Messi w Realu? W MLS nie miałby nic do gadania! - jak działa MLS? #3
Kolejna megaciekawa część wywiadu z serii "Jak działa MLS?", w którym Katarzyna Przepiórka z amerykanskapilka.pl po raz kolejny wyjaśniła nam wszystkim kwestie dotyczącego piłki nożnej w USA, które tak naprawdę mało kto ogarnia, albo nawet mało kto o nich w ogóle wie. Dlaczego w MLS nie ma spadków ani awansów? O co chodzi z tymi innymi ligami? Dlaczego najwięcej do gadania ma w całej tej zabawie liga? Co tam u Davida Beckhama? Czy w Stanach naprawdę zarabia się tak dużo kasy? Co to jest w ogóle ten draft? No i przede wszystkim... gdyby MLS funkcjonował w Europie, to dlaczego Leo Messi mógłby grać w Realu Madryt i nie miałby w tej kwestii zupełnie nic do gadania? Czytajcie!
KLIKAJĄC TUTAJ przejdziesz do pierwszej części wywiadu, w której dowiesz się o początkach futbolu w Ameryce, o legendarnych Polakach i o tym, że MLS > EKstraklasa
KLIKAJĄC TUTAJ przejdziesz do drugiej części wywiadu, w której dowiesz się, jak właściwie funkcjonuje MLS, o co chodzi z tamtejszą Ligą Mistrzów i dlaczego w USA mają kompleks Meksyku?
Follow @pustulkaa -> Ekspertowi follow się należy!
Jak już wiemy, w MLS nie ma awansów ani spadków, ale w Ameryce są jeszcze ligi USL i NASL.
W Stanach Zjednoczonych jest tak zwana piramida piłki nożnej. Jest pierwsza dywizja, czyli oczywiście MLS, a druga dywizja to są USL i NASL. Później są jeszcze PDL, NPSL i masa różnych innych lig amatorskich. Ale jak to było z NASL i dlaczego... ona już nie istnieje? W 2011 roku pojawiły się United Soccer League, czyli USL, oraz National American Soccer League, czyli NASL. NASL miało być odnową tej starej NASL z ubiegłego wieku (więcej w pierwszej części - dop. red.). Oczywiście to się nie udało, bo oni za wszelką cenę chcieli być konkurencją dla MLS, co nie miało prawa bytu. Przez ileś lat próbowali jednak tworzyć sobie ligę, co też robili, grało tam mniej lub więcej drużyn, czasami osiem i to z czterech krajów, bo był też klub z Portoryko. Piłkarze, którzy nie mogli zarabiać za dużo w MLS, całkiem fajne pieniądze mogli dostawać w NASL. Nie wiadomo dokładnie ile, bo w przeciwieństwie do MLS, gdzie wszystko jest podane co do centa, w NASL tych kwot się nie podaje, ale były to naprawdę fajne pieniążki.
I ona dalej funkcjonuje?
Nie. W tamtym roku NASL nie dostała licencji na drugą dywizję, więc liga się rozpadła. Było z tym naprawdę sporo zamieszania, bo w zasadzie do samego końca nie wiedzieliśmy, jak to się rozstrzygnie. Część drużyn przeszła do USL, a część stwierdziła, że nie będzie nigdzie przechodzić. Dlatego powstał chociażby taki New York Cosmos B, oni grali sobie w NPSL w trzeciej dywizji, w lidze mocno amatorskiej. NASL nie była zbyt popularna, nie było tam wysokiego poziomu. San Francisco Deltas w 2017 roku wchodzili do tej ligi, zdobyli mistrzostwo i... wycofał im się sponsor, bo liga nie przynosiła zysków. To wyglądało naprawdę słabo, więc nie dostali pozwolenia na drugą dywizję. Na tę chwilę trwa ona w takim zawieszeniu.
Z czym właściwie wiąże się podział na dywizje?
MLS i USL są profesjonalne, a dalej to są już ligi mocno amatorskie.
Są szanse na to, że NASL jeszcze się "ogarnie"?
Wszyscy się łudzą, bo teraz jest jeszcze 50-lecie starej NASL, są jakieś wspominki i wiele osób wierzy, że ona jeszcze wróci, ale według mnie... to nie ma racji bytu. Są tam cztery czy pięć zespołów. Poważniejsze drużyny od razu przeniosły się do USL. A z nią też jest ciekawa sprawa, bo gdy zaczynali w 2011 roku, było tam 12 zespołów, potem 11 i to się utrzymywało. Jednak w 2015 roku to były 24 kluby, w tym sezonie to już 33 drużyny, a od następnego wejdzie jeszcze więcej. Liga jest rozgrywana na tej samej zasadzie co MLS, czyli Wschód, Zachód i play-offy, ale bez rewanżów.
