Wiemy, ile trzeba zapłacić za Eriksena
Christian Eriksen może i nie jest w tym sezonie specjalnie wyróżniającą się postacią Tottenhamu, bo przyćmiewa go na pewno Son i prawdopodobnie też Kane, ale nie można mu przecież przez to odmówić umiejętności. Duńczyk wciąż jest wirtuozem środka pola i jednym z najbardziej pożądanych pomocników w Europie. Eriksen spokojnie mógłby dyrygować grą jakiegoś większego zespołu i niewykluczone, że już od przyszłego sezonu będzie miał na to okazję. W końcu jego osobą od jakiegoś czasu poważnie interesuje się Real Madryt. "Królewscy" do tej pory robili mizerne podchody, z których niewiele wynikało. Teraz wiadomo już, co mają zrobić, by udało im się pozyskać Duńczyka.
Z resztą, już od dawna było wiadomo, co należy zrobić w tej sytuacji. Zapłacić. Kwestia nie była jednak taka oczywista, kiedy przychodziło do ustalenia konkretnej kwoty. Teraz jednak madrytczycy nie muszą już kombinować i szacować, bo wiedzą dokładnie, ile pieniędzy trzeba wyłożyć na stół. Zdradził to Daniel Levy, prezes Tottenhamu, który ujawnił cenę Eriksena w wypowiedzi dla "Daily Mirror". Wycenił on Duńczyka na dokładnie 130 milionów funtów. To jeszcze więcej, niż przypuszczały do tej pory media. Szacowano bowiem, że Eriksen będzie kosztował maksymalnie 100 baniek, a może nawet i mniej. Takiej kwoty raczej nikt się nie spodziewał. Nie mamy jednak wątpliwości, ze została ona specjalnie ustalona na tak wysokim pułapie, by skutecznie zniechęcić Real i innych potencjalnych kupców do nagabywania Eriksena. Gdyby "Kogutom" zależało na pozbyciu się go, byłby do dostania pewnie za jakieś 80 milionów. Nie zależy im, więc to oni decydują o cenie. No chyba, że Duńczyk się zdenerwuje i zacznie protestować albo co gorsza, strajkować. Choć akurat jego bym o to nie posądzał.
Cena ta oczywiście musiała wywołać mniejszą lub większą burzę w internecie. Nikt nie jest jednak oburzony czy zdenerwowany. Ludzie raczej zgodnie wyśmiewają taką wycenę, a niektórzy słusznie zauważają, że obecnie chyba nie da się kupić kogoś, kto by był tańszy.
— Pete Jimenez (@AztecRage) 31 marca 2019