Milan wzmocni się stoperem Atletico?
Rossoneri znów nie rozpoczęli sezonu tak, jak by sobie tego życzyli. W Mediolanie liczono, że tym razem w końcu uda wrócić się do czołówki, ale pierwsze tygodnie Serie A wskazywały na coś kompletnie innego. Milan jest co prawda nieco mniej przeciętny, niż w ostatnich latach, ale wciąż nie jest to ten poziom, jakiego pragnięto. Przyczyn tego stanu rzeczy jest wiele i są one przez Milan naprawianie stopniowo. Niedawno zainwestowano w nowego dyrektora sportowego, lada moment zostanie zatrudniony nowy menedżer, bo chyba nikt nie wierzy w to, że Gennaro Gattuso zostanie na San Siro do końca sezonu. Istotne w naprawianiu tego syfu jest też wzmacnianie składu. Milan, pomimo ogromnej liczby transferów, wciąż ma braki na niektórych pozycjach, a szczególnie kuleje w tym sezonie środek obrony. Rossoneri mają jednak pomysł, w jaki sposób można tę sytuację naprostować albo raczej kim to zrobić.
Corierre dello Sport podaje, że Mediolańczycy upatrzyli sobie Stefana Savicia. Czarnogórzec nie jest może podstawowym obrońcą Atletico, ale gdy trzeba, przywdziewa buty swoich kolegów z pierwszej jedenastki i gra równie dobrze. Z resztą, Diego Simeone opiera swoją drużynę na defensywie, więc jeśli Savić wciąż w niej jest, to znaczy, że musi znać się na rzeczy. Nie możemy więc dziwić się, że Rossoneri chcą akurat jego, tym bardziej, że Czarnogórzec grał w przeszłości w Fiorentinie, więc zna ligę i język. Było by więc dużo łatwiej wprowadzić go do składu, niż kogoś bez takiego doświadczenia. Ostatnim, czego Milan potrzebuje na ten moment, jest bowiem eksperymentowanie. Niezbędny jest ktoś pewny i to od zaraz.
Problem w tym, że trzeba słono zapłacić, by wszystkie te zachcianki spełnić w jednym zawodniku. Savić może i nie jest podstawowym piłkarzem Rojiblancos, ale wcale nie wpływa to na jego cenę. Czarnogórzec jest bowiem wyceniany na 40 milionów euro. To spora sumka, nawet jak na szastający pieniędzmi Milan. Mediolańczycy mają też w pamięci fiasko Bonucciego, które tylko udowodniło im, że zapłacone duże pieniądze wcale nie gwarantują jakości. Włodarze klubu muszą więc zastanowić się kilka dobrych razy, zanim przeleją taką sumkę na konto Los Colchoneros. Jak nie, to za pół ceny pewnie chętnie wykupi go potem Juventus.