USL to właściwie zaplecze MLS-u. Część zespołów może by chciała w przyszłości zagrać w Major League Soccer i to jest na przykład FC Cincinnati, które teraz wchodzi do MLS-u, czy Sacramento Republic FC. Niektóre drużyny prezentuję naprawdę wysoki poziom, niektóre drużyny to kluby afiliacyjne ekip z MLS-u, a niektóre drużyny to są zespoły rezerw i one są najsłabsze.
W dodatku w tym sezonie wpadli tam na kolejny „genialny” pomysł i rozbili USL. Podejrzewam, że tylko w USA mogli na coś takiego wpaść, ale trzeba przyznać, że będzie ciekawie. Od dwóch lat mówiło się, że powstanie USL D3, że musi być podział i że będą tam grały te słabsze drużyny. Ale zanim przejdę do konkretów...
...muszę jeszcze wyjaśnić o co chodzi z PDL, czyli ligą z trzeciej dywizji, gdzie grało z 80 zespołów stworzonych typowo na potrzeby ligi uniwersyteckiej. Ci piłkarze, którzy grają w takiej lidze uniwersyteckiej i później są wybierani w drafcie (o nim w późniejszej części - dop. red.), muszą gdzieś grać po zakończeniu sezonu ligi uniwersyteckiej, który jest stosunkowo krótki. Dlatego grali w tej właśnie PDL. Kilka tygodni temu wyszło, że od sezonu 2019 będą trzy ligi USL: USL Champion, czyli ta z najlepszymi zespołami; potem USL League One, liga jeszcze profesjonalna, gdzie będą występować te słabsze drużyny, które odstają poziomem, jak np. Toronto FC II, Orlando City B i będzie USL League Two, czyli tak naprawdę PDL i to będzie liga amatorska.
Czy jest to dobre? Na pewno, bo do tej głównej USL przyjdzie z 5-6 zespołów, które już potwierdziły swoją obecność od następnego sezonu. Słabe było to, że gdy oglądało się np. FC Cincinnati i rezerwy Toronto FC, to różnica była ogromna, a takie mecze oglądało się w ogólnodostępnych transmisjach. W MLS są prawa telewizyjne itp., a w USL wszystkie spotkania są dostępne za darmo. Można oglądać to YouTube, w HD, z komentarzem, z ekspertami, są skróty, można to wszystko obejrzeć z odtworzenia - nie ma żadnego problemu, w PDL jest zresztą podobnie. Co prawda w tym roku weszły obostrzenia i będąc w Polsce nie można wejść na strony uniwersyteckie, żeby oglądać mecze, ale w NCAA sami dostrzegli problem i można znaleźć transmisje. Niektóre drużyny uniwersyteckie są świetnie opakowane, zdarza się, że lepiej niż nasza Ekstraklasa, która i tak prezentuje się pod tym względem naprawdę nieźle.
Mówimy ciągle o przenoszeniu się z jednej ligi do drugiej, dołączaniu, odchodzeniu itd. Jak to działa, skoro w USA nie ma spadków ani awansów?
Co trzeba zrobić, żeby wejść do MLS-u? Na dzień dzisiejszy trzeba mieć stadion lub chociaż plan budowy stadionu, który jest zatwierdzony przez miasto, są na niego środki itp. Oprócz tego 150 mln dolarów, które wpłaca się bezpośrednio do ligi i bazę kibiców. To są trzy elementy, które trzeba mieć, by teoretycznie móc wejść do ligi. Najbardziej pewnie będzie Cię interesowała sprawa wejścia do ligi drużyny Davida Beckhama...
Ano, tym bardziej że czytałem gdzieś Twojego posta, z którego wynikało, że były tam niezłe jaja w jego przypadku.
