Kolejny chętny na Rabiota
Jeśli ktoś z Was jest ciekawy, jak w dość szybkim tempie przejść drogę od bohatera do zera, to piszcie śmiało do Adriena Rabiota. Francuz chętnie Wam wytłumaczy, tym bardziej, że ma teraz mnóstwo wolnego czasu, bo przecież nie trenuje z pierwszą drużyną, a co się będzie spinał na sesje z młodziami i rezerwami. Pomyśleć, że cała ta sytuacja nie miałaby miejsce, gdyby po prostu miał mniej niewyparzoną gębę. Wystarczyło w kilku momentach ugryźć się w język, a Rabiot dalej byłby ważną postacią w składzie. Wciąż może nią być, ale już na pewno nie w PSG, bo Thomas Tuchel ma już o nim wyrobione zdanie i Francuz chyba musiałby mu zaśpiewać cały repertuar Dawida Podsiadły po polsku, by udobruchać Niemca. Na to jednak nie ma co liczyć, tym bardziej, że panowie od jakiegoś czasu już nawet nie wyglądają podobnie, więc Rabiot musi szukać innego miejsca, gdzie będzie mógł występować w pierwszym składzie.
Chętnych na zaoferowanie mu takiej roli jest dosyć dużo. Przez długi czas mówiło się o tym, że Rabiot przejdzie do Barcelony. Miał przeboleć jeszcze te pół sezonu i trafić do Katalonii za darmo. "Blaugrana" nie chce jednak inwestować w zawodnika wybudzonego z letargu i porzuciła ten pomysł. Szybko jednak pojawiły się nowe propozycje, głównie z Premier League. Zainteresowanie tym zawodnikiem miał wykazać zarówno Arsenal, jak i Tottenham. Obydwa zespoły nie muszą się przecież martwić o swoje skromne fundusze, bo Francuz i tak będzie darmowy. Mają jednak problem, ponieważ do akcji wkroczył ktoś, kto nie tylko bije ich na głowę markę, co jeszcze grubością swojego portfela.
"Daily Mirror" podaje, że Francuzem zainteresował się też Manchester United. "Czerwone Diabły" do tej pory miały rzekomo kompletną linię pomocy, ale na ten moment się tak wydaje, bo wszystko za każdego robi Pogba. Kiedy braknie Herrery, a Fred się nie obudzi, pozostanie dziura. Rabiot kapitalnie mógłby ją załatać, pod warunkiem, że będzie tym Adrienem sprzed roku, a nie tym obecnym. Taki nie jest nikomu do szczęścia na Old Trafford potrzebny, a już na pewno nie Ole Gunnarowi Solskjaerowi, którego ostatnim zmartwieniem jest sprzeczanie się ze swoimi zawodnikami.