Kapitan Robert Lewandowski melduje się w ćwierćfinale
W ostatnim meczu ligowym Robert Lewandowski dostał opaskę kapitana na ostatnie paręnaście minut, bo na boisku nie było ani Manuela Neuera, ani Thomasa Müllera. Dzisiaj obu Niemców też nie było, tyle że w podstawowej jedenastce, a jako że Polak jest trzecim kapitanem Bayernu, to w meczu z Herthą Berlin wyprowadził monachijską drużynę jako człowiek z opaską - po raz pierwszy w karierze. Podziałało.
Składy:
- Hertha: Jarstein - Lazaro, Stark, Rekik, Plattenhardt - Kalou (82. Klünter), Skjelbred (103. Lustenberger), Grujić, Mittelstädt - Duda (110. Torunarigha) - Ibisević (64. Selke)
- Bayern: Ulreich - Kimmich, Süle, Hummels, Alaba - Thiago, Goretzka - Gnabry (89. Ribery), James (119. Martinez), Coman (120+1. Müller) - Lewandowski
Bayern miał jasny plan. Zemścić się na Hercie za wrześniową porażkę, która była jedną z pierwszych podczas tej fatalnej dyspozycji, która dotknęła ich minionej jesieni. Wówczas w Berlinie monachijczycy przegrali 0:2, grając bardzo niemrawy futbol, co później pociągnęło za sobą lawinę słabych wyników. No i ogólnie ekipa BSC nie leży Bawarczykom, ponieważ - w teorii do dzisiaj - chłopaki ze stolicy mogli cieszyć się passą czterech spotkań bez porażki z gigantem. Druga sprawa dotycząca dzisiejszego pojedynku była taka, że wczoraj z Pucharu Niemiec odpadła Borussia Dortmund (czytaj TUTAJ), czyli główny rywal Bayernu do zdobycia tego trofeum. Fajnie by było, gdyby monachijczycy poszli w ślady dortmundczyków, no ale niestety nie możemy mieć wszystkiego...
Cudowny Gnabry
Zaczęło się wyśmienicie, ponieważ w 3. minucie gola dla Herthy zdobył Maximilian Mittelstädt, dla którego był to dopiero trzeci gol w historii występów dla berlińskiego zespołu. 21-latek złamał z lewej do środka i płaskim strzałem pokonał Svena Ulreicha, czym zapowiedział nam naprawdę świetne spotkanie. Sęk w tym, że już w 7. minucie siatkę po drugiej stronie boiska omalże urwał Serge Gnabry, któremu piłka po przypadkowym wybiciu obrońcy spadła pod nogi wprost na idealną bombę. Mógł zabić...
Bayern dominował w tym meczu i nie dawał pograć swoim przeciwnikom nic a nic. Co prawda nie była to jakaś przesadnie rozpędzona maszyna, bo nadal nie było widać za dużego ładu i składu w grze zawodników trenera Niko Kovaca. Pomyślcie, co by było, gdyby Chorwat nie zdecydował się na wystawienie swojej najmocniejszej ofensywy z Jamesem Rodriguezem, Kingsleyem Comanem, Sergem Gnabrym i Robertem Lewandowskim, a zdecydowałby się na jakiegoś Francka Ribery'ego czy Tomka Müllera... Berlińczycy mogliby coś pewnie podziałać, tym bardziej że Ondrej Duda na formę narzekać nie może. No ale skład był na ich nieszczęście inny.
Impotencja Bawarczyków objawiła się w tym, że wynik do przerwy nie uległ zmianie, chociaż mecz toczył się całkowicie pod ich dyktando. Na początku drugiej połowy udało im się wyjść na prowadzenie, gdy ponownie gola strzelił Gnabry. Tym razem Bayern popisał się fantastycznym schematem - Lewandowski zszedł niżej, czym ściągnął obrońców, zagrał do boku, do Jamesa, który natychmiast zagrał w powstałą lukę do wspomnianego Gnabry'ego. Niemiec pognał w stronę bramki i z zimną krwią wyprowadził swoją drużynę na prowadzenie. Był chłop w gazie dzisiaj. A właściwie wczoraj, bo pewnie przeczytacie to już po północy.
