Mała afera z Milikiem
Ciekawe, ile razy tłumaczenia wywiadów z jakichś innych języków były w jakiś sposób przekręcane. Taki angielski to jeszcze ujdzie, ale inne? Może być trudno, co pokazuje przykład... języka polskiego, którego znawcy w obcych krajach mają prawo uchodzić za wybitnych ekspertów i mówię to bez cienia ironii. We Włoszech raczej takich ludzi nie mają, o czym przekonał się Arkadiusz Milik...
W teorii o konkurencji nie powinno się za bardzo mówić - wiecie, jak to jest - ale my jesteśmy spoko ziomki i wspomnimy o drugim najlepszym kanale piłkarskim na polskim YouTube (hehe). Milik wystąpił bowiem w materiale Łukasza Wiśniowskiego i Jakuba Polkowskiego "Foot Truck", gdzie był pytany o różne tam mniej lub bardziej istotne tematy - oczywiście po polsku, tego chyba nie muszę mówić, nie? Urodzony w Tychach napastnik wypowiedział tam takie słowa dotyczące Driesa Mertensa:
Naprawdę mega fajny gościu. Taki gościu, można powiedzieć, na opaskę kapitańską.
Później tam jeszcze dodał co nieco o tym, jaki to spoko jest Belg, co zostało od razu podłapane przez włoskie media. Interpretacja? Lub raczej nadinterpretacja? MILIK CHCE POZBAWIĆ OPASKI KAPITAŃSKIEJ LORENZO INSIGNE! Bo mały skrzydłowy jest kapitanem Napoli. Nie wiem, czy źle przetłumaczyli sobie słowa napastnika, czy może po prostu szukali taniej sensacji - znając Włochów, ta druga opcja jest bardzo prawdopodobna - ale zrobił się lekki niesmak, który postanowił naprostować... sam klub. W końcu Milik nic takiego nie powiedział, po prostu skomplementował sobie Mertensa. Napoli wydało następujący komunikat w swoich social mediach:
Arek Milik jest bardzo zakłopotany tym, jak często - zbyt często - polskie wywiady są błędnie interpretowane. Podkreśla, że nigdy nie powiedział, że Dries Mertens powinien zostać kapitanem zamiast Lorenzo Insigne.
Milik powiedział, że Dries jest świetną osobą, a także rewelacyjnym piłkarzem, z bardzo silną osobowością. Tak silną, że mógłby zostać kapitanem jakiegokolwiek zespołu. Nie odniósł się w żaden sposób do obecnej drużyny Napoli.
Ciekawe czy ja w jakiś sposób przekręciłem słowa włoskiego klubu... W każdym razie wydaje się - a raczej jest to w pełni logiczne - że żadnej grubszej afery z powodu tej głupiej sytuacji nie będzie, ale Wy za to powinniście wyciągnąć z niej jeden wniosek: nigdy nie ufajcie w pełni Google Translatorowi.