Beckham przychodził do LA Galaxy 11 stycznia 2007 roku, wtedy było takie oficjalne ogłoszenie. Mówiło się o tym, że jednym z warunków podpisania przez niego kontraktu była klauzula dotycząca kwoty, jaką miałby zapłacić w przyszłości, żeby wprowadzić do ligi swoją drużynę. Ta kwota wynosiła 25 mln dolarów i po latach okazało się, że to prawda i coś takiego faktycznie było zawarte w kontrakcie Beckhama. W 2012 roku komisarz ligi (Don Garber) ogłosił, że Miami będzie jednym z miast, w których będzie istniał klub MLS, ale wtedy nie było żadnych konkretów, co najwyżej jakieś plotki. Dopiero w 2014 roku Anglik złożył akces, żeby jego drużyna (z Miami właśnie) weszła do Major League Soccer. Od tamtego czasu do MLS-u weszli już New York City FC, Orlando City, Atlanta United, Minnesota United, Los Angeles FC, a Beckhama... jak nie było, tak nie ma. Do połowy 2017 roku Anglik przepychał się z miastem Miami, bo nie chciał budować stadionu na własny koszt. Chciał, żeby miasto się dołożyło. Burmistrz nie chciał się na to zgodzić, bo to jest ogromny koszt, a Beckham nie chciał wykładać naprawdę ogromnych pieniędzy z własnej kieszeni. Władze nie wyrażały zgody, ciągle były jakieś przepychanki, a w MLS wszyscy się śmiali, bo do ligi wchodziły kolejne zespoły, tylko nie klub Davida.
W międzyczasie przyszli nowi inwestorzy, ta grupa wokół klubu jest w tym momencie ogromna, i dopiero w czerwcu 2017 roku zgodzili się wybudować prywatny stadion. Miasto zgodziło się dać ziemię, ale tylko i wyłącznie na obrzeżach Miami, w dodatku ma nie być tam parkingu. Czemu? Bo parking to auta, auta to korki i miastu mocno zależało na promowaniu dojazdu komunikacją miejską. Beckham się na to zgodził, bo dostał naprawdę spory teren, zmieści się tam muzeum, boiska treningowe, ogromna akademia - to było dosyć istotne.
Gdy udało im się ogarnąć stadion i wydawało się, że ogłoszenie ich dołączenia do MLS jest tylko kwestią czasu, to okazało się, że... liga nie jest już jakoś bardzo skłonna, żeby przyznać im tam miejsce. Zaczęło się robić nerwowo, wiele drużyn chciało wejść do Major League Soccer i Beckham został na lodzie. Jednak 29 stycznia 2018 roku na oficjalnej konferencji zostało potwierdzone, że oni w końcu do tego MLS wejdą. Anglik przyznał się też wtedy, że kilka tygodni wcześniej... chciał już dać sobie spokój z tym klubem, on, jak i wszyscy inwestorzy. Udało się więc w ostatniej chwili!
Kilka razy wymieniłaś nazwę klubu z Cincinnati...
W 2019 roku będą wchodzić do MLS (z USL) i nie ma się czemu dziwić, bo jest to klub ze stanu Ohio, gdzie jest obecnie głośna sprawa z Columbus Crew (z MLS). Mają oni zostać relokowani do Austin w Teksasie. Crew ma najstarszy typowo piłkarski stadion w USA. Właściciel nie chce go odnowić za własne pieniądze, miasto też nie, frekwencja jest dosyć niska, a jest to jakby nie patrzeć klub z ogromną historią, jeden z klubów założycieli ligi. Po tym sezonie najprawdopodobniej go rozwiążą i przeniosą do wspomnianego Austin i nikt nie wie, jak to wszystko będzie wyglądało. Od dobrego roku wszyscy walczą o to, żeby ten klub został i przejął go ktoś inny, ale będzie o to trudno. W każdym razie Crew grają w Ohio, tak samo jak Cincinnati, gdzie na USL chodzi 25-27 tysięcy osób. Mają niesamowitych kibiców, którzy w tym sezonie pobili ligowy rekord frekwencji, kiedy na stadion przyszło ponad 30 tysięcy osób. Od dłuższego czasu starali się o wejście do MLS-u i dostali to pozwolenie. Oprócz świetnych kibiców mają też ogarniętego właściciela, klub jest budowany z głową, czego przykładem może być to, że w połowie sezonu ściągnęli do siebie piłkarzy z MLS-u i widać w nich jakość. Myślę, że mogą być sporą niespodzianką.
Teraz w Major League Soccer są 23 zespoły, docelowo ma być 28, ale podejrzewam, że skończy się na 30. Każdy walczy o to miejsce, bo nie ma spadków i awansów, a nikt nie chce się wycofywać. Były jakieś pojedyncze kluby, które to zrobiły, ale to tylko wyjątki potwierdzające regułę.
Czy w USA wprowadzą kiedyś awanse i spadki?
