Coutinho rozważa powrót na Wyspy
Działo się przy okazji tego transferu Coutinho do Barcelony, oj działo. Przypomnę tylko, że Brazylijczyk mógł spokojnie trafić do Katalonii pół roku wcześniej, ale Liverpool uparł się, że go nie puści, później pomocnik bojkotował tę decyzję, aż w końcu pozostawił swoich pracodawców pod ścianą i ci musieli go sprzedać. Nie mogli też specjalnie narzekać, bo w końcu nie oddali swojej gwiazdy za darmo, a przytulili za nią 135 milionów euro. To zdecydowany rekord sprzedażowy "The Reds". Coutinho dostał to czego chciał i mocno się zdziwił. W tym wypadku spełniło się powiedzenie: "Uważaj, o co prosisz". Brazylijczyk miał w końcu swoją wymarzoną Barcelonę, ale po roku jego gry tam, śmiało można stwierdzić, że się nie sprawdził. Coutnho nie jest postacią pierwszoplanową, a do bycia takową przecież przywykł. W związku z tym rozważa powrót na Wyspy.
Co ciekawe, wcale nie zamierza meldować się znowu w Liverpoolu. Tam są na niego troszkę obrażeni, a w składzie i tak byłby problem znaleźć dla niego miejsce. Nie oznacza to jednak, że Brazylijczyk nie będzie chciał przez to wrócić na Wyspy w ogóle. Chce i to do największego rywala swojego byłego pracodawcy. Mowa tu oczywiście o Manchesterze United. Co ciekawe, informacja, którą podaje "Daily Mirror" nie jest jakąś plotką bez pokrycia, bo źródło zdradza nam ciekawe fakty. Rzekomo pomocnik miał się już kontaktować z niektórymi piłkarzami "Czerwonych Diabłów", których zna z boiska, by wybadać teren. Chce on najpierw sprawdzić, czy warto w ogóle rozmawiać z agentem na temat tego transferu. Nie wiemy, co dokładnie odpowiedzieli mu piłkarze, ale jest prawie pewien, że go nagabywali. W końcu każdy chce mieć taki talent w kadrze.
Musimy więc czekać na kolejne doniesienia z obozów obydwu drużyn. Jeśli pojawią się plotki mówiące o ewentualnych negocjacjach, będzie to znaczyło, że faktycznie coś jest na rzeczy. "Czerwone Diabły" nie mają w składzie stricte ofensywnego pomocnika, więc na pewno o Coutinho powalczą, jeśli tylko nadarzy się taka okazja. Jak dobrze pójdzie, to Barcelona jeszcze zarobi na swoim niewypale. To są jednak rekiny biznesu.