Czerwone Diabły rzutem na taśmę wygrywają prawdziwy hit kolejki
Hitem dwudziestej dziewiątej kolejki miało być spotkanie Manchesteru City z Chelsea. Piłkarze obydwu drużyn zawiedli nas jednak po całości. Nie wiadomo w jakim celu The Blues wyszli na boisko, ale na pewno nie po to, by wygrać. The Citizens zaś chyba bali się wrzucić swój najwyższy bieg, w obawie, że Chelsea wykorzysta to przeciwko nim i spokojnie rozgrywali spotkanie przy wyniku 1-0. Ciekawiej ogląda się schnącą farbę. Wydawało się więc, że nic ciekawego nas już w tej kolejce nie spotka, a już na pewno nic nie zaspokoi głodu emocji i pięknej piłki, który miał zostać zniwelowany przez niedzielny szlagier. W końcu co może nam przynieść starcie osiemnastej w tabeli drużyny z wiceliderem? Pewne zwycięstwo tych drugich, łatwy i przyjemny mecz, którego jednak nie będzie się oglądać z wypiekami na twarzy? Błąd!
Spotkanie wcale nie zaczęło się bowiem po myśli faworytów. Stawiani na przegranej pozycji gospodarze już w jedenastej minucie objęli prowadzenie. Andros Townsend szczęśliwie odbitym od Victora Lindelofa strzałem pokonał Davida de Geę. Szwed jest jak klątwa. Nawet nie musi popełnić błędu, po prostu gdy jest w pobliżu, musi stać się coś złego. United nie było w stanie odpowiedzieć w żaden sposób. W pierwszej połowie grali straszną padakę, a paralitykiem przewodnim na boisku był Paul Pogba.
Na drugą część gry United wyszło bardzo bojowo nastawione. Cel był prosty. Władować dwa gole i wywieźć trzy punkty. Nie da się jednak tego zrobić jeśli stoi się na murawie z rozłożonymi rękami. Takie właśnie pozy przyjęli goście, kiedy bramkę na 2-0 strzelał Van Aanholt. Schlupp wykorzystał zdezorientowanie Czerwonych Diabłów i szybko wykonał rzut wolny, tym samym wyprowadzając Holendra na randkę jeden na jeden z De Geą. Wydawało się że w tym momencie United pogodzi się z losem i poczeka na ostatni gwizdek. Tymczasem zawodnicy Mourinho wykazali się nietypową jak na siebie wola walki. Najpierw wielką jak czoło Lescotta lukę w obronie wykorzystał Valencia, który podał do niepilnowanego Smallinga, który zaś nie miał problemów z wpakowaniem piłki do siatki. Potem kuriozalne zamieszanie w pole karne wykorzystał Lukaku, jakimś cudem wciskając piłkę między czterema zawodnikami Orłów. W doliczonym czasie gry, wynik ustalił Nemanja Matić, który zdobył chyba gola kolejki, uderzając piłkę z półwoleja z ponad dwudziestu metrów.
Nie ma się co gryźć w język, mecz który zobaczyliśmy na Selhurst Park był zdecydowanie i bezdyskusyjnie spotkaniem kolejki. Oba zespoły zafundowały nam ogromne emocje, piękne akcje, ale również głupie błędy. Taki futbol po prostu świetnie się ogląda. Była jednak jednak rzecz, która w tym chaosie była wyraźnie widoczna. Chodzi tu o bezradność Paula Pogby. Francuz grał bardzo słabo, nie potrafił odnaleźć się w defensywie ani w ofensywie. Wyraźnie widać, że coś tu jest nie tak i ewentualne doniesienia o jego niezadowoleniu w Manchesterze mogą być prawdziwe. Pogba jednak musi wziąć się w garść i zacząć grać, by pomóc swojej drużynie zapewnić spokojne wicemistrzostwo. Może jak za mocno zrobi daba i walnie nie w cymbał, to się obudzi.