Borussia Dortmund powiększa swoją przewagę nad Bayernem!
Borussia Dortmund od dziś jest na czele tabeli Bundesligi z dorobkiem 49 punktów. Niestety, ale dziś dorzucili tylko jedno oczko po remisie z Eintrachtem Frankfurt (1:1). Nie zmienia to jednak faktu, że byliśmy świadkami prawdziwego widowiska na Commerzbank-Arena - pełnego szybkich akcji, sztuczek technicznych i walki o każdy centymetr boiska.
Składy:
- Eintracht: Trapp – Hinteregger, Hasebe, N'Dicka, Da Costa – Rode, Fernandes – Kostić, Rebić, Haller – Jović (55' Gacianović)
- Borussia: Bürki – Piszczek, Weigl, Diallo, Hakimi – Delaney, Witsel – Sancho (65' Pulisic), Reus, Guerreiro (77' Bruun Larsen) – Alcacer (86' Götze)
Warto też wspomnieć, że o tej samej godzinie było rozgrywane spotkanie Bayeru Leverkusen z Bayernem Monachium (TUTAJ znajduje się relacja pomeczowa). Gospodarze dostali lanie od "Aptekarzy" aż 3:1 i z podkulonymi ogonami wracają do domu. Przez to ich strata do BVB wynosi w tym momencie 7 punktów, a więc w Dortmundzie chłodzą już szampany. A wracając do godziny tego meczu, to nie dość, że sfrustrowała ona fanów Bundesligi, to jeszcze piłkarze BVB na tym "ucierpieli". Ale o tym za chwilkę.
45 minut walki
Tak można określić całą pierwszą połowę, bo to, jakie widowisko zaprezentowały nam obie drużyny, to magia. Wiadomym było, że ten mecz na pewno nie będzie nudny, jednak chyba nikt nie spodziewał się aż takiej intensywności w pierwszej części spotkania. Co ciekawe, goście mogli zamknąć ten mecz w pół godziny i przez resztę czasu murować swoja bramkę. Marco Reus znów jest bohaterem, jak i antybohaterem spotkania, bo tak jak w meczu z Hannoverem (5:1) strzelił bramkę, ale nie wykorzystał mnóstwa okazji. Jego bramka była niczym specjalnym, bo w 22. minucie dostał doskonałą piłkę od Raphaela Guerreiro i Niemiec musiał jedynie dostawić nogę. Około dwie minuty po całym zdarzeniu również otrzymał piłkę z bocznej strefy boiska i trafił w poprzeczkę. W pierwszej połowie miał jeszcze dwie sytuacje do strzelenia bramki, ale jego strzały lądowały poza światłem bramki. Krótko mówiąc, Reus mógł znów zamknąć mecz strzelać trzy bramki. Po dwóch ostatnich meczach można śmiało rzec, że jeszcze dużo brakuje mu do miana supersnajpera.
A skoro o supersnajperze mowa...
Luka Jović znów dał popis. Co prawda, jego bramka w 36. minucie meczu nie była nadzwyczajna, jednak Serb doskonale wyskoczył do dośrodkowania od Danny'ego da Costy i strzelił wyrównującego gola. Fajnie to wyglądało, bo zaraz obok niego stał Sebastien Haller, więc jeżeli Jović nie doskoczyłby do tej piłki, to Francuz na luzaku by ją wbił do siatki. Bramka w tej sytuacji musiała paść. Ogólnie, od 30 minuty do końca pierwszej połowy to ekipa z Frankfurtu atakowała ciągle bramkę Romana Bürkiego, który stanął na wysokości zadania i obronił wszystko, co mógł.
Druga połowa
Nie mam pojęcia, jak nazwać drugą część meczu, bo była ona mierna. Obie ekipy zdjęły nogę z gazu i zwolniły. Piłkarze BVB przeszli bardziej do defensywy po 60. minucie gry, kiedy dowiedzieli się, że Bayern Monachium przegrywa z Bayerem Leverkusen. Naprawdę było to widać gołym okiem, że grali na akord, aby tylko utrzymać wynik. Co prawda, mieli kilka okazji do podwyższenia go, ale nie było widać w nich tej zadziorności, z jakiej są znani. Bardziej starali się gracze Eintrachtu, jednak oni również nie potrafili umieścić piłki w siatce. Najlepszą ich okazją był strzał Ante Rebicia, który przerzucił nad sobą piłkę i z pół woleja uderzył na bramkę Bürkiego. Szwajcar popisał się genialną obroną i zebrał brawa od kibiców.
Szkoda, że w drugiej połowie nie mogliśmy oglądać tak dobrego widowiska. Wynik 2:2 byłby o niebo lepszy, bo obie ekipy zasługiwały na więcej bramek, aczkolwiek trzeba przyznać, że podział punktów jest najbardziej sprawiedliwym rozwiązaniem.