Nie, bo nikomu się to nie opłaca. Wchodząc do tej ligi, płaci się ogromne pieniądze, tak jak mówiłam - 150 mln i będzie więcej, o czym jestem święcie przekonana. Rok temu padła konkretna oferta dotycząca wprowadzenia spadków i awansów - 4 miliardy dolarów, ale drużyny to odrzuciły.
Jak wyglądają kwestie pieniędzy w MLS, bo przecież pensje zawodników są tam wypłacane... przez ligę.
Trzeba też poruszyć sam temat relacji na linii liga - kluby. Na samej górze jest oczywiście MLS, są też operatorzy-inwestorzy, którzy niby są właścicielami klubów, są piłkarze i są kluby. Piłkarze należą pod MLS i kluby również należą pod MLS. Ale piłkarze są też zależni od klubów.
Za prawa do transmisji spotkań ESPN płaci 75 mln dolarów rocznie, FOX tak samo, Univision płaci 15 mln dolarów rocznie. Oni dają te pieniądze do MLS-u. Jeśli chodzi o kluby, to 30% ze sprzedaży biletów idzie do MLS-u, 25-44% z transferów piłkarzy idzie do MLS-u, ale kluby mogą wziąć bezpośrednio do siebie pieniądze z transmisji regionalnych (jako że USA jest ciut większe niż Polska, to telewizje regionalne są tam także... "ciut" większe niż w Polsce, jak sami zapewne możecie się domyślić - dop. red.). Jeśli stadiony nie należą do miasta, a są własnościami klubu, to także wszelkie pieniądze, które one zarabiają, jak np. parkingi, również idą do kasy klubu.
Za wynagrodzenia piłkarzy nie płaci klub, tylko płaci liga. Klub jedynie musi opłacić sobie wynagrodzenie Designated Players, czyli trzech teoretycznie najlepszych piłkarzy, którzy nie są uwzględnieni w tej płatności "ligowej" - o czym za chwilę opowiem. Klub opłaca także podróże, utrzymanie stadionu, akademie, marketing, pracowników klubu.
Kto decyduje o wysokości zarobków piłkarza?
Klub, ale... Co do budżetu klubowego to istnieje coś takiego jak salary cap, czyli po prostu budżet na pensje narzucony z góry dla wszystkich klubów przez MLS. W tym sezonie wynosi on 4 035 mln (4 miliony 35 tysięcy) dolarów na drużynę. Wyłączeni są z tego ci wspomniani Designated Players, których klub musi sam utrzymać. Są to ci teoretycznie najlepsi zawodnicy, których w drużynie może być trzech, a których zarobki nie są wliczane do salary. No i to są piłkarze typu Sebastian Giovinco czy David Villa, ale... nie Zlatan Ibrahimović, on nie jest DP i nie zarabia wcale tak dużo - 1,5 mln dolarów rocznie. W maju pojawia się lista z tym, kto ile zarabia i obecnie na czele jest Giovinco, który dostaje 7,115 mln. Za takich piłkarzy płacą kluby, a reszta zawodników musi się zmieścić w salary cap.
Co istotne w USA są także Young Designated Players, czyli wszyscy młodzi piłkarze ze statusem Designated Player, którzy nie mogą zarabiać jakichś kosmicznych pieniędzy. Generalnie młodzi piłkarze w MLS nie zarabiają dużych kwot, na przykład taki Cyle Larin, który przeszedł do Besiktasu i był prawdziwym kozakiem, strzelał gola za golem, zarabiał 92 tysiące dolarów rocznie, czyli tak właściwie nic. Taki Nemanja Nikolić zarabia 1,9 mln, Villa zarabia 5,6 mln, a Josef Martinez, który pobił wszystkie rekordy, zarabia tylko 1,3 mln dolarów, choć też jest DP. To pokazuje, że oni wcale nie zarabiają dużo. Jeśli ktoś chce przyjść i odcinać sobie kupony, to powinien wybrać Indie albo Chiny.
Kluby muszą wynegocjować z piłkarzami takie kontrakty, żeby ci zawodnicy w ogóle chcieli przyjść, no i żeby się zmieścili w salary. Istnieje coś takiego jak General Allocation Money i Targeted Allocation Money, które składają się na salary cap (GAM + TAM = SC). Przy czym nie każda drużyna ma takie samo salary... Bazowe wynosi oczywiście, jak już wspomniałam, 4 035 mln dolarów, ale większość drużyn nie ma takiej kwoty. One się nieznacznie różnią. Na przykład...
