Fellaini oprócz włosów pozbył się też mózgu
Sporo beki dostarczają nam ostatnio angielscy dziennikarze. Wczoraj pisaliśmy o parodystach z "The Sun", którzy twierdzą, że Ramsey będzie po Ronaldo najlepiej zarabiającym piłkarzem ligi włoskiej, a dzisiaj na wysokości zadania stanęli reporterzy "Sky Sports". Z tą różnicą, że to nie oni się ośmieszyli, tylko ich rozmówca. A konkretniej - Marouane Fellaini.
Żurnaliści zapytali Belga o Manchester City, a ściślej - czy uważa, że między klubami z Manchesteru rzeczywiście jest taka przepaść, na jaką wskazuje tabela (City mają 12 punktów przewagi nad United).
Złotousty Marouane odrzekł na to:
Nie sądzę. Pamiętam, że jak trafiłem do United, to było top four, teraz jest top six, więc jak widać, co sezon jest coraz trudniej. Manchester City jest silny, ale myślę, że w końcu przegra. Ok, mają świetnych zawodników, ale pokonanie ich nie jest niemożliwe. Teraz przegraliśmy, ale w marcu jest rewanż na Old Trafford i zobaczymy, jak to będzie wtedy wyglądać.
Ta wypowiedź tak bardzo trąci absurdem, że aż mi trochę żal ją wyśmiewać, no ale nie można pozostawić takich głupot bez komentarza.
Najbardziej rzuca się w oczy, że Fellaini naprawdę wierzy (albo udaje), iż City i United prezentują zbliżony poziom. Pomimo 12 punktów różnicy w tabeli, pomimo ostatnich derbów, które spokojnie mogły skończyć się pogromem, on jest przekonany, że City i United idą łeb w łeb i różnice są minimalne. Nie bardzo też rozumiem, co ma tu do rzeczy top four czy top six, ale najwyraźniej nie do końca jestem w stanie podążyć za tokiem myślowym brukselczyka.
Skupmy się jednak na tym "zbliżonym poziomie" obu ekip z Manchesteru. Jeśli wychodzimy z takiego założenia jak Belg, to równie dobrze można powiedzieć, że Trabant i Porsche Panamera to podobny poziom zaawansowania technicznego. Oba pojazdy mają po 4 koła, silnik i kierownicę. Ale jakby się tak bliżej przyjrzeć, to jednak różnic jest dość sporo. I podobnie rzecz ma się z drużynami z Manchesteru. Obie ekipy rozgrywają w Premier League na dużych stadionach, kupują gwiazdy za ciężkie miliony i mają na ławce utytułowanych menadżerów. Jakby nie patrzeć, faktycznie jest podobnie. Nie licząc drobnego szczegółu: jedni grają w piłkę porywająco, a drudzy fatalnie.
"Manchester City jest silny, ale w końcu przegra" - no takiej mądrości to po Belgu bym się nie spodziewał. Szkoda, że nie przyznają Nobla z logiki, bo Fellaini mógłby w końcu podnieść jakiś poważny puchar. Ja pójdę krok dalej: Manchester City przegra jeszcze w tym sezonie. A dobra, co mi tam, powiem nawet więcej: bardzo możliwe, że Manchester City przegra jeszcze w tym roku. Co nie zmienia faktu, że tych porażek na koniec sezonu będą mieć o wiele mniej od swoich sąsiadów zza miedzy. No ale w końcu przegrają, nie ulega to żadnej wątpliwości.
Najśmieszniejsze w tym wszystkim jest to, że tak groteskowej wypowiedzi udziela zawodnik, który w pewnym sensie jest symbolem beznadziei panującej w ostatnich latach na Old Trafford. Jest piłkarzem do bólu przeciętnym, żeby nie powiedzieć słabym. No i przede wszystkim kosztował niemałe pieniądze, a najwięcej mówi się o nim w kontekście zmiany fryzur. Według mnie, dopóki Woodward i spółka nie pozbędą się tego typu grajków, to taka "niewielka różnica", jaką mamy dziś między City a United, stanie się codziennością na bardzo długie lata. I coś mi się wydaje, że nie zadowoli to nikogo w czerwonej części Manchesteru - nie licząc oczywiście Fellainiego.