Lech wygrał bitwę o Poznań. Przy okazji przełamał się Raków
Piątek to ten piękny dzień, w którym po kilkudniowej przerwie do gry wraca ekstraklasa. Pierwszy dzień 19. kolejki był naznaczony derbami Poznania. Przed startem sezonu chyba nikt się nie spodziewał, że Warta przystąpi do tego spotkania będąc w tabeli nad Lechem. A jednak dokładnie tak wygląda sytuacja i celem "Zielonych" było odskoczenie lokalnemu rywalowi. Przystawką przed derbowym starciem była rywalizacja Rakowa Częstochowa z Podbeskidziem Bielsko-Biała.
Mecze Serie A, LaLiga oraz innych najlepszych lig pełnoletni widzowie mogą oglądać i obstawiać na stronie sponsora portalu, Betclic.pl. SPRAWDŹ TUTAJ!
MATERIAŁY PROMOCYJNE PARTNERA | W grach hazardowych mogą uczestniczyć wyłącznie osoby, które ukończyły 18 lat. Udział w nielegalnych grach hazardowych jest przestępstwem. | Hazard może uzależniać. BEM to legalny bukmacher. Gra u nielegalnych grozi konsekwencjami prawnymi.
RAKÓW CZĘSTOCHOWA - PODBESKIDZIE BIELSKO-BIAŁA 1:0 (53' Niewulis)
Raków: Holec - Piątkowski, Niewulis, Jach - Tudor, Poletanović (89' Malinowski), Sapała, Kun - Tijanić (74' Wdowiak), Ivi Lopez (80' Schwarz)- Gutkovskis (89' Arak)
Podbeskidzie: Pesković - Modelski, Janicki, Rundić, Mamić - Danielak (63' Miakuszko), Bieroński, Kocsis, Hora (80' Sierpina)- Biliński (62' Marzec), Wilson (57' Roginić)
Jedni i drudzy potrzebują punktów. Raków chce gonić Pogoń i Legię, a do tego wymagane są jego zwycięstwa i gorsze wyniki wymienionych powyżej zespołów. Podbeskidzie jest na przeciwległym biegunie. Bielszczanie nikogo nie gonią, a bardziej uciekają od ostatniej w tabeli Stali Mielec. Najważniejszym celem "Górali" jest utrzymanie w lidze, a o tym może zaważyć każdy punkt. Dlatego dla dzisiejszych gości nie ma meczów bardziej, lub mniej ważnych.
Dziś od pierwszego gwizdka było widać, kto jest wyżej w tabeli i kto dysponuje lepszymi zawodnikami. Raków od razu narzucił bielszczanom swoją przewagę i dążył do zwycięstwa. Podopieczni Marka Papszuna kontrolowali boiskowe wydarzenia przez całe 45 minut i tylko raz dopuścili do zagrożenia pod własną bramką. Widokiem, do którego przywykliśmy przed przerwą była niemal cała drużyna Podbeskidzia ustawiona bardzo blisko swojego pola karnego. No i takie nastawienie przyniosło efekt. Przyjezdni do przerwy nie stracili bramki i po zmianie stron mogli liczyć na jakąś zdobycz punktową.
Całkiem przyjemne 45 minut. Raków przez większość czasu kontrolował wydarzenia boiskowe, ale Podbeskidzie momentami także mogło się podobać.
— Wojciech Bąkowicz (@WBakowicz) February 26, 2021
Będą bramki po przerwie. To pewne. #RCZPOD
Po przerwie to właśnie zawodnicy Roberta Kasperczyka jako pierwsi zaatakowali i nawet zdołali trafić do siatki. Trafienie Gergo Kocsisa nie zostało jednak uznane przez arbitrów. Ten gol został anulowany, a chwilę później bielszczanie już przegrywali. Fenomenalnym uderzeniem z rzutu wolnego popisał się Ivi Lopez, ale tej próbie sprostał Michal Pesković. Golkiper nie miał już żadnych szans przy dobitce Andrzeja Niewulisa i skapitulował. Przegrywający "Górale" próbowali atakować, ale niewiele wynikało z ich ataków. Dominik Holec do końcowego gwizdka był praktycznie bezrobotny i Raków dość spokojnie dowiózł prowadzenie.
