To jednak gospodarze okazali się dzisiaj lepsi, w pełni zasłużenie wygrywając 2:0.
Składy:
Arsenal: Leno - Bellerin (72' Elneny), Sokratis, Koscielny, Kolasinac - Torreira, Xhaka, Gunedhouzi, Ramsey (67' Maitland-Niles) - Aubameyang, Lacazette (68' Iwobi)
Chelsea: Kepa - Azpilicueta, Rudiger, David Luiz, Alonso - Jorginho, Kante, Kovacić (63' Barkley) - Willian (68' Giroud), Hazard, Pedro (80' Hudson-Odoi)
Wynik meczu już w 14. minucie otworzyli gospodarze. Po krótko rozegranym rzucie rożnym piłka trafiła w pole karne do Alexandre'a Lacazette'a, który po kapitalnej solowej akcji oddał mocny strzał, nie dając żadnych szans Kepie. Należy w tym miejscu zganić podopiecznych Maurizio Sarriego za bierną postawę w defensywie - 27-letni Francuz nie miał prawa tak łatwo stworzyć sobie miejsca do oddania tego strzału. Po straconej bramce optyczną przewagę mieli goście, ale nie wynikało z tego za wiele. Piłkarze ze Stamford Bridge bardzo nieudolnie próbowali przełamać szyki obronne Arsenalu, o stworzeniu jakiejkolwiek dogodnej sytuacji nie wspominając. Za to Kanonierzy" zdawali się mieć to spotkanie pod pełną kontrolą, dodatkowo co jakiś czas wychodzili z groźnymi kontrami.
I to właśnie podopieczni Unaia Emery'ego zdobyli kolejną bramkę w tym meczu. Po rzucie wolnym piłka trafiła przed pole karne pod nogi Sokratisa, który dziwacznym kopnięciem zagrał do Laurenta Koscielnego. Francuz chciał zagrać głową, jednak nie trafił i uderzył piłkę... barkiem. Futbolówka była jednak trącona tak precyzyjnie, że Kepa mógł tylko odprowadzić ją wzrokiem. Ta bramka nieco pobudziła Chelsea do działania, gdyż w końcówce pierwszej połowy piłkarze "The Blues" przycisnęli gospodarzy, a efektem tego był m.in. słupek po strzale głową Marcosa Alonso. Jednak na nieszczęście zawodników z zachodniej części Londynu - "piłka nie chciała wpaść do bramki" i pierwsza połowa zakończyła się dwubramkowym prowadzeniem gospodarzy.
Druga połowa wyglądała z grubsza jak pierwsza część meczu - niby większe posiadanie piłki miała Chelsea, jednak więcej sytuacji strzeleckich stwarzali sobie zawodnicy Arsenalu. Najlepszą okazją była ta z 64. minuty, kiedy po genialnej drużynowej akcji Kolasinac znalazł się sam przed Kepą. Bośniak nie wiedzieć czemu, zamiast oddawać strzał, postanowił dograć futbolówkę do jednego ze swoich kolegów z drużyny, w efekcie czego obrońcy "The Blues" wybili piłkę.
Oczywiście stwierdzenie, że Chelsea nie miała kompletnie żadnych okazji, byłoby nadużyciem. Aktywna była zwłaszcza lewa strona za sprawą duetu Hazard-Alonso. Obaj panowie mieli po jednej niezłej sytuacji, jednak Belg przestrzelił, natomiast przy strzale byłego zawodnika Fiorentiny bardzo dobrze interweniował Bernd Leno. Z kolei w doliczonym czasie gry bramkę powinien zdobyć wprowadzony Ross Barkley, jednak 24-letni Anglik nie trafił nawet w piłkę. Te starania nie wystarczyły jednak na bardzo dobrze dysponowaną dzisiaj drużynę gospodarzy.
Dzięki temu spotkaniu Arsenal złapał drugi oddech i udowodnił, że wciąż nie złożył broni w walce o Top 4. Zagrał dzisiaj tak, jak nas do tego przyzwyczaił przed ostatnim kryzysem - błyskotliwie w ataku i całkiem nieźle w defensywie. Jedyną bolączką Unaia Emery'ego może być kontuzja Hectora Bellerina - Hiszpan w 72. minucie na noszach opuścił boisko i wygląda na to, że czeka go długa przerwa od grania. Natomiast Chelsea kompletnie oblała dzisiejszy test na "The Emirates" - biorąc pod uwagę, że "The Blues" oddali jeden celny strzał w całym meczu, to i tak zbyt łagodne określenie. A Roman Abramowicz do spółki z Maurizio Sarrim powinni się mocno zastanowić, czy jednak nie byłoby warto zainwestować trochę pieniędzy w nowego napastnika.