Podsumowanie 28. kolejki Premier League
Intensywność Premier League w tym tygodniu pozwala nam przypomnieć sobie okres świąteczno-noworoczny, kiedy kilka kolejek ligi angielskiej jest rozgrywanych dosłownie bez przerwy. Dopiero co zakończyła się 27. seria spotkań, a już we wtorek i środę odbyły się mecze następnej kolejki. Daniem głównym miały być oczywiście Derby Londynu rozgrywane pomiędzy Chelsea a Tottenhamem. Czy hit spełnił oczekiwania? Mówiąc delikatnie - niespecjalnie. O tym i innych meczach 28. kolejki Premier League będzie traktować niniejsze podsumowanie.
Na początek przeniesiemy się do Londynu, gdzie oprócz derbów mieliśmy również mecz pomiędzy Arsenalem a Bournemouth. Od początku spotkanie stało pod znakiem niesamowitego powrotu Mesuta Ozila. Niemiec już w 4. minucie wykorzystał świetne podanie od Kolasinacia i po ręce Artura Boruca trafił do bramki. W 27. minucie wyłożył piłkę jak na tacy Henrikhowi Mkhitaryanowi i w ten sposób Arsenal prowadził już 2:0. 3 minuty później doszło do kabaretu w polu karnym "Kanonierów". Dan Gosling w prosty sposób odebrał piłkę Matteo Guendouziemu i wyłożył Lysowi Moussetowi, a ten zmniejszył straty Bournemouth. Na wiele się to jednak nie zdało, bo jeszcze w doliczonym czasie pierwszej połowy, Laurent Koscielny trafił na 3:1. Francuz wykorzystał podanie od Mkhitaryana i strzelił bramkę po rykoszecie. A w drugiej połowie reprezentant Armenii szalał dalej. W 59. minucie świetnie wypuście Pierre'a Emericka Aubameyanga, a ten minął Boruca i trafił do pustej bramki. Nasz bramkarz skapitulował po raz piąty w 78. minucie, gdy Alexandre Lacazette nie dał mu szans, po strzale z rzutu wolnego. To nie był jeden z tych dni, kiedy Bournemouth potrafi się postawić czołówce. Arsenal zdominował ten mecz i zgotował im piekło.
Mecz pomiędzy Manchesterem United a Crystal Palace stał pod znakiem niecelnych strzałów. Dopiero w 33. minucie Romelu Lukaku wykorzystał zagranie od Luke'a Shawa i trafił do siatki tuż zza pola karnego. Dosłownie moment później, strzał głową Jeffreya Schluppa wylądował na poprzeczce. I tyle ciekawego w pierwszej połowie. Belgijski snajper miał dzisiaj swój dzień - w 52. minucie podwyższył na 2:0. Tym razem wykorzystał zgranie głową od Victora Lindelofa. Crystal Palace odpowiedziało w 66. minucie. Joel Ward trafił do siatki głową w 66. minucie, po dośrodkowaniu Schluppa. Podopieczni Ole Gunnara Solskjeara kontrolowali jednak sytuację. W 83. minucie Ashley Young podwyższył na 3:1 po podaniu Paula Pogby i takim wynikiem zakończyło się to spotkanie.
"Frustrujące 45 minut" - tak została określona pierwsza połowa na oficjalnym profilu Manchesteru City na twitterze. Nic dziwnego. Podopieczni Guardioli niesamowicie męczyli się z West Hamem, w pierwszej połowie oddali 9 strzałów, ale tylko 1 w światło bramki. Męczarnie skończyły się w 60. minucie. Felipe Anderson sfaulował w polu karnym Bernardo Silvę. Sędzia podyktował rzut karny, który bez problemu wykorzystał Sergio Aguero. Gwiazdozbiór z niebieskiej części Manchesteru nie miał dziś najlepszego dnia, ale zdołał wywalczyć cenne 3 punkty, po dość nędznym meczu.
