Podsumowanie rundy w Ekstraklasie - część 1
Podsumowanie rundy w Ekstraklasie – tuż przed powrotami z urlopów, tuż przed wylotami na zimowiska, obozy przygotowawcze, tuż przed walką w pozostałych 17 meczach tego sezonu… warto dziś zająć się tymi klubami, które częściej radziły sobie dobrze aniżeli źle, oczywiście na przestrzeni dotychczasowych starć. Wśród nich są pretendenci do mistrzostwa, do walki o europejskie puchary… czyli generalnie rzecz ujmując, pretendenci do tego, by stać się w lipcu lub sierpniu pośmiewiskiem. A przynajmniej w ostatnich dwóch latach tak było.
No dobrze, na razie ucieknijmy od lata, a skupmy się na jesieni.
Lechia
Mikołaj Krzywkowski się cieszy, Lukas Haraslin się cieszy, Piotr Stokowiec się cieszy, a kibice Lechii… też się chyba cieszą, ale stadionu jak za Jerzego Brzęczka z Legią jakoś nie potrafią wypełnić. Nikt nie ukrywa, że to, co w Lechii imponuje najbardziej to stabilność. Za oczywiste plusy tej drużyny uznaje się oczywiście nazwiska Słowaka oraz polskiego trenera – natomiast nie udawajmy, że Lechia to oni. Już samo zestawienie meczów rozegranych w tym roku kalendarzowym wygląda dosyć znacząco. Także tam znajdziemy ważne dla lechistów nazwiska - 38 meczów rozegrał Flavio Paixao – czołowy snajper, 36 meczów – Filip Mladenović (jedna z najbardziej niedocenianych postaci), a 34 spotkania ma na koncie Daniel Łukasik. Lechia jest w końcu drużyną wybieganą i na pozycję lidera to wystarcza. Niestety, brakuje jej umiejętności gry w piłkę – nie mówię tu o jej wyborowych technikach typu Haraslin czy Wolski, ale chyba widzieliście szlagier z Legią. Wymiana podań to był niestety koszmar…
Legia
Legia przeszła standardową drogę od zawodu, poprzez upokorzenie, zwolnienie trenera, zatrudnienie nowego szkoleniowca aż po walczenie z problemami, które sama stworzyła. Typowe jest to dla niej i nie ma co sobie mydlić oczu. Nasz mistrz jest silny słabością reszty. Inni nie chcą wygrywać, tylko robi to Legia. Umówmy się – od 2012 roku Legia nie była mistrzem tylko dwukrotnie, ale nawet wtedy liczyła się do samego końca i tylko jej frajerstwu mogą zawdzięczać swoje tytuły Śląsk oraz Lech. Mogła być z tego w statystykach jeszcze większa dominacja.
Ricardo Sa Pinto rzeczywiście może być pierwszym trenerem, który wprowadzi normalność w tabeli. W Ligę Europy będzie można wierzyć, jeśli jednak Legia zdobędzie mistrzostwo z przewagą 6-7 punktów. To jest plan minimum. Stać ją na to – wszyscy to wiemy. Powoli zmienia się moja optyka – Legia do niedawna kompletnie nie wydawała mi się kandydatem do mistrzostwa. Im bardziej ją każdy do tego tytułu przepycha, tym bardziej wzrasta samozadowolenie. W Warszawie żyje się niczym w bańce mydlanej. To są Himalaje naszego futbolu, szczególnie jeśli chodzi o finanse. Kto wejdzie do Legii, czuje się, jakby trafił do Hollywood. To się nie zmienia. Mania wielkości Legii wielu ludziom przeszkadza. Ale czy w jakikolwiek sposób ma to wpływ na jej pozycję w polskiej piłce? Nie, nadal jest wielkim klubem i corocznym kandydatem do tytułu. Jeśli zrobi mądre transfery, pozostanie w grze do końca.
Przydałby się Legii jakiś wybuchowy mecz. Takie 3:1 z Cracovią albo 4:0 z Jagiellonią. Albo jeszcze lepiej 3:0 z Lechią, gdy Legia Magiery oddała ponad 30 strzałów. Tego mi brakuje częściej (przy tym potencjale). Jeśli pojawią się fajerwerki, uwierzę w europejskie puchary.
Lech
Lech ma sporą stratę do lidera. Ale czy naprawdę na tym etapie sezonu jesteście w stanie ich skreślić z walki o mistrzostwo? To jest Ekstraklasa. A tę drużynę prowadzi największy szczęściarz trenerski ostatnich lat – Adam Nawałka. Dodajmy przecież, że lubi on temu szczęściu bardzo często pomagać. Czekamy oczywiście na starcia z wielkimi firmami, ale już teraz wyniki są naprawdę przyzwoite. Każdy zapomniał o Ivanie Djurdjeviciu, któremu nie wyszło. Tego już nie ma. Nikt nie ma pretensji. Zarząd Lecha co prawda nadal jest lżony, ale już tylko po cichu.
Lech miał być mistrzem z Djurdjeviciem u sterów. Nie udało się, skończyło się bardzo źle. Dziś z Nawałką awansował o 5 pozycji w stosunku do pozycji, z której były selekcjoner zaczynał. Co będzie dalej? Mimo tego, że Lech nie chce o tym mówić głośno, to ratowanie sezonu może się skończyć wynikiem ponad stan. To nie jest normalna liga i dlatego nie wolno „Kolejorza” skreślać na żadnym etapie.