Jakaś drużyna stwierdziła, że chciałaby wyciągnąć jakiegoś piłkarza w drafcie (o którym potem, żeby się nie pomieszało - dop. red.), który jest dobry i którego sobie upatrzyła w lidze uniwersyteckiej. Albo jakaś drużyna potrzebuje miejsca dla gracza z zagranicy i wie, że inna drużyna takie miejsce posiada. Więc się między sobą dogadują, że ja ci tam tyle i tyle pieniędzy, a ty mi dasz to i to. Czyli po prostu funkcjonuje to tak, że oni się między sobą wymieniają o różne rzeczy, czasem nawet o piłkarza. I to jest tzw. wymiana, czyli trade.
Czyli mam trzy miejsca dla Designated Players i mogę sobie wziąć od kogoś czwarte miejsce, dając mu coś w zamian?
Nie, żadna z drużyn nie może mieć więcej niż trzech Designated Players, ale może mieć już np. więcej graczy bez amerykańskiego paszportu (International), tylko wtedy dajesz mu pieniądze i musisz liczyć się z tym, że masz mniej na kontrakty. Wracając jeszcze do GAM, to jest ono przeznaczone na piłkarzy, którzy nie grali w poprzednim sezonie w MLS, na przedłużenie kontraktów, na różnego rodzaju wymiany z innymi klubami. Z kolei TAM to już większy kosmos, bo tymi pieniędzmi też kluby się wymieniają, ale w jego skład wchodzą przede wszystkim wynagrodzenia i część pensji przeznaczanych na Designated Players. W USA trzeba się naprawdę nieźle wysilić, żeby ogarnąć wszystkie zasady, ściągnąć wymarzonych zawodników i zmieścić się w salary cap.
I tutaj doskonale widać, że MLS na tle innych lig w USA wciąż się rozwija. Do rozwoju potrzeba jeszcze kilku czynników, w tym podniesienia salary cap. W NBA to jest ponad 100 mln, a tutaj tylko 4. Różnica jest kosmiczna, a SC w tym roku i tak jest wyjątkowo wysokie, bo po raz pierwszy w historii przekroczyło te 4 mln i będzie rosło. W 2019 roku na pewno pójdzie w górę. Orlando City w tym roku wyciągali najlepszych piłkarzy z innych drużyn płacąc spore kwoty w General Allocation Money i Targeted Allocation Money, bo wiedzieli, że za 2-3 lata salary cap powinno być tak wysokie, że takie ruchy na rynku transferowym im się najzwyczajniej w świecie zwrócą.
Jak to jest z transferami?
25-44% kwoty z transferu piłkarza idzie do ligi. Jeśli jakiś klub z Europy składa ofertę za zawodnika, to musi ją oficjalnie wysłać do Waszyngtonu, do siedziby MLS. Oni to dopiero przekazują dalej. To jest ta ogromna różnica, że kluby są bardzo mocno podporządkowane lidze. Wiadomo, że jeśli liga idzie do przodu, to wszyscy na tym zyskują. Niektórzy radzą sobie oczywiście lepiej, inni gorzej, ale szanse są mniej więcej równe. Takie LA Galaxy było na topie przez wiele lat, ale przespali pewien moment i peleton ich dogonił. Na przestrzeni kolejnych lat nie są w stanie być na takim poziomie, na jakim powinni być. Drużyny zorientowały się bardzo szybko, jak dynamicznie liga się rozwija i na co trzeba stawiać, Galaxy ten moment przegapili przez są teraz tragiczni, a transfer jednego Zlatana tu niczego nie zmieni.
W MLS są też ograniczone miejsca dla zawodników zagranicznych.
Około siedmiu-ośmiu zawodników na drużynę, ale tutaj też zależy to od wymian pomiędzy zespołami.
Skoro MLS to liga kanadyjsko-amerykańska, to czy Kanadyjczyk w USA jest traktowany jak obcokrajowiec?
Czasami pojawiają się takie przypisy na stronach klubów, ale są to zazwyczaj błędy. Powiem szczerze, że tego to nawet ja w pełni nie rozgryzłam, dlaczego pewne rzeczy są traktowane tak a nie inaczej. Prawdą jest, że piłkarze niektórych klubów bardzo szybko dostają zieloną kartę, a np. niektórzy gracze Montrealu Impact (Ignacio Piatti) od dawna czekają na obywatelstwo, przez co zajmują miejsce International. Teoretycznie wszyscy są traktowani na równi, a w praktyce Josef Martínez (Atlanta United) dostał bardzo szybko zieloną kartę i nie zajmuje miejsca International w Atlancie United, co przy ich polityce transferowej jest niezwykle istotną informacją.
