''The Reds'' nie składają broni - echa meczu Southampton - Liverpool
Kiedy Liverpool zdemolował Arsenal w 20. kolejce i powiększył swoją przewagę nad Manchesterem City do 10. punktów, wydawało się, że to rzeczywiście może być "ten sezon". "The Reds", podobnie jak w poprzednim sezonie, straszyli zabójczym tercetem w ataku Salah-Firmino-Mane, ponadto dołożyli do swojego repertuaru solidną grę w obronie. Na nieszczęście dla fanów Liverpoolu - cała przewaga została roztrwoniona i patrząc na formę "Obywateli" - nie ma już miejsca na potknięcia. Dzisiaj było blisko wpadki, ale finalnie cel został zrealizowany - 3 punkty jadą do Liverpoolu.
Składy:
Southampton: Gunn, Valery, Bednarek, Yoshida, Vestergaard (83' Austin), Bertrand, Romeu (83' Armstrong), Ward-Prowse, Hojbjerg, Redmond, Long (62' Sims)
Liverpool: Alisson - Alexander-Arnold (59' Milner), van Dijk, Matip, Robertson - Fabinho, Keita (88' Lovren), Wijnaldum (59' Henderson) - Salah, Firmino, Mane
Przed meczem fani "The Reds" mieli sporo wątpliwości odnośnie pierwszego składu. Wielu spodziewało się, że od pierwszej minuty desygnowani do gry w pomocy będą James Milner i Jordan Henderson. Jak się jednak okazało, Klopp postanowił nieco zamieszać składem i w środku wystawił Fabinho, Giniego Wijnalduma oraz Naby'ego Keitę. Jak widać na poniższym tweecie - takie rozwiązanie przypadło do gustu fanom "The Reds".
Oczywiście papier przyjmie wszystko, natomiast wybory trenera zawsze weryfikuje boisko. Od początku Liverpool wyglądał bardzo źle w każdej formacji - obrońcy byli spóźnieni, pomocnicy biegali jak dzieci we mgle, a atak istniał tylko teoretycznie. Efektem apatycznej postawy "The Reds" była bramka dla Southampton w 9. minucie - kompletnie niepilnowany na 6. metrze Shane Long strzelił obok bezradnego Alissona. Irlandczyk zepsuł tym samym Liverpoolowi całkiem niezłą statystykę.
W pierwszych dwóch kwadransach goście nie byli w stanie zrobić za wiele - ich ataki były rozbijane w zarodku, a "Święci" potrafili groźnie skontrować. Przebudzenie nastąpiło w 36. minucie - Trent Alexander-Arnold świetnie dośrodkował, a Naby Keita po rękach Angusa Gunna umieścił piłkę w siatce. Tej bramki jednak być nie powinno - zagrywający do Alexandra-Arnolda Mohamed Salah był na pozycji spalonej.
Myślę, że lekką przesadą jest stwierdzenie, że gdyby był VAR, to Liverpool walczyłby zaledwie o TOP 4, ale ciężko nie zauważyć, że większość pomyłek sędziowskich w meczach "The Reds" przynosi korzyść podopiecznym Kloppa. Oczywiście nie zakładam, że mamy tu do czynienia z jakimś spiskiem wymierzonym w Manchester City - jak widać na obrazku, spalony Salaha jest minimalny i naprawdę ciężki do wychwycenia dla ludzkiego oka. To jest po prostu kamyczek do ogródka działaczy Premier League - opóźnianie wprowadzenia wideoweryfikacji na angielskie boiska to jeden z ich głupszych pomysłów w ostatnich latach. A trochę ich było.
Jak się można było spodziewać - druga połowa była rozgrywana zdecydowanie pod dyktando Liverpoolu. Napór gospodarzy był bardzo mocny, a statystyka posiadania piłki w pewnym momencie wynosiła 71% do 29%, jednak nie wynikało z tego za wiele konkretów. Wszystko zmieniło się w 80. minucie. Rzut rożny wykonywali gospodarze, ale zrobili to tak źle, że piłka trafiłą pod nogi Salaha. Egipcjanin przebiegł blisko 40. metrów i oddał świetny strzał z linii pola karnego. Gunn nie miał nic do powiedzenia. Ewidentnie ten gol dodał dużo spokoju drużynie "The Reds" ponieważ 6 minut później ustalili wynik spotkania - dogrania z boku pola karnego od Firmino na bramkę zamienił Henderson.
Liverpool dzisiaj nie zachwycił, ale zdobył 3 oczka. Myślę, że obecnie styl ma dla Kloppa drugorzędne znaczenie - liczą się punkty, a te "The Reds" zdobywają z wyjątkową regularnością. Jeszcze 2-3 lata temu Liverpool mógłby w tym momencie sezonu już przymierzać mistrzowską koronę, jednak tym razem nie ma tak łatwo - trzeba liczyć na potknięcie błękitnej bestii z Manchesteru, na które raczej się nie zanosi.
Jeśli chodzi o występ Jana Bednarka - nie był on najlepszy, a trzecia bramka ewidentnie obciąża jego konto. Jak na standardy, do których nas ostatnio przyzwyczaił - jego zachowanie przy tej bramce było bardzo kiepskie.
Oczywiście nie ma co siać defetyzmu - słabszy występ każdemu może się przytrafić, a akurat wychowanek Lecha Poznań prezentuje w tym sezonie bardzo równą formę. Zatem Janek - głowa do góry i niczym Twój były przełożony - Nie poddawaj się i walcz dalej.
Southampton - Liverpool 1:3 ( Long 9' - Keita 36', Salah 80', Henderson 86')