Pokaz zjawisk nadprzyrodzonych - podsumowanie 15. kolejki Serie A
Trzeba to głośno powiedzieć. W miniony weekend byliśmy świadkami najlepszej kolejki ligowej w całej Europie. Takie rzeczy, jakie miały miejsce w 15. kolejce Serie A, nie wydarzą się prawdopodobnie do końca tych rozgrywek. Kolejka obfitowała we wszystko, co kibice lubią najbardziej: kartki, piękne bramki, piękne interwencje i emocje nie z tej ziemi. Z tej okazji mam przyjemność zaprosić wszystkich na podsumowanie wszystkich spotkań, jakie obejrzeliśmy w miniony weekend na włoskich boiskach.
Juventus 1:0 Inter
Nie skłamię, jeżeli powiem, że był to jeden z najgorszych meczów "Starej Damy" w tym sezonie, bo do tej pory nie dali swoim oponentom aż tylu prezentów w defensywie. Ale co z tego, skoro oni nie byli w stanie tego wykorzystać? Jak nie słupek Roberto Gagliardiniego to nieskuteczny Mauro Icardi czy Lautaro Martinez porównywany (trochę na wyrost) do Gabigola. A "Bianconeri" zrobili to, co potrafią najlepiej. Mario Mandzukić strzelił gola w drugiej połowie i tyle wystarczyło do wypracowania sobie przewagi nad Interem. Nad Neapolem wynosi ona +8 i można powoli mówić, że ten sezon jest rozstrzygnięty w kwestii mistrzostwa kraju. Nie ma na nich mocnych, a gdy już się pojawiają, to w starciu z Juventusem każdy traci swoje atuty.
Napoli 4:0 Frosinone
Przed meczem każdy mógł zakładać spokojny mecz Napoli bez historii, wypunktowanie beniaminka i pełną koncentrację przed meczem z Liverpoolem. Tak rzeczywiście było, ale to spotkanie miało swoją symbolikę. Po pierwsze, był to powrót na boisko Faouziego Ghoulama po 400 dniach rozbratu z grą w piłkę. Algierczyk uraczył ten występ dwiema asystami do Arkadiusza Milika, przez co kibice "Azzurrich" na pewno będą chcieli wykrzyczeć "Bentornato Faouzi”. W końcu nie będą skazani na oglądanie Mario Ruiego, który jest synonimem nieszczęścia i parodii gry w piłkę nożną. Po drugie, był to też dzień debiutów. Alex Meret wskoczył do składu po kontuzji, której nabawił się w okresie przygotowawczym, a oprócz niego Amin Younes, również po długim rozbracie z piłką, dostał swoją szansę i wzmocnił konkurencję na skrzydłach "Partenopeich". Do tego, po trzecie, gole Polaków i Carlo Ancelotti mógł stwierdzić, że był to dobry dzień.
Cagliari 2:2 Roma
Dobrego dnia nie mogli mieć za to kibice Romy. Wydawałoby się, że wyjazd do Cagliari może być idealnym momentem do przełamania złej serii i odgarnięcia czarnych chmur znad siedziby klubu. Zaczęło się całkiem nieźle, bo na listę strzelców wpisał się Bryan Cristante, a potem Aleksandar Kolarov strzelił pięknego gola z rzutu wolnego. Nad Cagliari zawisła groźba pierwszej domowej porażki w tym sezonie i dlatego też w drugiej połowie ruszyli do ataku. To był początek rzeczy nadprzyrodzonych w tej kolejce. Najpierw dośrodkowanie z rzutu rożnego wykorzystał Artur Ionita, który złapał kontakt strzałem głową. Dzięki temu "Isolani" poczuli krew i zaczęli forsować bramkę Robina Olsena. Szwed miał pełne ręce roboty i w doliczonym czasie gry, jakby to powiedział Radosław Majdan, trafił go, kurwa, wiesz, ten przyaktorzył. Przez tę nerwową sytuację czerwone kartki zobaczyli Darijo Srna i Luca Ceppitelli. Karma wróciła, w 95. minucie na wolną pozycję wyszedł Marco Sau i zrobił swoje, po raz drugi w karierze obdzierając Romę z trzech punktów na własnym terenie.
Lazio 2:2 Sampdoria
Jeżeli "Laziale" mieli niesamowity ubaw z tego, co zrobili ich kuzyni, to w sobotnią noc byli bardziej zszokowani. Kolejny wieczór nadprzyrodzonych mocy. Podsumowanie tego meczu można przeczytać TUTAJ. A jeżeli chodzi o luźne wnioski, to ten mecz można śmiało ogłosić frajerstwem dekady w Serie A. Jeszcze nikt nie odwalił takiego numeru, odkąd oglądam tą ligę. Ciężko sobie przypomnieć większe jaja, na jakie narazili się "Biancocelesti". Pokazali, że nie dorośli jeszcze do miana poważnej drużyny, a fatum które ciążyło nad Mediolanem, przeniosło się do Rzymu.