W meczu pomiędzy Liverpoolem a Watfordem wynik dość szybko otworzył Sadio Mane. W 9. minucie senegalski skrzydłowy trafił do siatki głową, po dośrodkowaniu Trenta Alexandra-Arnolda. W 20. minucie ten sam duet odegrał główną rolę. Tym razem młody obrońca posłał długą piłkę do Mane, a ten znalazł się sam na sam z Benem Fosterem... stojąc tyłem do niego... i co? I pokonał go piękną podcinką, piętą! W 38. minucie Mohamed Salah postraszył Watford strzałem w słupek. Liverpool podwyższył w drugiej połowie. Divock Origi po indywidualnej akcji, pokonał płaskim strzałem Fostera i od 66. minuty było 3:0. Watford odpowiedział tylko sytuacją w której Alisson musiał bronić strzał Andre Graya. Liverpool był bezlitosny tego wieczoru. Później dwukrotnie do siatki trafiał Virgil van Dijk - po asystach Trenta Alexandra Arnolda (3 asysta w tym meczu) i Andrew Robertsona. Watford niby solidny w tym sezonie, ale dziś na Anfield nie miał nic do powiedzenia.
"To było zwykłe nieporozumienie" - tak słynne zachowanie Kepy w meczu przeciwko Manchesterowi City skomentował Maurizio Sarri. Cóż, było to chyba najbardziej brzemienne w skutkach nieporozumienie w historii futbolu, ponieważ kosztowało hiszpańskiego bramkarza tygodniową pensję oraz miejsce w składzie w dzisiejszym hicie. Między słupkami "The Blues" zastąpił go rzecz jasna Willy Caballero, który - uwaga spojler - spisał się bardzo dobrze. Co do samego meczu - hit kolejki niewątpliwie zawiódł. Okazje w tym spotkaniu można było policzyć na palcach jednej ręki. Niech sam za siebie przemówi fakt, że w pierwszej połowie nie oglądaliśmy ani jednego celnego strzału. Było co prawda parę niezłych momentów, jak w 19. minucie po błędzie Hugo Llorisa dobrą okazję strzelecką miał Gonzalo Higuain albo pod koniec pierwszej połowy, kiedy w poprzeczkę huknął Harry Winks, ale generalnie pierwsza część meczu była nudna jak wątki miłosne w "Modzie na sukces". Druga odsłona spotkania była o tyle lepsza, że przynajmniej padły gole. Kapitalną indywidualną akcją popisał się Pedro, który z ostrego kąta strzelił pomiędzy nogami bramkarza "Kogutów". Natomiast druga bramka dla Chelsea to było najlepsze podsumowanie tego meczu - Kieran Trippier absolutnie przez nikogo nienękany strzelił swojaka obok bezradnego Llorisa. Generalnie mecz był kiepski i można było odetchnąć z ulga, kiedy sędzia Marriner zagwizdał po raz ostatni.
Southampton pokonało u siebie Fulham 2:0 i zapewniło sobie opuszczenie strefy spadkowej. Ralph Hasenhuttl w końcu może odetchnąć z ulgą, bo ostatnie wyniki "Świętych" nie napawały optymizmem. Natomiast co się tyczy "The Cottagers" - ich los jest już raczej przesądzony. Tracą 10 punktów do bezpiecznej pozycji i nie ma ludzkiej siły, że z ich grą w defensywie będą w stanie odrobić tak wielką stratę. A co się tyczy obrońców - Jan Bednarek zanotował dzisiaj drugie czyste konto w Southampton w tym sezonie. Gratulacje i oby tak dalej.
Nie możemy zapominać, że kilka spotkań zostało też rozegranych we wtorek. Everton przykład dosyć gładko przejechał się po Cardiff, dzięki czemu Marco Silva chyba uratował sobie posadę. Przynajmniej na razie. Wolverhampton zmarnowało szansę na wskoczenie na siódmą lokatę, bo przegrało z Huddersfield, które pierwszy raz od listopada zdobyło trzy punkty w lidze. Tak zbłaźnić się mogły tylko „Wilki”. Leicester z nowym menedżerem jeszcze na trybunach już zdobyło pierwsze trzy punkty bez Puela. „Lisy” wygrały z Brighton i jak widać potrzebny było do tego po prostu nowy menedżer, a nie jakiś konkretny. Newcastle za to ograło u siebie Burnley w meczu, o którym moglibyśmy nic nie pisać, gdyby nie cudowna bramka Fabiana Schara z dystansu. O coś takiego nie mieliśmy prawa go wcześniej posądzać.