Teoretycznie graczami krajowymi klubów z USA są obywatele USA, gracze z zieloną kartą, gracze ze specjalnym statusem (np. status uchodźcy) oraz gracze, którzy są wychowankami, ale spełniają wymogi (np. pochodzą z Meksyku, ale spędzili ileś lat w akademii). W klubach kanadyjskich są te same zasady, z tym że dla graczy kanadyjskich, ale jako International nie są traktowani obywatele USA. W dodatku w każdym klubie z Kanady musi być przynajmniej trzech Kanadyjczyków w składzie.
Może warto teraz przejść w końcu do tego słynnego draftu? Jak to wygląda na stopie czysto piłkarskiej?
W MLS jest kilka rodzajów draftu. Najważniejszy jest SuperDraft. Są tam wybierani zawodnicy, którzy wyróżniali się w lidze uniwersyteckiej i, co ważne, nie podpisywali jeszcze żadnego profesjonalnego kontraktu. Limit wieku nie jest jakiś istotny. Po prostu chodzi o to, że jesteś na uczelni. Większość uniwersytetów, college'ów, ma takie swoje drużyny, choć wiadomo, że piłka nożna jest tam traktowana po macoszemu, to nie jest koszykówka. Taki Jack Harrison najpierw występował w młodzieżówkach Manchesteru United, ale jego mama stwierdziła, że się wyprowadzają do USA, żeby syn miał wykształcenie. Tam zaczął grać w lidze uniwersyteckiej i zdecydowanie się wyróżniał, był jednym z najlepszych i po dwóch latach na uniwersytecie został wybrany w drafcie.
Na jakiej zasadzie się tam wybiera?
Jest liga uniwersytecka, później jest turniej o mistrzostwo, a ci piłkarze cały czas są obserwowani. Potem jest organizowany MLS Combine, czyli obóz, na którym są wszystkie kluby, skauci, wszystkie osoby decyzyjne. Tam ci najlepsi zawodnicy z ligi uniwersyteckiej, którzy dostali zaproszenie, przechodzą testy fizyczne, grają mecze pomiędzy sobą i to jest ostatni moment na obserwacje danego piłkarza. Bo następnie odbywa się draft, który ma cztery rundy.
Jako pierwsza piłkarza wybiera drużyna, która była najsłabsza w poprzednim sezonie. I o ile w NBA „tankowanie” jest niemożliwe, o tyle w MLS można tankować do woli. Tankować, czyli po prostu grać słabiej, jeśli się wie, że w lidze i tak się nic nie ugra, ale za to można zyskać lepszą pozycję do wybierania zawodników w drafcie, jeśli zajmie się niższą pozycję w lidze. Byłeś najgorszy, wybierasz pierwszy, ale jest wyjątek, że jeśli zespół wchodzi do MLS, to ma pierwszeństwo. Czyli w tym sezonie pierwsi będą wybierać wchodzący do ligi FC Cincinnati, a później dopiero ostatnie San Jose Earthquakes.
Tak więc teoretycznie wszystko jest ustawione według tabeli, ale kluby mogą się przecież wymieniać. Na przykład wymieniasz piłkarza i w gratisie dostajesz naturalny wybór w trzeciej rundzie draftu w 2021. I wtedy się okazuje, że ty nie masz tego picku (wyboru - dop. red.), a ma go ktoś inny. Można się też wymieniać w trakcie samego draftu, co można podać na przykładzie Chicago Fire, które nie robi tego najlepiej. Wybrali w drafcie Jacka Harrisona, który jest świetnym piłkarzem, po czym stwierdzili, że oddadzą go do NYCFC za jakieś śmieszne pieniądze! Akurat oni nigdy nie potrafili w draft, a prawda jest taka, że można tam przehandlować wszystko, trzeba tylko umieć.
Powiedziałaś, że SuperDraft ma 4 rundy. Na czym one polegają?
Jeśli są 23 drużyny w lidze, to w pierwszych dwóch rundach są 23 wybory. Oczywiście jest transmisja na żywo, studio, eksperci, wszystko jest kapitalnie opakowane. Najpierw wybiera jeden zespół, który ma 4 minuty na wybór piłkarza, a w międzyczasie inni mogą handlować, wymieniać się, czas może być zatrzymany przez wymianę. Klub wybiera, wychodzi komisarz ligi, sam zawodnik, on mówi kilka słów od siebie i potem robią tak następni. Ostatnie dwie rundy nie są transmitowane na żywo.
