Fabiański i Bednarek zmorą gigantów - Oko na Polaka
Mamy to szczęście, że okres, w którym się znajdujemy to nie tylko Polacy występujący w Niemczech, Grecji lub na Cyprze. Od dłuższego czasu to również najlepszy piłkarz Bundesligi, czołowi przedstawiciele Serie A i unikatowe jednostki w Premier League. Oczywiście mowa tu o Łukaszu Fabiańskim oraz Janku Bednarku - od początku sezonu prezentujących bardzo równą dyspozycję.
Mecze Serie A, LaLiga oraz innych najlepszych lig pełnoletni widzowie mogą oglądać i obstawiać na stronie sponsora portalu, Betclic.pl. SPRAWDŹ TUTAJ!
MATERIAŁY PROMOCYJNE PARTNERA | W grach hazardowych mogą uczestniczyć wyłącznie osoby, które ukończyły 18 lat. Udział w nielegalnych grach hazardowych jest przestępstwem. | Hazard może uzależniać. BEM to legalny bukmacher. Gra u nielegalnych grozi konsekwencjami prawnymi.
O tym, jak znakomicie w trwających rozgrywkach spisuje się Fabian, przekonali się w sobotę piłkarze Manchesteru City. "Obywatele" pokonali reprezentanta Polski tylko raz. Zwracając uwagę na statystyki - licznik powinien się zatrzymać znacznie dalej. W przeciągu całego starcia na koncie wicemistrzów Anglii znalazło się siedem celnych strzałów. Spośród nich wpadł tylko jeden, autorstwa Phila Fodena i pogrzebał szansę podopiecznych Pepa Guardioli na kolejne w tym sezonie zwycięstwo. Strata punktów ze stosunkowo słabszym rywalem z pewnością boli. Taki stan rzeczy nie miałby jednak racji bytu, gdyby nie Fabiański. Tak jak wskazały statystyki, bramkarz West Hamu wybronił sześć sytuacji i bez najmniejszego "ale" został jednym z bohaterów swojego zespołu. Bo nie często się zdarza, by napakowany po brzegi Manchester City kończył spotkanie z jednym trafieniem.
Great team effort and well deserved point💪🔥#WHUMCI #COYI pic.twitter.com/5vPHcF4YOd
— Łukasz Fabiański (@LukaszFabianski) October 24, 2020
Ale nie tylko na Fabiańskiego liczyli w tym tygodniu szkoleniowcy Premier League. Bo o ile David Moyes z postawy doświadczonego bramkarza może być zadowolony, o tyle Ralph Hasenhüttl powinien tryskać radością. A jeśli mowa o Austriackim szkoleniowcu to również temat z Janem Bednarkiem w roli głównej.
Reprezentant Polski rozegrał dziś pełne 90 minut przeciwko nieoczekiwanemu liderowi rozgrywek, Evertonowi. Tak też zadanie postawione przed 24-latkiem nie było proste. Nawet pomimo tego, że w podstawowym składzie "The Toffees" zabrakło m.in. Richarlisona, faworytem tego starcia byli podopieczni Carlo Ancelottiego. Aczkolwiek i tu łatka szybko została zdarta. Jeszcze przed przerwą do bramki strzeżonej przez Jordana Pickforda trafili James Ward-Prowse i Che Adams. W drugiej odsłonie z boiska wyleciał zaś Lucas Digne, co przybliżyło "Świętych" do zwycięstwa nad dotychczasowym liderem. Szczerze mówiąc, nie wiemy, kto dziś czuwał nad tym zespołem. Nie mamy zaś wątpliwości, że zagrali świetnie i odnieśli w stu procentach zasłużone zwycięstwo. A Bednarek? Po słabym występie przeciwko Chelsea (wówczas porobił go Timo Werner) zagrał bardzo równo. Tak też i jemu należą się brawa.