Jagiellonia
Mamy dziwne wrażenie, że gdyby nie było w Białymstoku Ireneusza Mamrota, to ta całkiem sympatyczna i porządna układanka Jagiellonii znów rozsypałaby się na kawałki. Trochę szkoda, że ten dosyć poukładany i budowany w sposób daleki od awanturniczego klub ma znowu nie do końca satysfakcjonujące wyniki. W dodatku dosyć mocno nas ona polaryzuje:
- Sheridan odszedł do Nowej Zelandii, gdzie będzie grał w jednej drużynie z Michałem Kopczyńskim i Filipem Kurtą.
- z drugiej strony mamy życiową formę Świderskiego, a Poletanović okazał się być cudownym transferem,
- Novikovas i Frankowski coraz głośniej wołają o transfer, a o Runje to już nawet nie wspominamy,
- ostatnio Piotr Wołosik donosił, że Kelemen szuka miejsca pracy bliżej domu, czyli wnioskujemy, że nawet w bramce „Jaga” nie będzie miała chwilowo spokoju.
Czy jednak z tego bałaganu mogą się wykluć lepsze wyniki? Znając Jagiellonię, pewnie tak. Coś już się powoli kończyło i teraz jest pora na nowych zawodników, którzy muszą coś udowodnić. Może się to odbyć jedynie z korzyścią dla drużyny.
Pogoń
Kosta Runjaić już wie – jeden z jego asów, czyli Sebastian Walukiewicz opuści latem w sensie faktycznym Pogoń. Zostanie zatem z drużyną, a my nadal będziemy mogli oglądać naprawdę przyjemną dla oka ekipę. Jeżeli już nawet Tomek Weinert mówi, że zachęcili go do przyjścia na stadion w Szczecinie, to już jest sukces. Iker Guarrotxena, Spas Delew (choć przy nim stawiamy znak zapytania), Zvonimir Kozulj, Adam Buksa (były przecież przepowiednie, że będzie czołowym napastnikiem ligi) – jest nadal kim straszyć. Zmian mało, więc fundament pod grupę mistrzowską jak najbardziej istnieje.
Piast
Waldemar Fornalik wykonał dobrą robotę, ale swoje dołożyli też świetni wykonawcy – Gerard Badia, Joel Valencia, Patryk Dziczek… klub, na którego mecze nie przychodzą tłumy, w końcu zaczął nawiązywać do tego, co pokazywał Piast Radoslava Latala. Ale czy oprócz tego jest wiara w narodzie w Gliwicach? Nie. Nie ma efektu „wow”, ciągle z wielu stron słychać obojętność. Ciągle chyba jest pamiętany konflikt z zarządem i ta strasznie słaba akcja, gdy kibole zapewnili walkower rywalom z Górnika Zabrze. Dziś sportowo Piast jest przyjemną drużyną, ma kilku piłkarzy, na który mógłby zarobić naprawdę duże – jak na Ekstraklasę – pieniądze. Joela Valencię widziałby u siebie klub na literę „L” i nie mam tu na myśli Leeds czy Luciążanki Przygłów.
Korona
Gino Lettieri może przybić piątkę z Filipem Mladenoviciem – ponieważ to właśnie jego nazwisko również rzadko pojawia się na liście tych, którzy zasługują na duże pochwały. On miał być furiatem i beztalenciem trenerskim, a okazał się gościem, który zrobił znów ze słabej kadrowo Korony drużynę, o której możemy napisać bez wyrzutów sumienia, że „jest całkiem spoko”.
Zresztą pamiętajcie – na to zwracał też uwagę Christopher Lash – Goran Cvijanović, Niko Kaczarawa, Jacek Kiełb – to bez tych ludzi musiała sobie radzić Korona Kielce w nowym sezonie. I poradziła sobie. Wyniki nadal są naprawdę dobre, a w dodatku sukces odtrąbić też można na polu pozasportowym – Suzuki zostało sponsorem tytularnym stadionu w Kielcach.
A w kadrze zespołu znów prymat wiedzie piłkarz znad Morza Śródziemnego – kiedyś mieliśmy trenera Pachetę, potem na boisku czarowali Airam Cabrera oraz Miguel Palanca, a dziś powoli ulubieńcem kibiców zostaje Włoch, Elia Soriano.
Wisła Kraków
Ją zostawiam na koniec. I nie wypowiem się na jej temat, bo nie wypada mi zachowywać się głośno nad trumną klubu, z którym mam związane tyle pięknych wspomnień (panie Riley, zabrałeś nam Ligę Mistrzów – wtedy były piękniejsze).
Sami przeczytajcie te wszystkie teksty z ostatnich dni: Mikołaja Krzywkowskiego, a także oba autorstwa Przemka Pabianka TUTAJ oraz TUTAJ.
Zawieszenie licencji to dziś jeden z mniejszych problemów Wisły. Tak ładnie grająca drużyna jest dziś nad przepaścią. I oby nie zrobiło tego sławetnego „kroku naprzód”.