Czy piłkarz może nie iść do jakiejś drużyny?
Nie, nie ma wyboru. Ale wybór w drafcie nie oznacza też, że jesteś zakontraktowanym piłkarzem. To oznacza, że ten klub ma do ciebie pierwszeństwo. Możesz z nim trenować w presezonie, ale jeśli klub uzna, że jesteś beznadziejny, to sorry, ale nie masz kontraktu i jesteś na lodzie, co zdarza się bardzo często. Szczególnie w trzeciej czy czwartej rundzie, kiedy są wybierani ci piłkarze z niskimi pickami, np. 76 czy 77 (76. wybrany zawodnik - dop. red.), rzadko się zdarza, żeby oni się przebili. Ogólnie w każdej rundzie drużyna wybiera jednego piłkarza, choć oczywiście klub może stwierdzić, że nie chce żadnego zawodnika i będzie passować. Wiadomo, że lepiej zawsze coś ugrać i wziąć tego gracza, żeby sobie chociaż pograł w presezonie, bo może się okazać, że jest super, ewentualnie można go odesłać do klubu afiliacyjnego.
Wg mnie najlepszy draft był w 2004 roku, gdzie z jedynką poszedł Freddy Adu. Teraz to są śmieszki, ale wtedy to był ogromny talent i to, co z sobą zrobił, to szkoda gadać. Z dwójką poszedł Chad Marshall, który do teraz jest jednym z najlepszych obrońców w lidze. Z ósemką poszedł Clint Dempsey, Michael Bradley był dopiero 36. W tamtym drafcie poznaliśmy wielu bardzo ważnych piłkarzy, a to, jakie będą te najnowsze drafty, dopiero się okaże, bo to kwestia kilku najbliższych lat. Aczkolwiek zdarza się też, że ci, którzy byli bardzo późno wybierani, odnosili jakieś sukcesy, jak np. Jack Elliott w zeszłym roku, który stał się podstawowym obrońcą Philadelphii Union, a był 77. czy Sean Johson, jeden z najlepszych bramkarzy, który w 2010 roku był 51.
Czyli do draftu trzeba podejść z konkretną strategią.
Tegoroczny draft pokazał też, że kluby nie do końca myślą i że niektórzy, kolokwialnie mówiąc, mają nawalone w bani. Tacy Minnesota United czy Montreal Impact oddawali wysoki pick, mogąc wybrać piłkarza, który by im się przydał, a potem wybierali kogoś innego, mniej przydatnego.
Włodarze Minnesoty United przeszli w tym roku samych siebie. Mieli piąty wybór w drafcie, oddali go za naprawdę spore pieniądze, ale zamiast tego mogli mieć Jona Bakero, syna Jose Marii Bakero znanego z Lecha Poznań, prawdopodobnie jedną z największych gwiazd dostępnych spośród wszystkich graczy, który w dodatku idealnie pasował do zespołu. Potem wydali więcej Targeted Allocation Money, niż zyskali od Chicago Fire i stwierdzili, że kapitalnym pomysłem będzie wyciągnięcie… Masona Toye (wykupienie siódmego wyboru od Montrealu Impact), który, delikatnie mówiąc, nie jest najlepszym piłkarzem, a na jego pozycji w klubie mieli zdecydowanie lepszych. Generalnie stracili sporo pieniędzy, a do spłacenia mieli jeszcze $250k TAM i $75k GAM Columbus Crew za Ethana Finlaya (wcześniejsza wymiana, niezwiązana z draftem). Akurat oni nie mieli chyba żadnej strategii na ten draft.
Chicago Fire wzięło Jona Bakero, będącego świetnym zawodnikiem z topu i zmarnowali go. Rzucali na różne wypożyczenia, potem kazali wracać, następnie znów gdzieś wyrzucali. W przypadku Impact trafiło się ślepej kurze ziarno, bo wyszło na jaw, że oni nie zrobili w ogóle żadnego skautingu, w ogóle nie przygotowali się do draftu i stwierdzili, że w trzeciej rundzie wezmą sobie Kena Krolickiego, bardzo utalentowanego piłkarza z polskimi korzeniami. Ja zastanawiałam się, czemu on nie poszedł we wcześniejszych rundach, a dopiero jako 53.
