Guardiola wreszcie pokonał Tuchela. "Czerwone Diabły" z pierwszą porażką w lidze!
Dzisiejsze zmagania Premier League stały pod znakiem wielkiego hitu. Bo o takim spotkaniu należy mówić, gdy mamy do czynienia z batalią pomiędzy Chelsea, a Manchesterem City. Spodziewaliśmy się huraganu, była raczej mała burza, ale o tym za chwilę.
Mecze Serie A, LaLiga oraz innych najlepszych lig pełnoletni widzowie mogą oglądać i obstawiać na stronie sponsora portalu, Betclic.pl. SPRAWDŹ TUTAJ!
MATERIAŁY PROMOCYJNE PARTNERA | W grach hazardowych mogą uczestniczyć wyłącznie osoby, które ukończyły 18 lat. Udział w nielegalnych grach hazardowych jest przestępstwem. | Hazard może uzależniać. BEM to legalny bukmacher. Gra u nielegalnych grozi konsekwencjami prawnymi.
Pamiętamy finał Ligi Mistrzów z udziałem tych zespołów. Wtedy oglądaliśmy naprawdę żywe spotkanie, a oba zespoły pokazywały dużą jakość w poczynaniach ofensywnych. Dzisiaj niestety tak nie było. Tylko zawodnicy z Manchesteru stanęli na wysokości zadania, a londyńscy gospodarze nie dojechali na dużą część tego meczu. Dopiero po stracie bramki zaczęli ochoczo atakować, a gdy utrzymywał się bezbramkowy remis, można było odnieść wrażenie, że graczom prowadzonym przez Thomasa Tuchela taki wynik odpowiadał.
Jednak takie podejście zostało skarcone przez Gabriela Jesusa, który z dość dużą pomocą szczęścia dał swojemu zespołowi prowadzenie. W zasadzie jest to trochę przewrotne, że przed meczem Pep Guardiola trochę narzekał na brak klasowego napastnika, a potem to ten, na którego narzekał daje mu zwycięstwo w takim hicie. A co tam u Romelu Lukaku, którego właśnie Hiszpan ukazał jako niejaki wzór napastnika? A no nic. Nawet piłki nie ma. Belg został totalnie odcięty od podań, czasami czegoś tam próbował w walce z napastnikami "Obywateli", ale generalnie był to jego słaby mecz.
Gabriel Jesus strikes first for Man City 🤙 pic.twitter.com/PZu1C78Gli
— B/R Football (@brfootball) September 25, 2021
Ale nie ma co dyskutować - Manchester City zasłużył na zwycięstwo. Gracze prowadzeni przez Pepa Guardiolę od samego początku cisnęli rywali, momentami nawet nie pozwalali im na wyjście z własnej połowy, ale brakowało konkretów pod bramką Mendy'ego. Te oczywiście przyszły po zmianie stron. Niemniej trzeba pochwalić zawodników z niebieskiej części Manchesteru, bo zdominowali - co by nie było - najlepszy klub w Europie. No i ten nieszczęsny Guardiola wreszcie pokonał Tuchela. W poprzednim sezonie obaj panowie rywalizowali trzy razy i za każdym razem górą był Niemiec.
W tym samym czasie drugi zespół z Manchesteru walczył na swoim boisku. "Czerwone Diabły" u siebie podejmowały Aston Villę i... nie popisały się. Można było oczekiwać dość łatwego meczu dla zawodników z Old Trafford, a tu klops. Przyjezdni przez długi czas utrzymywali bezbramkowy remis aż w końcówce wyprowadzili jeden, decydujący cios. Douglas Luiz podał do Kortneya Hause'a, a ten dał swojej drużynie prowadzenie. Gol w końcówce? No to można było pomyśleć, że goście już mają komplet punktów. Ostatecznie go zdobyli, ale nie obyło się bez problemów. W doliczonym czasie gry gospodarze mieli rzut karny, którego nie wykorzystał jednak Bruno Fernandes.
Absolutely love the fact that Emiliano Martinez always finds a way to bring his penalty shithousery into the mix, just like in Copa América against Colombia.
— EiF (@EiFSoccer) September 25, 2021
Here, he’s seen gesturing towards CR7 to take it when Bruno had the ball in hand. Love it 😂 pic.twitter.com/qV1IHf45vc
Potem mieliśmy falę meczów rozgrywanych o 16:00. Tam padło naprawdę dużo bramek, była jedna delikatna niespodzianka, ale generalnie większość spotkań zakończyła się takim wynikiem, jakiego mogliśmy oczekiwać. Na pierwszy plan dla polskiego kibica wysunęła się batalia Leeds United z West Hamem. Naturalnie w barwach Leeds w pierwszym składzie wyszedł Mateusz Klich, a w bramce "Młotów" stał Łukasz Fabiański. Jako pierwsi na prowadzenie wyszli gospodarze, a asystę przy bramce Raphinhi zaliczył właśnie wspomniany Klich. Tylko co z tego, skoro w drugiej połowie z tego wyniku nic nie zostało. Najpierw samobója zapakował Junior Firpo, a w 90. minucie zwycięstwo gościom z Londynu dał Michail Antonio.
Kolejne punkty w tym sezonie stracili zawodnicy Leicester. Zawodnicy tego samego Leicester, które już w najbliższy czwartek przyjedzie do Warszawy na starcie z Legią Warszawa w ramach Ligi Europy. Głównym aktorem dzisiejszego starcia z Burnley był Jamie Vardy. Angielski napastnik najpierw strzelił samobója, a potem dwa razy trafił już do właściwej bramki. Jednak w międzyczasie Maxwel Cornet trafił dla Burnley i ze względu na to spotkanie zakończyło się na remisie 2:2. A ten maraton dopełniła nam pewna wygrana Evertonu z Norwich. Andros Towsend oraz Abdoulaye Doucoure dali zwycięstwo swojemu zespołowi.
Niesamowite. Jamie Vardy z golem… ale samobójczym.
— Krystian Kaczmarczyk (@k_kaczmarczyk7) September 25, 2021
Leicester 0-1 Burnley. #LeiBur #jejwysokość
No i dzień zamykaliśmy na meczu, który naprawdę zastanawiał. Mieliśmy relacyjnego beniaminka w postaci Brentfordu, a z drugiej strony był Liverpool, który oczywiście chciał odnieść kolejne zwycięstwo. Moglibyśmy po prostu powiedzieć, że ten mecz był istnie szalony. Raz prowadzili jedni, potem drudzy, a ostatecznie skończyło się na remisie 3:3. Coś pięknego, prawdziwa uczta. Kto nie oglądał, niech żałuje.