Wielkie dylematy Oliviera
Olivier Giroud to przeciekawa postać. Niby jest bohaterem wielu memów, mnóstwo ludzi lubi mieć z niego polewkę, a niektórym żartom o Francuzie mogłoby nie być końca. Jeśli ktoś teraz nagle zainteresował się futbolem wsiąknął w jego internetową część mógłby pomyśleć, że Giroud to jakiś najgorszego sortu nieudacznik.
Przecież wcale tak nie jest. W minioną niedzielę Francuz wyrównał wicerekord Premier League i to wbrew pozorom nie należy on do tych negatywnych. W końcówce meczu z Southampton wprowadzony z ławki napastnik załadował bramkę Świętym ratując remis dla swojej drużyny. Ten gol był siedemnastym trafieniem, które Giroud zaliczył w angielskiej ekstraklasie po wejściu z ławki. Dokładnie tyle samo ma na koncie Ole Gunnar Solskjear, który do tej pory był drugim, po Jermaine Defoe, najlepszym zmiennikiem. Tymczasem Babyface Killer ma poważne powody do obaw, bo jak tak dalej pójdzie nie będzie już nawet współwłaścicielem tego osiągnięcia, a i grający w Bournemouth Anglik może nie być pewny swego. Mało tego, niewiele osób zdaje się pamiętać, że przecież bramka Francuza została wybrana najładniejszą strzeloną w minionym roku. Wychodzi więc na to, że Giroud nie dość, że strzela to jeszcze przepięknie.
Mimo to cieszy się obecnie bardzo małym zaufaniem ze strony Wengera. W tym sezonie nie zaczął żadnego meczu ligowego, grał w pierwszym składzie jedynie w mniej ważnych spotkaniach pucharowych i rozgrywkach europejskich. Mimo to francuski trener, zapytany przez dziennikarzy o przyszłość swojego rodaka, powiedział, ze widzi go w drużynie i uważa za potrzebny jej element. To jednak nie może satysfakcjonować Giroud. Brak regularnych występów może być szczególnie bolesny w tym konkretnym sezonie. Przecież na horyzoncie jest Mundial, a napastnicy Les Blues mają się świetnie. Jest przecież Griezmann, Martial, Mbappe i Lacazette. Grający raz na jakiś czas Olivier nie ma szans, by z nimi konkurować. Dlatego też pojawia się coraz więcej plotek o jego ewentualnym odejściu.
Oczywiście najwięcej chętnych na Francuza jest z Anglii, ale nie wyklucza się powrotu do ojczyzny. Zainteresowane pozyskaniem napastnika są West Ham, Everton i Marsylia. Te dwa ostatnie zespoły wykazywały zainteresowanie już latem, ale nie zdołały dogadać się z Arsenalem. Poza tym, sam zawodnik nie był wtedy tak chętny na przejście, licząc, że w tym sezonie będzie grał częściej. Tak jednak się nie stało i Giroud wraz ze swoim agentem mogą z podkulonymi ogonami błagać o wznowienie ich atencji.
Czy w ogóle taki transfer miałby sens? Uważam, że Francuz tylko by na nim zyskał. Nie jest pierwszej młodości, nie ma co liczyć, że będzie wygrywał rywalizację ze sprowadzonym za ogromne pieniądze Lacazettem. W wymienionych wyżej zespołach nie miałby problemu z wbiciem się do pierwszej jedenastki. Być może regularne występy przyprawiłyby go o drugą młodość, która z kolei zaowocowałaby powołaniem na Mundial, a to chyba jest jednak wyżej w jego rankingu priorytetów, niż piękna, nieskalana potem fryzura.