Podsumowanie kolejki Premier League #30
Wiosna zbliża się wielkimi krokami, a nie mniejszymi Premier League dąży do swojego końca. Wiele wskazuje bowiem na to, że rozstrzygnięcie ligi angielskiej, a przynajmniej kwestii jej mistrzostwa nie będzie miało miejsca w połowie maja, tak jak założono w terminarzu, a już na początku kwietnia. Manchester City wyrobił sobie taką przewagę, że teraz odhacza już tylko spotkania, które musi wygrać. W tej kolejce przyjeżdżali do Stoke, choć wcale nie zapowiadało się, by grali w chłodny, deszczowy wieczór. Oczywiście nie był to jedyny interesujący mecz kolejki. Arsenal grać miał jeszcze z Watfordem, a temu starciu towarzyszył przecież dodatkowy smaczek. Po poprzednim spotkaniu obydwu zespołów Troy Deeney, kapitan Szerszeni zarzucił Kanonierom, że ci nie mają jaj i dlatego lubi z nimi grać. Teraz The Gunners chcieli nie tylko zwyciężyć, by odzyskać twarz po ostatnich porażkach, ale też pokazać wszystkim, że niczego między nogami im nie brakuje. Poza tym, przecież tego weekendu miał się też odbyć jeden z największych szlagierów całego sezonu. Manchester United podejmował Liverpool. Pierwszy raz od kilku lat miał to być mecz zespołów, które nie okupują pozycji od siódmej do piątej, a starcie wicelidera z trzecią ekipą. Jak wszystkie to boje się rozstrzygnęły? Zapraszam.
Pierwszym meczem tej kolejki miał być właśnie nieco wyżej wspomniany ogromny szlagier. Mecz zapowiadał się znakomicie. Z jednej strony mieliśmy genialna ofensywę gości, która jest w takiej formie, że gola strzeliłaby nawet Ellen DeGeneres, a z drugiej wyśmienitą i szczelną defensywę United, która w meczach przed swoja publicznością wpuściła do tej pory ledwie sześć goli. Właśnie dlatego obawiano się, że Jose Mourinho ustawi autobus. W końcu miał przewagę w tabeli, więc bezpieczny remis albo wyszarpane 1-0 były wymarzonymi wynikami. Jego plan wyglądał jednak nieco inaczej. Jose w pierwszej połowie chciał atakować, ale nie chciał przejmować inicjatywy. Wobec tego swoją ofensywę oparł na dłuższych podaniach do zawodników ofensywnych. Tak właśnie padły dwie bramki. Lukaku dwukrotnie odebrał podanie od De Gei i pokierował akcję w ten sposób, by Rashford trafił do siatki. Druga połowa to już standardowe parkowanie, Liverpool zamknął United w hokejowym zamku i próbował atakować, ale nie był w stanie zrobić nic, poza podawaniem wzdłuż boiska. Bramkę pomógł im strzelić Eric Bailly. Dokładniejsza relacja z meczu znajduje się TUTAJ.
Tego dnia z drużyn liczących się w Anglii grała jeszcze Chelsea. The Blues gościli Crystal Palace. Podchodzili do tego spotkania po dwóch szlagierowych porażkach z rzędu. Antonio Conte nie mógł więc czuć się pewnie przed tym spotkaniem, ale całe na szczęście dla niego, tym razem dostał łatwe zadanie. The Blues przeważali i całkiem szybko strzelili dwie pierwsze bramki. Wtedy poczuli psychiczną pewność i osiedli. Oczywiście dalej mieli przewagę w posiadaniu piłki, ale nie dążyli już tak zdecydowanie do strzelenia gola. To mogło okazać się błędem, ponieważ Crystal Palace w doliczonym czasie gry zdobyło gola i zaczęła się niepotrzebna nerwówka. Można było śmiało tego uniknąć poprzez wrzucenie nawet nie piątki, a trójeczki w odpowiednim momencie i zamknięcia meczu jeszcze w pierwszej połowie.
