Sportingu, jesteś piłkarskim Nickelbackiem!
Piszcie sobie o Lechu Poznań, o Chelsea i Arsenalu, piszcie sobie o tym, że Barcelona jednak nie będzie niepokonana… piszcie sobie o Napoli, które nie zostało mistrzem Włoch… piszcie sobie o Mediolanie, który może wysłać oba kluby tylko do Ligi Europy. To nie oni są największymi przegranymi tego sezonu. Jest gorszy przypadek.
Piłkarski Przegryw to za słabe określenie. Oni zasługują na gorszy tytuł. Sam go wymyśliłem. Piłkarski Nickelback. Tytuł ten przyznaję Sportingowi.
Patrzcie, jak im ładnie pasuje.
Okres między 17 kwietnia a 15 maja. Znów jesteśmy w tym samym miejscu. Znów piszę o Sportingu. Bo znów mnie zdenerwował.
Przywołam może poprzedni tekst właśnie z 17 kwietnia, który przeczytacie TUTAJ.
Jeśli już przypomnicie sobie tamten tekst, to zrozumiecie, że sezon 2017/18 to kolejny sezon sportowej degrengolady. Nie zmieni tego nawet ewentualne zdobycie Pucharu Portugalii (bo nawet to mogą przegrać, grają w niedzielę z CD Aves).
Wymieniałem Legię i Pilzno, wymieniałem bycie tylko tłem dla Atletico, wymieniałem to, że Sporting jest pośrednio odpowiedzialny za to, że liga portugalska stała się gorsza od ligi rosyjskiej w rankingu UEFA. Dodajmy do tego, że prezes Bruno de Carvalho zrobił to, co zrobił. Dodajmy, że Jorge Jesus jest portugalskim odpowiednikiem Unaia Emery’ego (naprawdę, wyśmiewany Emery jest prawdziwym zwycięzcą w porównaniu z Jesusem). Wiecie – w piłkarskim świecie są dwa bieguny, jeśli chodzi o bycie Jesusem. Albo jesteś Gabrielem Jesusem, albo Jorgem Jesusem.
Jednak nie, to nie było najgorsze.
Najgorsze jest to, że po derbach Lizbony na Estadio Jose Alvalade wydawało się, że jest OK.
0-0 z Benfiką.
W bezpośrednich spotkaniach mieliśmy dwa remisy – właśnie to 0-0 oraz 1-1 na Estadio da Luz. Sporting strzelił gola na wyjeździe i był drugi w tabeli. Trochę to obnażyło niektóre strony, które prowadzą strony z tabelami ligowymi. W sensie negatywnym.
Do nieomylnych nie należę, ale... razi mnie ten błąd. Tabela ligi portugalskiej i pozycje Sportingu i Benfiki. Dziękować Bogu, że chociaż strona oficjalna się nie myli.
— Rafał Majchrzak (@RMnaTT) 12 de mayo de 2018
1. Oficjalna ligowa.
2. Angielska Wiki.
3. Flashscore.
4. Google. pic.twitter.com/AvcVmmeIJ9
Było dobrze. Do czasu. Sporting postanowił bowiem – niezauważenie dla wszystkich, każdy był zajęty Barceloną – przegrać na wyjeździe z Maritimo 1:2. Z MARITIMO! Ludzie, serio?!? Najpierw wymęczyłeś remis w derbach, mogłeś strzelić choć jednego gola, który dałby dwa punkty więcej, a teraz odwalasz coś takiego? Niepojęte.
Później pan de Carvalho wyjdzie, zwolni trenera i powie, że to nie jest do zaakceptowania. Wyjdzie za jakiś czas i znów wróci i powie, że reakcja była zbyt gwałtowna i za mocna. Tak naprawdę jedynymi ludźmi, którzy mają prawo być źli, pełnymi emocji są kibice „Lwów”.
Benfica bowiem zrobiła swoje – wygrała 1-0 z Moreirense i zagrała w kwalifikacjach do Ligi Mistrzów.
Sporting zaś nawet tego nie umiał wywalczyć, mimo że w poprzednich sezonach się udawało. Odpadało się z CSKA Moskwa, albo przechodziło się rumuńskie FCSB. Potem w fazie grupowej też jednak było tylko tło. Rola tła dla lepszych drużyn – w takiej obsadzany jest Sporting od kilku już lat. Dobrze, że ten Olympiakos przejął Besnik Hasi, bo nawet w Champions League w tym sezonie byłoby katastrofalnie.
Jeśli projekt sportowy Lecha Poznań jest porażką, to czym jest Sporting?
***
Smutna errata. Rui Patricio. To nie powinno było tak wyglądać. A William Carvalho? Idź sobie stąd, człowieku.
At Madeira where he made his Sporting debut 12 years ago, Rui Patrício probably played his last Liga game for the club yesterday.
— Jan Hagen (@PortuBall) 14 de mayo de 2018
SCP lost 2-1 to Marítimo due to a mistake from the captain, missed out on Champions League & were attacked by fans. Sad ending to a fantastic career. pic.twitter.com/fvi11xQCM5
As captains and prime suspects behind the Sporting squad's revolt against president Bruno de Carvalho last month, Patrício and William were at the center of the criticism, insults and attacks from the Sporting fans last night, both at Madeira and at their arrival in Lisbon. pic.twitter.com/QJU9qeSHxj
— Jan Hagen (@PortuBall) 14 de mayo de 2018