Sassuolo 3:3 Fiorentina
Stefano Pioli uciekł spod topora. Kolejny mecz w niedzielne południe i emocje sięgające zenitu. I po raz kolejny można się powtórzyć – znowu nad Serie A stały nadprzyrodzone moce. Pierwsza połowa tego nie zwiastowała. Ataki "Neroverdich" były nieskuteczne, mimo tego że prowadzili grę i nie dawali Fiorentinie pola do manewru. Widowisko zaczęło się w drugiej połowie. Sassuolo szybko wyszło na prowadzenie za sprawą Alfreda Duncana, a po chwili Khouma Babacar podwyższył. 2:0 to jednak jest niebezpieczny wynik. Dwie minuty po golu Babacara przełamał się Giovanni Simeone i było 2:1. Fiorentina niby wróciła do gry, ale ich zapędy ostudził Stefano Sensi. Pomocnik Sassuolo strzelił pięknego gola, który miał zamknąć ten mecz, lecz liga w tej kolejce postanowiła jeszcze raz zakpić z logiki. Przed zakończeniem regulaminowego czasu gry kontaktowego gola strzelił Marco Benassi. Musieli wyrównać. I wyrównali. Podanie od Germana Pezzelli otrzymał Kevin Mirallas, który w ostatniej minucie doliczonego czasu gry wyrównał stan meczu. Sędzia od razu po wznowieniu zakończył spotkanie, bo mogło się skończyć 4:3, a bohaterem Sassuolo zostałby Alessandro Matri. A to by było zdecydowanie za wiele.
Empoli 2:1 Bologna
Grunt pod nogami Filippo Inzaghiego wali się w najlepsze. Dlatego wyjazd na teren beniaminka z Empoli można było zaliczyć do kategorii trudnych spotkań. Gospodarze dalej czują efekt nowej miotły, a Beppe Iachini udowadnia, że powierzenie mu jakiejkolwiek ekipy gwarantuje spokojne utrzymanie. Inzaghiemu nawet nie pomógł Andrea Poli, który wpisał się na listę strzelców. Jedyne co mu pomoże to… dobry wynik w następnej kolejce. A mecz gra z Milanem, czyli drużyną, której pewnie nie będzie chciał zrobić krzywdy. W sumie to nawet nie ma za bardzo jak tego zrobić z tym składem nędzy i rozpaczy. Jeszcze słowem o wygranych tego pojedynku. Francesco Caputo to całkiem niezły grajek. To nie przypadek, że taki zawodnik został królem strzelców Serie B. Skoro Kevin Lasagna mógł dostać powołanie do kadry Włoch, to dlaczego Mancini miałby jemu nie dać szansy? Przecież jeżeli do marca utrzyma taką formę, to może dołączyć na spokojnie do klubu spóźnionych bomberów.
Parma 1:1 Chievo
Do odnotowania. Chievo jest niepokonane od czterech kolejek. Jedynie Juventus, Lazio czy Cagliari mogą się poszczycić podobnymi wynikami w ostatnim miesiącu. Domenico Di Carlo daje w Weronie pożądane efekty i o dziwo ten zespół dało się oglądać w meczu z Parmą. Powiem więcej. "Latające Osły" wyglądały lepiej w tym spotkaniu od "Crociatich"! Ten mecz miał dwie ozdoby: najpierw gol Mariusza Stępińskiego, który ukąsił po raz czwarty w tym sezonie, a potem kapitalne trafienie Bruno Alvesa z rzutu wolnego. Tak czy inaczej, Parma musi szanować punkt, który wywalczyła w tym meczu, bo marnując tyle okazji na więcej nie zasłużyła. I tak spełnili jesienny plan minimum ze sporą nawiązką.
Genoa 1:1 SPAL
Ciężko jest pojąć, co na myśli ma drużyna z Ferrary. Grali niemal cały mecz w przewadze jednego zawodnika, przeciwko średniej drużynie, a i tak nie udało im się zdobyć kompletu punktów. Paradoksalnie od meczu z Romą nie zdobyli jeszcze kompletu oczek i nikogo to w sumie nie dziwi, że mają słabsze wyniki, bo ich celem była gra o utrzymanie. Natomiast w Genoi klei się tyle samo. W tym klubie poza Krzysztofem Piątkiem i Christianem Kouame nie ma materiału na dobrych zawodników. A skoro przy naszym bomberze jesteśmy to czas na dżingiel:
Piątek’s on fire,
Your defence is terrified!
Said Piątek’s on fire,
Your defence is terrified!
Piątek’s on fire,
Your defence is terrified!
Piątek’s on fire...
(C'mon)
Na, Na, Na, Na, Na, Na, Na, Na, Na, Na, Na, Na,
Na, Na, Na, Na, Na, Na, Na, Na, Na, Na, Na, Na,
Na, Na, Na, Na, Na, Na, Na, Na, Na, Na, Na, Na,
Na, Na, Na, Na, Na, Na, Na, Na, Na, Na, Na, Na!
Milan 0:0 Torino
Mieliśmy właśnie najciekawszą kolejkę w trakcie sezonu. Praktycznie do samego końca były emocje, wybuchy i zagięcie czasoprzestrzeni. Zgadnijcie kto spieprzył całą aurę? Bingo.
Piłkarze Milanu mają w głowie jakieś dziwne blokady. Kolejka została rozegrana pod nich, żeby tylko mogli na spokojnie odskoczyć rywalom w walce o TOP4. Niestety, ale piłkarze nic sobie z tego nie zrobili i jedynym pozytywem tego spotkania jest czyste konto Gianluigiego Donnarummy, notabene dopiero drugie w tym sezonie. Więcej o meczu możecie przeczytać w tekście mojego kolegi Marcina Szlawskiego, dokładnie TUTAJ.