Piłkarską niedzielę rozpoczynał Arsenal. Kanonierzy podejmowali u siebie wyżej wymieniony Watford. Tak jak wspominałem, nie był to tylko mecz o trzy punkty, ale również o godność, której Troy Deeney Kanonierom odmawiał. Mecz od samego początku wyglądał tak, jakby nikomu niczego na żadnej wysokości krocza nie brakowało. Zawodnicy obydwu drużyn wyszli nastawieni na zwycięstwo i grali ofensywnie. Spotkanie był bardzo ciekawe dla oka, ale emocji w pewnym momencie już jednak brakło. The Gunners okazali się po prostu lepsi piłkarsko, Watford nie mógł wygrać wymiany otwartych ciosów, mając po prostu słabszych zawodników. Niemniej jednak należą im się gratulacje za podjęcie rękawicy. To zwycięstwo to paradoksalnie zła wiadomość dla fanów londyńskiego zespołu. Arsenal zaczyna osiągać korzystne rezultaty, przez co włodarze mogą się nie zdecydować na zwolnienie Wengera po tym sezonie. Było to więc prawdziwie pyrrusowe zwycięstwo. Jeśli chcecie dowiedzieć się o meczu więcej, zapraszam TUTAJ
Później tego dnia na boisko wychodził Tottenham, który był podejmowany przez Bournemouth. Wisienki miały przed sobą naprawdę trudne zadanie, bowiem Koguty są ostatnio w wyśmienitej formie. Podopieczni Eddiego Howe’a znaleźli jednak na to sposób, stary, skuteczny, angielski sposób. Zamiast kopać piłkę, kopali zawodników Pochettino po nogach przez co z kontuzjami zeszli Alli i Kane. To jednak nie podcięło skrzydeł Kogutom, a tylko bardziej ich rozwścieczyło, czego efektem jest zwycięstwo 4-1. Prawdziwy koncert zagrał Son. Szkoda tylko, że Tottenham spóźnił się z taką formą o kilka dni, bo tak to byłby jeszcze w Lidze Mistrzów. Było to bardzo istotne zwycięstwo. Pozwoliło nie tylko utrzymać sporą przewagę nad piątą Chelsea, ale też wskoczyć nad Liverpool.
Kolejkę kończyło starcie Manchesteru City ze Stoke. Obywatele mieli proste zadanie. Trzeba było zwyciężyć, nie nadwyrężając się przed nachodzącymi decydującymi meczami sezonu. W końcu już niedługo ćwierćfinał Ligi Mistrzów i być może przypieczętowujące mistrzostwo spotkanie z Manchesterem United. Plan został wykonany w stu procentach. Obywatele cały czas kontrolowali przebieg spotkania, ale nie szarżowali. Dwie bramki zdobył grający tego dnia koncert David Silva. Hiszpan tym samym pokazuje, że pomimo faktu, że jest wiekowo dużo bardziej zaawansowany niż jego inni, kreatywni koledzy z zespołu, on wciąż jest równie ważny. Pep Guardiola po meczu powiedział, że są już bardzo, ale to bardzo blisko celu. Ja powiem więcej, oni już go osiągnęli.
Co się działo na innych stadionach? Łukasz Fabiański popisał się czystym kontem w zremisowanym bezbramkowo spotkaniu z Huddersfield. Biorąc pod uwagę, jak duży jest ścisk w tamtej części tabeli, każde oczko jest na wagę złota i to samo po meczu stwierdził menedżer Łabędzi. Radości z punktów nie mogli za to doświadczyć i to po raz kolejny z resztą, podopieczni Alana Pardew. Krychowiak i spółka przegrali wyraźnie z Leicester. Polak został zmieniony dosyć wcześnie i jeszcze przy wyniku 1-1. Nie można się więc dziwić, że Grzesiek się zdenerwował, być może gdyby był na boisku dłużej, West Brom nie przegrałby wcale. Świetny mecz zagrało też Newcastle. Sroki zmiażdżyły Southampton, co zakończyło się zwolnienie Mauricio Pellegrino. Święci znajdują się zaledwie jeden punkt nad strefa spadkową, więc muszą się trzymać na baczności. Czy nowy trener zdoła na szybko poukładać zespół, by utrzymać go w Premier League, czy raczej przyjdzie im podzielić los kolegów Krychowiaka, którzy już mogą powoli meldować się w Championship?
Wzorem swoich kolegów, którzy ubarwiają wam inne podsumowania grafikami, dorzucam obecną tabelę (źródło: Soccerway):