Prezent od Matsa Hummelsa
Hertha nic nie grała i choć ataki monachijczyków nie za bardzo zagrażały bramce Rune Jarsteina, to... chociaż jakieś były, bo berlińczycy takowych nie kreowali. Nie oddawali nawet strzałów, przez co aż do 67. minuty mieli oddany zaledwie jeden - ten Mittelstädta. Co się stało w 67. minucie? Hummels się stał, kiedy chcąc okazać spokój i doświadczenie byłego mistrza świata, wziął sobie i głową zagrał do Ulreicha. Sęk w tym, że zrobił to tak fatalnie, że futbolówkę przejął Davie Selke, kiwnął bramkarza i lekkim podaniem do pustaka zapewnił Hercie remis. Dwa strzały i dwa gole! Ba, ta statystyka utrzymywała się jakoś do 80-85 minuty, bo berlińczycy zakończyli spotkanie z łączną liczbą uderzeń, wynoszącą... trzy! Bayern strzelał razy 15, a mimo tego zdobył tyle samo goli!
Jakoś specjalnie groźnych tych szans Bawarczycy sobie nie tworzyli, bo jak tak myślę o tych okazjach, które z czystym sumieniem można by umieścić w powtórkach, to... jest ich mało. Miał tam coś takiego James, ale po dobrej wrzutce próbował uderzać udem, co nie skończyło się najlepiej. Miał też coś w dogrywce, bo do niej doszło, ale mimo nie najgorszego występu nie potrafił się chłop wstrzelić. Ano tak, dogrywka...
Coman - mistrz główek
W dogrywce Hertha szarpnęła się na jedno uderzenie, którego totalnie nie pamiętam, i na posiadanie piłki wynoszące coś w okolicach 20%. Bayern nadal dominował tak, jak robił to przez cały mecz, aż w końcu wyszedł na prowadzenie za sprawą główki Comana. Zamieszanie, przebitki, wrzutka na pałę Lewego i Francuz wyskakujący wręcz na linii bramkowej, przeskakujący defensorów gospodarzy i ładujący futbolówkę do siatki. Tak wyglądało trafienie na 3:2 dla przyjezdnych.
Nie ma sensu opisywać dokładnie przebiegu dogrywki, bo emocje były jak na rybach, a Hertha nie była w stanie zrobić czegokolwiek. Zagrali totalnie beznamiętnie i prezentowali się, jak jakiś czwartoligowiec. No, może lepiej bronili, ale przegrali, choć... w 90 minutach udało im się zremisować! Inna sprawa, że Bayern - mimo posiadania Jamesa i Comana - niespecjalnie szarżował z tymi swoimi napadami. Widać było, że jeszcze dużo w ich grze jest do dopracowania, ale... widać to od początku sezonu. Liczy się efekt, a tym jest ćwierćfinał Pucharu Niemiec!
Ejejejej... Dawid Kownacki zadebiutował i dał asystę!
Tak jest, dokładnie tak było. Fortuna Düsseldorf Kownackiego równolegle rozgrywała swój mecz Pucharu Niemiec, tyle że na stadionie Schalke. Cóż, beniaminek Bundesligi nie będzie wspominał tego starcia najlepiej, gdyż zebrał gładkie 1:4 i wrócił do domu z podkulonym ogonem. Gospodarze byli o niebo lepsi i zaskoczyli chyba nawet własnych kibiców, bo kto to ostatnimi czasy widział, żeby Schalke tyle goli w jednym spotkaniu strzelało! Zaś co do Polaka, to pojawił się na boisku w 56. minucie i zaprezentował się całkiem pozytywnie. Przy trafieniu honorowym Fortuny zanotował nawet asystę, był aktywny, próbował szarpać, choć czasem brakowało mu zimnej krwi. Ogólnie rzecz ujmując nie trafił mu się najlepszy moment do debiutu, ponieważ jego zespół bynajmniej nic specjalnego nie pokazał, ale przy jego nazwisku trzeba postawić wyraźny plus, co trener Freidhelm Funkel na pewno będzie miał na uwadze. Zapisz to, faken!