Manchester City wraca na właściwe tory
Kiedy Twój ulubiony zespół wychodzi na wyjazdowy mecz z Manchesterem City blokiem obronnym złożonym z tercetu Laurent Koscielny - Skhodran Mustafi - Nacho Monreal, a ponadto na prawym wahadle przewidziany do gry jest Stephan Lichsteiner, to już wiesz, że czeka Cię ciężkie popołudnie. Myślę, że po zobaczeniu składów wszyscy fani Arsenalu mieli właśnie takie przemyślenia. Widmo kolejnej kompromitacji z zespołem z "big six" bardzo wyraźnie zajrzało w oczy sympatykom "Kanonierów". Finalnie blamażu nie było, ale nie ukrywajmy - Arsenal był dzisiaj dla gospodarzy tylko tłem.
Składy:
Manchester City: Ederson - Walker, Otamendi, Laporte - De Bruyne (88' Mahrez), Fernandinho, Gundogan, David Silva - Bernardo Silva, Aguero (81' Jesus), Sterling
Arsenal: Leno - Mustafi (79' Mavropanos), Koscielny, Monreal - Lichsteiner, Guendouzi, Torreira, Kolasinac (66' Ramsey) - Iwobi (66' Suarez), Lacazette, Aubameyang
Jeszcze duża część kibiców nie zdążyła usiąść na krzesełkach, a już mieliśmy otwarcie wyniku. Wszystko zaczęło się od bardzo inteligentnej próby dryblingu Alexa Iwobiego, który uznał, że kiwanie się przed własnym polem karnym to świetny pomysł. Ta nietypowa idea na pewno przypadła do gustu też Aymericowi Laporte, który zabrał skrzydłowemu Arsenalu piłkę, dośrodkował ją prosto na głowę Kuna Aguero, któremu pozostało skierować futbolówkę do siatki. Minęło jednak ledwie 10 minut, a już mieliśmy remis - Lucas Torreira dośrodkował z rzutu rożnego, piłkę przedłużył Monreal, a Koscielny z bliska pokonał Edersona. W skrócie - na początku meczu mieliśmy prawdziwy Blitzkrieg.
W kolejnych minutach tempo spotkania trochę siadło, jednak absolutnie nie oznacza to, że mieliśmy do czynienia z "poniedziałkiem w Ekstraklasie". Główna w tym zasługa piłkarzy Manchesteru City, którzy optycznie mieli zdecydowaną przewagę i to oni byli bardziej zainteresowani posiadaniem piłki. Jednak niewiele z tego wynikało - wystarczy wspomnieć, że najlepszą sytuacją "The Citizens" aż do końcówki pierwszej połowy był strzał Nicolasa Otamendiego z 17. minuty, który bez problemu złapał Bernd Leno. Poza tym gospodarze byli bardzo niechlujni w zagraniach, zwłaszcza w obrębie pola karnego Arsenalu. Natomiast "Kanonierzy" grali podobnie jak w ostatnim meczu z Chelsea - byli schowani za podwójną gardą i czekali na możliwość wyprowadzenia kontry.
Kiedy wydawało się, że pierwsza połowa skończy się remisem, gospodarze odpalili swój ulubiony tryb "Magic on the pitch". Ilkay Gundogan posłał piękną piłkę do Raheema Sterlinga, który wystawił Aguero patelnię na pustą bramkę. Argentyńczyk nie zwykł marnować takich sytuacji i tym razem również się nie pomylił. Zdobył tym samym swojego drugiego gola w tym meczu, wyprowadając "The Citizens" na prowadzenie. Kilka minut później sędzia Martin Atkinson zakończył bardzo dobrą pierwszą połowę.
W drugiej części meczu obraz gry zasadniczo nie uległ zmianie. Gospodarze wciąż mieli miażdżącą przewagę w posiadaniu piłki, jednak w przeciwieństwie do pierwszej połowy - większość tych akcji potrafili kończyć groźnymi strzałami. Sam Kevin De Bruyne miał między 50. a 55. minutą dwie świetne sytuacje do strzelenia bramki, jednak w obu przypadkach świetnie spisał się Leno. Swoją drogą, akurat belgijski rozgrywający tego meczu do zbyt udanych zaliczyć nie może - podejmował bardzo dużo złych decyzji, był dość powolny i miał bardzo dużo przestojów w meczu - ewidentnie stracona przez kontuzje jesień odbija się teraz na jego formie.
Co nie udało się Belgowi, zrobił fenomenalny dzisiaj Aguero. Na skrzydle z fatalnie dysponowanymi dzisiaj Stephanem Lichsteinerem i Alexem Iwobim zabawił się Sterling i zagrał na pustą bramkę do Argentyńczyka. Do tego momentu akcja była kopią gola na 2:1, jednak samo wepchnięcie piłki do bramki było już z zupełnie innej bajki. Otóż Aguero strzelił gola... ręką, ale sędzia absolutnie nie miał podstaw, żeby nie uznać bramki. 30-latek się poślizgnął i piłka mimowolnie odbiła się od jego górnej kończyny. Gol jak najbardziej prawidłowy i chyba kluczowy dla tego meczu, bo po tej bramce było już jasne, że Manchester City prowadzenia już nie wypuści.
I rzeczywiście nie wypuścił - jeśli chodzi o ostatnie pół godziny meczu, ważne do odnotowania są właściwie tylko 2 rzeczy. Pierwszą, jest kapitalny strzał Aguero z fałsza, który świetnie obronił Leno. Natomiast druga sprawa, to debiut Denisa Suareza w barwach Arsenalu. 24-latek zastąpił na murawie Alexa Iwobiego i w sumie zaprezentował się lepiej od Nigeryjczyka, ale nie jest to specjalny komplement, bo wychowanek Arsenalu był dziś po prostu tragiczny.
Wynik 3:1 jak najbardziej oddaje to, co działo się na boisku w tym spotkaniu. Manchester City zwyczajnie zdominował "Kanonierów" i pokazał, że absolutnie nie zamierza odpuszczać w walce o mistrzostwo Anglii. Natomiast kibice Arsenalu chyba powoli muszą pogodzić się z tym, że 3. sezon z rzędu nie będą mogli oglądać swojej drużyny w Lidze Mistrzów. Z taką defensywą TOP 4 w Premier League lub zwycięstwo w Lidze Europy jest po prostu niemożliwe.