Suarez doradza swojemu byłemu klubowi
Rynek transferowy nie jest zero jedynkowy, czy jak kto woli, binarny. To wcale nie wygląda tak, że zainteresowany klub podbija do pracodawcy danego zawodnika, najpierw negocjuje z nim, a potem z samym piłkarzem, by ostatecznie zapłacić znaną wszystkim sumę odstępnego i zakontraktować grajka. Powinno to tak wyglądać, ale w rzeczywistości te procesy są dużo bardziej pogmatwane i macza przy nich palce zdecydowanie zbyt dużo ludzi. Często w grę wchodzi więcej niż jeden agent, a bywają też transfery, przy których namieszać lubią inni, zwyczajni zawodnicy. Takim okazuje się na przykład Luis Suarez.
Urugwajczyk, kiedy akurat nie zajmuje się ośmieszaniem defensywy Realu Madryt, lubi pobawić się w skauta. Przynajmniej tak uważa "Daily Mirror", które utrzymuje, że napastnik polecił Liverpoolowi zakup Maxiego Gomeza. Urugwajczyk miał z własnej inicjatywy zaproponować swojemu byłemu klubowi tę kandydaturę, gdyż był pod wrażeniem formy swojego rywala w meczach ligowych. Uznał, biorąc pod uwagę charakterystykę gry Gomeza, że ten idealnie nada się do Liverpoolu. "The Reds" prawdopodobnie podchwycili ten pomysł.
Urugwajczyk, bo Maxi jest rodakiem Suareza, ma być do wyciągnięcia za jakieś 35 milionów euro. To nie są duże pieniądze. Gomez ma już w tym sezonie 9 goli i 5 asyst. To może nie jest oszałamiający wynik, ale musimy wziąć pod uwagę to, w jakim klubie gra Gomez. Celta Vigo wcale nie jest hegemonem i nie zdobywa worka goli na mecz. Takie statystyki są więc więcej niż przyzwoite. Urugwajczyk miałby jednak zostać sprowadzony w roli rezerwowego. Nie ma przecież opcji, żeby zabrał pierwszy skład z rąk Roberto Firmino. I tak mógłby jednak liczyć na sporo minut na boisku, bo w Liverpoolu nie ma nikogo, kto w wartościowy sposób zastępowałby Brazylijczyka. Daniel Sturridge i Divock Origi są zbyt chimeryczni i Gomez z miejsca wskoczyłby w hierarchii przed nich. Zawsze istnieje też niestety szansa, że stanie się drugim Iago Aspasem i zaraz wróci z podkulonym ogonem do Hiszpanii. Dopóki nie spróbuje, nigdy się nie przekona, a jak już to zrobi, Suarezowi będzie wtedy trzeba postawić dobre winko.