Generalnie jest tak, że obecnie draft nie jest najważniejszy, bo, jakby to dziwnie nie zabrzmiało, ci zawodnicy są trochę starzy. Mają po 22 lata, czasem ktoś ma 21, a czasem się zdarza, że ktoś ma 24. Kluby przekalkulowały, że lepiej wyjdzie się na tym, jeśli zrobi się skauting w Ameryce Południowej i ściągnie 17-latka albo wprowadzi wychowanka, który będzie grał na takim samym poziomie. Dlatego większość tych zawodników z draftu nie przebija się. Niektórzy jednak doskonale wiedzą, jak się za to zabrać. New York Red Bulls są idealnym przykładem, jak radzić sobie i z akademią, i z draftem. Oni zawsze wybierają graczy w drafcie, zawsze mają ich świetnie przeanalizowanych i zawsze wiedzą, kto się im przyda. Przy czym bardzo rzadko oni podpisują kontrakt z pierwszą drużyną, bo z reguły idą do rezerw i grają sobie w USL. Jeśli się wyróżniają, to dostają kontrakt w pierwszym zespole, jak np. w tym roku Brian White. NY Red Bulls robią też tak, że jeśli jacyś zawodnicy nie dostaną gdzieś kontraktów, to wyhaczają sobie tych, na których im najbardziej zależało i biorą ich do drugiej drużyny. Zdarza się często tak, że taki gracz po 2-3 sezonach w rezerwach dostaje szansę w pierwszym zespole w MLS.
Okej, czyli SuperDraft jest za nami.
Jest jeszcze Expansion Draft, który ma miejsce wtedy, gdy nowa drużyna wchodzi do MLS-u. Taki zespół wybiera pięciu piłkarzy, którzy pochodzą z innych zespołów z MLS. One mogą zastrzec jedenastu zawodników (wychowankowie są automatycznie chronieni) i powiedzieć, że ich nie da się ruszyć, a reszta trafia jakby na rynek transferowy.
Od następnego roku wejdzie też nowa zasada przy Expansion Draft. Jeżeli z jakiegoś klubu w sezonie 2018 był wybierany gracz w tym drafcie, to w następnym roku z tego klubu nowa drużyna nie będzie mogła wziąć zawodników. LAFC wybierali zawodników z Toronto FC, Sportingu KC, SJ Earthquakes, Seattle Sounders i Columbus Crew. FC Cincinnati, którzy wchodzą do ligi w 2019 roku, nie będą mogli wziąć zawodników z żadnej z tych drużyn.
Piłkarz może odmówić?
Nie, nie ma nic do gadania. Tak samo jest przy wymianach. Taki Dax McCarty przez lata grał w New York Red Bulls, był sercem i płucami tej drużyny, a oni zdecydowali się go wymienić, co zostało ogłoszone dzień przed jego ślubem.
Czyli on musi iść i tyle? Musi przeprowadzić się z jednego końca kraju na drugi, czy mu się to podoba, czy nie?
Tak, to nie ma żadnego znaczenia. Taki przykład z Expansion Draft, z Raheemem Edwardsem. Toronto FC nie zastrzegło go sobie, więc LAFC, wchodzące do MLS, wzięło go do siebie. Jeśli oni by go zatrzymali to jeszcze pół biedy, ale LAFC było wcześniej dogadane z Montrealem Impact i oddali go tam. A Impact to największy derbowy rywal Toronto. Edwards nie miał nic do gadania, musiał grać, a wcześniej mówił, że ich nienawidzi itp.
Przekładając to na mega abstrakcyjny grunt europejski... Barcelona nie zastrzega Messiego, oddają go do PSG, a Francuzi są już dogadani z Realem Madryt, oddają tam Messiego i ten musi tam grać, mimo że nikomu się to nie podoba?
Dokładnie tak. W przypadku Edwardsa skończyło się tak, że po pół roku przeszedł do Chicago Fire. Trener mówił, że obijał się na treningach, ale ile w tym prawdy to się nie dowiemy.
SuperDraft, Expansion Draft i jeszcze zostały dwa.
One nie mają niemal żadnego znaczenia i prawie nikt z nich nie korzysta, ale jednak są. Re-Entry Draft i WaiverDraft. Tutaj można wybrać piłkarzy z listy tych graczy, z którymi kluby nie przedłużyły kontraktów. Bo po każdym sezonie klub ma obowiązek podać oficjalną listę, że ten gracz jest ciągle pod kontraktem i zostaje, z tymi przedłużamy kontrakty, a z tymi nie przedłużamy i ich nie chcemy. A jako, że zawodnicy są pod ligą, to ona daje im możliwość, wyciąga pomocną dłoń, przez co ci mogą zostać wyciągnięci w tego typu draftach.