WARTA POZNAŃ - LECH POZNAŃ 1:2 (Kuzimski 46' - Johannsson 80', Tiba 90+4)
Warta: Lis - Grzesik, Kupczak, Ławniczak, Kiełb - Trałka, Kopczyński (45+1' Czyżycki) - Jakóbowski, Żurawski, Baku (86' Janicki) - Kuzimski (72' Jaroch)
Lech: van der Hart - Czerwiński, Rogne, Milić, Puchacz (75' Puchacz) - Karlstrom (67' Kvekveskiri), Tiba - Ramirez (75' Szymczak), Kamiński (67' Skóraś), Sykora - Johannsson (89' Salamon)
Przed rozpoczęciem spotkania w Grodzisku Wielkopolskim niemal cała Polska wiedziała, iż dla piłkarzy Lecha Poznań będzie to mecz szczególny. Pojedynek owiany nie tylko mianem derbów, ale przede wszystkim walki o życie i obowiązku ekspresowego awansu w ligowej tabeli. Po rozegraniu 18. kolejek zespół prowadzony przez Dariusza Żurawia był dopiero jedenasty. Mało komfortowa sytuacji w lidze obalała nawet słowa stworzonej przez kilkoma laty przyśpiewki. Wówczas brzmiała ona: "Miał być mistrz Polski, a będzie mistrz Wielkopolski". Na kilka kroków za półmetkiem tegorocznych rozgrywek, również tego drugiego w szeregach "Kolejorza" nie mogli być pewni. Do dzisiejszych derbów przystępowali bowiem w roli drugiej siły w Poznaniu, a presji narzuconej przez kibiców nie zazdrościł nawet dzisiejszy rywal.
Plan na to spotkanie musiał więc, być prosty. Lech miał wyjść odmieniony. Pokazać przysłowiowego pazura i wrócić do domu z kompletem punktów. I na tym planie tak właściwie się skończyło. Niczym w ostatnich tygodniach, piłkarze "Kolejorza" nie potrafili skruszyć bardzo szczelnej defensywy rywala. Co prawda nikogo to dziwić nie powinno. Warta Poznań jest w tym aspekcie jedną z sił przewodnich całych rozgrywek, lecz sugerując się ofensywą będącą w rękach wicemistrza Polski, było dość dużym zdziwieniem, iż wyrwanie punktów w starciu ze stosunkowo słabszym rywalem stanowiło aż tak wielki problem.
Strzelanie na obiekcie w Grodzisku Wielkopolskim rozpoczęli bowiem gospodarze. Zaraz po rozpoczęciu drugiej odsłony do siatki trafił Mateusz Kuzimski. Znów ujawnił się brak skupienia po stronie Lecha i syndrom zawahania, który od dobrych kilku tygodni podąża za podopiecznymi Dariusza Żurawia. A w tym wypadku wyjście było tylko jedno. Było trzeba gonić, by wrócić do Poznania z co najmniej jednym punktem. I próbowali. Swego dopięli dopiero w końcówce. Na dziesięć minut przed końcem regulaminowego czasu gry wyrównał Aaron Johannsson. Kropkę nad "i" postawił w doliczonym czasie Pedro Tiba. Mimo to, rodzi się pytanie. Czy było warto, odkładać wszystko na ostatnią chwilę? No nie warto.
Lech Poznań jest po prostu niepoważny. Ja wiem, że niespecjalnie czuć klimat derbów, jeszcze atmosfera meczu przyjaźni, ale w taki sposób wyjść z szatni po przerwie to kryminał. Warta ma charakter, zaangażowanie i konsekwencję, żadnych dodatkowych argumentów. Ale tyle wystarczy.
— Dominik Piechota (@dominikpiechota) February 26, 2021